Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saso Filipovski: Jestem zwolennikiem zasady ,,krok po kroku"

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
Saso Filipovski ma 41 lat. Pochodzi ze Słowenii. Wcześniej  pro-wadził Olimpiję Ljubljana, Lokomotiv Rostów i Turów Zgorzelec.
Saso Filipovski ma 41 lat. Pochodzi ze Słowenii. Wcześniej pro-wadził Olimpiję Ljubljana, Lokomotiv Rostów i Turów Zgorzelec. Tomasz Gawałkiewicz
- Byłem w kilku klubach, w których sytuacja była lepsza niż u nas, a problemy znacznie większe - mówi trener Stelmetu Zielona Góra Saso Filipovski.

- Decyzję o przyjęciu oferty Stelmetu podjął pan od razu czy po długim namyśle?
- Od razu. Byłem u siebie, w Słowenii, akurat nie miałem pracy i szukałem czegoś. Późnym wieczorem zadzwonił do mnie Walter Jeklin z propozycją. Z samego rana powiadomiłem go, że podjąłem decyzję i praktycznie następnego dnia siedziałem już w samolocie do Polski.

- Był pan wcześniej w Zielonej Górze?
- Nie. Miasto mi się bardzo podoba, jest tu czysto i ładnie. Lubię kontakt z naturą, pojeździć na rowerze, pobiegać. Tu mam wszystko co trzeba, a do lasu z mego domu, kawałek. Do tego fajna hala, dobra drużyna, duże zainteresowanie kibiców. Uważam, że trafiłem w ciekawe miejsce.

- Jechał pan w nieznane. Wiedział pan coś o zespole?
- Praktycznie nic. Dopiero lecąc samolotem odszukałem w internecie wyniki z tego sezonu. Nie miałem zbyt wiele czasu, bo od razu był mecz pucharowy. Początki były trudne, bo zaraz wyjazdy, a więc z autobusu do hotelu, potem do hali i znów w drogę. Ale powoli się poznawaliśmy. Pokazywałem to co umiem i znam. Chłopaki szybko opanowali system, w jakim chcemy grać. Wymieniliśmy dwóch zawodników niezadowolonych z roli, jaką pełnią w zespole i dziś wszystko jest w porządku.

- Czy to trudny moment dla trenera objęcie zespołu w trakcie sezonu, bo nie ma wyników, a dotychczasowy szkoleniowiec zostaje jako jego asystent?
- Mam 20 lat doświadczenia w tym zawodzie. Taka sytuacja nie spotyka mnie pierwszy raz, bo tak było choćby w Rzymie i Rostowie. Ale to prawda, że to nie jest łatwe. Ale mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że mam dobrych asystentów, którzy wykonują fajną robotę. W sumie jesteśmy na dobrej drodze. Teraz chodzi o to, by ciągle robić krok do przodu, nie patrząc na problemy. Nie jest tajemnicą, że sytuacja finansowa nie jest dobra.

- Właśnie. Jak pan sobie radzi z tym, że trzeba wymagać od zawodników w sytuacji, kiedy są zaległości?
- Uważam, że mieliśmy do tej pory dużo szczęścia, bo w Polsce inne kluby dotykały wcześniej problemy finansowe, a Stelmet potrafił znaleźć takich zawodników, którzy pozwolili osiągnąć wynik. Przecież nie co rok znajduje się Waltera Hodge'a. Także to, że są u nas tacy zawodnicy, którzy mimo tych kłopotów ciężko trenują , są skoncentrowani na grze, walczą. Tak więc nie muszę przełamywać jakichś oporów. Zresztą nie chodzi tu tylko o graczy, także o pracowników klubu. Oni też nie dostają pieniędzy, ale pracują. Mimo tych kłopotów idziemy do przodu. Mam nadzieję, że to się poprawi, ustabilizuje. Bo to prawda, że zawodnicy, aczkolwiek świetnie wypełniają obowiązki, nie żyją tylko koszykówką. Mają rodziny, ambicje, plany, a kłopoty prędzej czy później mogą mieć wpływ na ich postawę. Byłem w kilku klubach, w których sytuacja była lepsza niż u nas, a problemy większe.

- Preferuje pan partnerski układ trener - zawodnicy, czy też jest pan zwolennikiem rządów silnej ręki ?
- Nie jestem egocentrykiem. Wszystko nie musi się obracać wokół mnie i moich decyzji. Jestem normalnym człowiekiem. Za mną są sukcesy, ale też porażki, dobre i złe historie. Stąd nauczyłem się też słuchać. Zawodnicy czują grę i zawsze biorę pod uwagę to, co mówią. Lubię tych, którzy dobrze pracują i starają się. Nie znoszę dających z siebie mało, za to dużo filozofujących. Na szczęście mam w zespole profesjonalistów, którzy są nimi także poza boiskiem Ja też cały czas się uczę od nich. U mnie koszykarz spokojnie może powiedzieć, co mu się nie podoba. Oczywiście decyzję ja podejmuję, ale biorę pod uwagę ich opinię.

- Czasem trudno dogodzić kibicom. Jak pan znosi ewentualną krytykę?
- Wszystko zależy od punktu widzenia. Są malkontenci, którzy zawsze coś znajdą, na przykład przy zwycięstwie słabą jedną kwartę, albo czemu ten gra, a ten nie. Ale tacy ludzie są byli i będą.

- To, że gramy o złoto to jasna sprawa. Czy po drodze zakłada pan pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej, czy też nie ma to znaczenia, bo najważniejsze będą play offy?
- Jestem zwolennikiem zasady ,,krok po kroku". Inaczej może być tak, jakbyś szedł po urwisku. Jak spojrzysz do przodu, możesz spaść, do tyłu także. Tak więc robisz to, co masz wykonać w tym momencie. Stąd dziś najważniejszy jest dla mnie trening, a jutro mecz z Energą Czarnymi. Te kroki na koniec złożą się na całość. Ale nie uchylam się. Walczymy o złoto. Tego się od nas oczekuje.

- Koszykówka to pana całe życie?
- Można tak powiedzieć. Byłem i jestem zakochany w niej. Grałem w zespołach juniorskich, zdobywaliśmy mistrzostwo Słowenii . Wiedziałem, że nie będę Michaelem Jordanem. Odniosłem też ciężką kontuzję i było mi łatwiej podjąć decyzję, żeby zająć się szkoleniem. Podjąłem studia, prowadziłem zespoły młodzieżowe, potem zostałem asystentem, wreszcie pierwszym trenerem Olimpii Ljubljana . Miałem 28 lat, a graliśmy wówczas w Eurolidze. Kilku zawodników było starszych ode mnie. Ale przecież graczy się nie oszuka. Jak nie znasz się na tym, co robisz, zaraz to wyczują. Zresztą autorytetu nie zyska się tylko tym, że jesteś trenerem. Musisz pokazać, co potrafisz. Kiedy w życiu zdobędziesz medale, ale też przegrasz, to zobaczysz ,że najważniejszy jest trening i mecz. Celebracja po sukcesie trwa jeden dzień. Największa satys¬fakcja jest wtedy, kiedy zespół robi postęp, zawodnicy wykorzystują moje rady, są coraz mocniejsi, dostają dobre kontrakty, mają większepieniądze. Stają się też lepszymi ludźmi. To mnie motywuje.

- Czego panu życzyć?
- Tego co wszystkim w klubie i wokół niego. Pozytywnej energii.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska