Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serce zielonogórskiego deptaka bije coraz wolniej

Leszek Kalinowski
Dr Krzysztof Nawratek wraz ze swoimi studentami z Anglii będzie szukał sposóbów na uratowanie naszego deptaka
Dr Krzysztof Nawratek wraz ze swoimi studentami z Anglii będzie szukał sposóbów na uratowanie naszego deptaka Mariusz Kapała
Podejmowane próby reanimacji na niewiele się zdają. Choć lekarze starają się postępować właściwie. Jak w serialu ,,Na dobre i na złe". Niestety to tylko film. Rzeczywistość jest bardziej okrutna.

Deptak umiera. To diagnoza postawiona już kilka lat temu. My piszemy o tym przynajmniej od dwóch lat.
I trudno się uwolnić od tej myśli, nawet próbując ożywić starówkę. Wszak nowe gazony za unijne pieniądze jak nic kojarzą się zielonogórzanom raczej z cmentarzem i trumnami niż tętniącym życiem centrum miasta. Choroba dotknęła tę część Winnego Grodu wcale nie tak nagle. Rozwijała się powoli wraz z kolejnymi hipermarketami. Lepiej żeby ich nie było? To niemożliwe. Są wszędzie. Dzięki nim spadły ceny. Trudno wyobrazić sobie, byśmy w czasach wielkiej gonitwy mieli robić zakupy tylko w małych sklepikach. Deptak - hipermarket pod gołym niebem i z oddalonymi parkingami - nie mógł konkurować. Już na starcie było pewne, że przegra. Ale już wtedy trzeba było myśleć o profilaktyce. Obniżyć podatki? By nie zamykały się sklepy, restauracje, kawiarnie. Może trzeba było wykorzystać prawo, jak zrobiły to inne miasta, zamykając drogę do opanowania centrum przez banki, firmy ubezpieczeniowe? Może ostrożniej trzeba było sprzedawać mieszkania zielonogórzanom, których przecież interesuje tylko zysk, więc wszystko im jedno komu wynajmą lokal. Może trzeba było przekonać uniwersytet, by nie uciekał z placu Słowiańskiego (trzy budynki pełne studentów) i pomóc mu je zmodernizować?

Tak się jednak nie stało. Mamy więc telefony, banki, lumpeksy. I puste witryny albo zaklejone napisami o prowizjach, procentach. Instytucje czynne do 18.00. Które magnesem ściągającym ludzi na deptak nie są.
Trudno znaleźć sklep warzywny czy spożywczy, który nie jest Asem czy Żabką. Nawet Delikatesy, które zapraszały nas tu niemal od zawsze, zniknęły niedawno z deptakowego krajobrazu. Ratunkiem miała być rewitalizacja starówki. Owszem, odrestaurowane kamienice cieszą oczy, ale to za mało. To jeszcze nie powód, by tu bywać. Wiele nadziei pokładano w załataniu straszącej przez lata dziury naprzeciw ratusza. Jednak Złoty Dom z tarasem widokowym wciąż pozostaje w sferze planów.

Co jakiś czas pojawiają się różne pomysły, bo nie ma co ukrywać, że coraz więcej osób angażuje się w ratowanie śródmieścia. Jednak to tylko chwilowe leczenie objawów. Potrzebna jest spójna koncepcja. Wieloletnia. Śródmieścia jako całości. W tej chwili bowiem panuje wielki bałagan. Mamy trzy rodzaje ławek, kwietników, lamp. Wiem, wszystko wymaga kasy. I czasu na jej zdobycie. Chodzi tylko o to, by drugi, trzeci etap modernizacji deptaka był spójny z innymi działaniami, które będziemy tu podejmować. Choćby mające się pojawić place zabaw czy proponowane stoły do gry w szachy...
Mam nadzieję, że w końcu efekty dyskusji będzie widać gołym okiem. Bo do tej pory mam wrażenie, że tylko gadamy, gadamy, gadamy... Powstają różne twory jak stowarzyszenie czy komisja radnych ds. ożywienia starej części miasta. Próbujemy wzorować się na innych krajach. Ściągamy menadżera starówki z Holandii, który opowiada nam o jarmarkach. Delegacja jedzie przekonać się, jak tam poradzono sobie z problemem. Zapraszamy studentów architektury z Anglii z wybitnym specjalistą drem Krzysztofem Nawratkiem, którzy właśnie u nas goszczą. Poznają nasze miasto, rozmawiają z mieszkańcami. Trudno dziś mówić o konkretach, bo pomysły mamy poznać za siedem miesięcy. Może uda się im, z zewnątrz dostrzec to, czego my na co dzień nie dostrzegamy? Może warto coś przenieść z Zachodu? Choć nie wszystko się da. Przykład małego targowiska w miejsce ryneczku Pod Topolami. Wyglądał brzydko, ale ściągał klientów. Teraz estetycznie nie można nic mu zarzucić. Świeci jednak pustkami.

Jak podkreśla wiele osób, do przeszłości nie wrócimy. Życie poszło bardzo do przodu. Trzeba to widzieć. Dziś oferta deptaka musi być szczególna. Począwszy od restauracji i wymyślnych dań dla całej rodziny (plus miejsca, atrakcje dla dzieci), skończywszy na miejskich inwestycjach (dobrym pomysłem byłoby planetarium w dawnym kinie Wenus). Myślę, że dyskusjami wszyscy są już zmęczeni. Z tych rozmów, ankiet, debat musi przecież jawić się obraz: czego chcemy, czego chcą mieszkańcy. Czas więc na konkrety. I konkretne pieniądze (może z podatku ściąganego z Focusa?). Na drobną architekturę, od dawna obiecaną fontannę przy filharmonii, zieleń i kwiaty (stanowczo jej za mało, popatrzmy jak to robią w Kołobrzegu czy Wolsztynie), większe zaangażowanie mieszkańców (wielu nie chciało postawić skrzynek z pelargoniami w oknach, które fundował urząd) i większą tolerancję (jak ktoś mieszka w centrum, musi się liczyć, że deptak nie chodzi spać z kurami) czy większe zainteresowanie inwestycjami ze strony radnych (odrzucili powstanie tu salonu gier, a może warto było dokładnie poznać propozycje), większą elastyczność prowadzących tu swoją działalność handlarzy i restauratorów (wydłużenie czasu pracy, akcje, promocje, atrakcyjne witryny i reklamy).
Do zrobienia jest wiele. I każdy może dołożyć swoją cegiełkę. Mam nadzieję, że wreszcie uda się z niej coś zbudować. Trwałego. Na razie bowiem czas mija i działa na niekorzyść serca miasta, które ledwo zipie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska