Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serby: Duchowny opowiedział wiernym o śmierci księdza

Anna Białęcka
W poniedziałek mieszkańcy Serbów mogli wysłuchać szczegółów zbrodni ich proboszcza. Wcześniej zapalali znicze w miejscu mordu
W poniedziałek mieszkańcy Serbów mogli wysłuchać szczegółów zbrodni ich proboszcza. Wcześniej zapalali znicze w miejscu mordu fot. Anna Białęcka
W rocznicę śmierci ks. Władysława i jego gospodyni Heleny ojciec Kazimierz Piotrowski, redemptorysta z warszawskiej prowincji zakonu, przedstawił mieszkańcom wsi, dokładne okoliczności podwójnego zabójstwa. Oto jego relacja

- Mija rok od pamiętnego wieczoru i poranka, do tej pory jako redemptoryści nie wypowiadaliśmy się na temat. Czyniliśmy to świadomie, by nie utrudniać śledztwa prokuraturze. Jako rodzina macie prawo do tej wiedzy, więc chcę wam opowiedzieć o tych wydarzeniach. To, co dzisiaj powiem jest nam znane z przebiegu śledztwa. To są fakty, nie domysły.

Zarobił w lombardzie

To była sobota, 11 stycznia 2008 r. Ten młody człowiek przed południem wyjechał busem z Lipinek do Głogowa. Wiózł na sprzedaż rzeczy, które zrabował po morderstwie gospodyni w Ciosańcu. Odwiedził w Głogowie kilka lombardów. Chciał sprzedać przede wszystkim radiomagnetofon. Udało mu się to przy ul. Morcinka. Dostał 50 zł. To były jedyne pieniądze, jakie miał przy sobie. Szedł pieszo z Głogowa w kierunku Serbów. Było jeszcze widno, około 15.00. Przechodził i zauważył kościół w Serbach. Poszedł dalej. W lesie się przebrał i zostawił walizkę, w której miał rzeczy z Ciosańca. Wrócił na posesję kościoła, obejrzał wszystko, przeskoczył ogrodzenie obok garażu, który był pusty. Schował się. Kiedy zaczął zapadać zmrok, zauważył, że garaż jest otwarty i stoi w nim auto. Paliło się światło na plebani. Z domu wyszedł ojciec Władysław z latarką i poszedł do garażu. Później wrócił do budynku. Sprawca wszedł do garażu i tam znalazł świecznik. Schował się na dachu i czekał.

Ściągnął mu kurtkę

Po chwili ojciec Władysław wrócił, aby zamknąć garaż. Zostawił otwartą plebanię. Wtedy ten młody człowiek zeskoczył z dachu ze świecznikiem. Ojciec Władysław nie przeczuwał zagrożenia, szedł w jego kierunku. Stanęli twarzą w twarz. Wtedy duchowny otrzymał uderzenie w głowę. Ksiądz zaczął uciekać. Ten młody człowiek nie potrafił powiedzieć, czy wzywał pomocy. Kiedy go gonił, zadawał ciosy świecznikiem. Aż ks. Władysław upadł. Przestał reagować. Ale wciąż otrzymywał ciosy świecznikiem. Sprawca przeciągnął księdza trasą, którą znacie. Ściągnął mu kurtkę. I paletą, stojąca obok garażu, przykrył ciało. Pani Helena nie wiedziała, co się działo. Była w otwartym domu. Ten człowiek wszedł na plebanię i plądrował pokój po pokoju. Trafił na jeden zamknięty. Zszedł do kotłowni i tam szukał łomu. Znalazł młotek.

Wrócił po walizkę

W korytarzu coś zaniepokoiło panią Helenę. Otworzyła drzwi, by zobaczyć, co się stało. Ten młody człowiek nie patrzył, kto to jest, zaczął całą siłą uderzać kobietę. Pierwszy cios był w czoło. Pani Helena upadła, wtedy otrzymała kolejne ciosy. Nie wzywała pomocy, nie charczała. Gdy ją zamordował, jak gdyby nigdy nic, przeszukiwał dalej dom. Ukradł pieniądze. To były datki, które ks. Władysław zbierał wśród wiernych na wsparcie remontów kościołów redemptorystów na Syberii.

Ten młody człowiek wziął auto, pojechał do lasku, w którym zostawił walizkę. Było około 22.00. Pojechał w kierunku Krzepielowa. Później ruszył do Niemiec, po pewnym czasie wrócił do Polski. Kiedy dowiedział się z radia, że polo jest poszukiwane, spalił je pod Krosnem. Pod Szczecinem z ogłoszenia kupił opla tigrę. I właśnie w tym aucie zatrzymała go policja niemiecka. Wcześniej okradł swojego pracodawcę w Niemczech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska