Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Show nie rozwiąże problemu getta biedy

Wojciech Olszewski 68 387 52 87 [email protected]
Wadim Tyszkiewicz w pełnej emocji dyskusji z Piotrem Ikonowiczem powiedział głośno to, co po cichu myśli duża część społeczeństwa
Wadim Tyszkiewicz w pełnej emocji dyskusji z Piotrem Ikonowiczem powiedział głośno to, co po cichu myśli duża część społeczeństwa fot. Olga Kałuska
Gdy Piotr Ikonowicz pojawił się przed furtką posesji Wadima Tyszkiewicza, by skosić trawnik, symbolicznie padło pytanie o to, jak pomagać wykluczonym społecznie ludziom. Czy medialne show choć trochę pokazało jak?

Koszenie przydomowego trawnika prezydenta Nowej Soli przez lewicowego działacza odbiło się głośnym echem w całym kraju. Przede wszystkim za sprawą opublikowanego przez "Gazetę Lubuską" filmu z nagraniem pełnej emocji dyskusji przy furtce.

Obaj politycy są przekonani, że medialnym happeningiem, obfitującym w mocne stwierdzenia, coś istotnego udowodnili. Tyszkiewicz, wypłacając 18 zł brutto za "artystyczne skoszenie trawnika tak, by wyglądem przypominał pole golfowe" chciał pokazać, że "nierób żyjący na koszt społeczeństwa" może zapracować na czynsz w mieszkaniu socjalnym. Ikonowicz, upokarzając się przed samorządowcem, zapewne sądzi, że udowodnił, iż to niemożliwe.

Ja mam płacić za nierobów?!

"Bardzo dobrze, że w końcu ktoś sprzeciwił się nierobom", "Piękna miazga Ikonowicza", "Prezydent zgasił pajaca", "Tyszkiewicz na prezydenta Polski" - można było przeczytać na wielu stronach internetowych.
"Wreszcie znalazł się ktoś, kto nie boi się powiedzieć prawdy o tych wszystkich nierobach, którym się wydaje, że to państwo ma pracować na nich, a nie odwrotnie" - stwierdza Frugopl na forum "GL".

Czytaj więcej Wielkie koszenie trawnika Wadima Tyszkiewicza (wideo)

"A co, ja mam za nierobów płacić? Można dorobić i nie jęczeć, posprzątać, skosić trawnik, pomóc w drobnych pracach i nie liczyć na państwo. Państwo to też ja. A ja się nie zgadzam, by finansować z moich podatków nierobów!" - dodaje Zbulwersowana.
"Popieram prezydenta. Najczęściej bezczelnie o pieniądze wyciągają łapę właśnie ci, którzy myślą, że wszystko im się należy i z własnego nieróbstwa wpędzili się w problemy finansowe" - pisze Katti.

Bo według przytłaczającej większości, włodarz Nowej Soli powiedział głośno to, co po cichu myśli duża część społeczeństwa.
Zdaniem dra Lecha Szczegóły, socjologa z Uniwersytetu Zielonogórskiego, zjawisko utrwalających się grup wykluczonych społecznie wynika z tego, że w kraju mamy tradycję żerowania na opiekuńczym systemie. - Racja prezydenta Tyszkiewicza, wyrażona w dość brutalny sposób, polega na tym, że i w PRL-u, i w czasie transformacji można było w Polsce egzystować na marginesie społecznym, korzystając z nieszczelnego systemu pomocy. Mając status niebieskiego ptaka, nie opłacało się rzeczywiście podejmować żadnej legalnej pracy, nawet kosić trawnika - mówi Szczegóła.

Wyraźnie zaznacza, że należy unikać uproszczeń, bo w gettach biedy są też ludzie uczciwi, którzy chcieliby wyjść z wykluczenia. - Nie ma jednak systemowych mechanizmów klasyfikacji i odróżnienia tych, którzy zasłużyli sobie na opinię wyrażoną przez prezydenta Tyszkiewicza, od tych, którym warto pomagać. Takich, którzy rokują nadzieję, mają motywację i chęć do wyjścia z ubóstwa, a system nie potrafi zaoferować im nic innego niż jałmużna - dodaje socjolog.

Tylko potem nie płaczcie

- Na co dzień mało kto myśli o problemach ludzi dotkniętych biedą. Społeczeństwo, także to bogatsze, zamyka się w swoich gettach i chce funkcjonować w akceptowanych przez siebie warunkach. Nie chce czuć brudu, smrodu, słyszeć wulgarnych słów. Buduje ścianę, by nie widzieć. Postrzega tę grupę bezosobowo, bezimiennie - uważa Aleksander Tomaszewski, prezes Towarzystwa im. Brata Alberta w Nowej Soli. - A to społeczeństwo musi pamiętać o obowiązku pomocy tym osobom, którym brakuje dostatecznych środków do zaspokojenia podstawowych potrzeb: jedzenia, ubrania, schronienia. Musimy zapewnić im minimum egzystencji, by w jakiś sposób mogli godnie żyć - zasiłki socjalne, pomoc dla dzieci, dopłaty do mieszkań. Od tego nie można się wymigiwać.

Zauważają to też internauci, którzy komentują happening z kosiarką.
"Państwo musi prowadzić politykę społeczną i to państwo jest odpowiedzialne za to, żeby ludzie żyli na odpowiednim poziomie, gdy pracują, i wtedy, kiedy nie pracują nie ze swojej winy, np. z powodu bezrobocia. W dodatku domagam się, żeby ta polityka była skuteczna, czyli żeby zmniejszały się obszary biedy. Precz z bantustanem i ignorancją - pisze Mio. I trudno się z tym nie zgodzić.

"Dzielcie, izolujcie, wykluczajcie ludzi biednych. Tylko nie płaczcie, jak biedni się zorganizują i w desperacji wyjdą na ulice polować na bogatych. Będziecie siedzieć wystraszeni w swoich domach, przeklinając tych, którzy do tego stanu doprowadzili. Pomoc dla ludzi biednych to nie marnowanie pieniędzy przez bogatych, ale wybór mniejszego zła, to inwestycja w bezpieczeństwo - zauważa inny internauta.
I może dlatego lepiej byłoby, gdyby Tyszkiewicz i Ikonowicz 20 sierpnia zrezygnowali z odegrania przed dziennikarzami teatru z kosiarką w tle, a spotkali się na kawie i rzetelnie porozmawiali o rozwiązaniu problemu wykluczonej części społeczeństwa. Co wtedy powiedzieliby reporterom?

Poklask i porażka

- W sensie marketingowym prezydent Tyszkiewcz na tym spektaklu skorzystał, bo pokazał swoje twarde oblicze. Ludzie instynktownie odczuwają, że w Polsce mamy problem z tym, że wielu żeruje na systemie opieki społecznej i nie chce pracować. Prezydent do tego stereotypu nawiązał i może liczyć na poklask - ocenia Szczegóła. - Strategicznie to jednak porażka i pokazanie, że nie ma pomysłu i że chyba go miał nie będzie. Rozumiem rozgoryczenie prezydenta, ale pokazuje tym samym własną bezradność.

Po tylu latach sprawowania funkcji powinien mieć coś więcej do zaoferowania tym ludziom niż chodzenie i szukanie pracy na własną rękę. Prezydent Tyszkiewicz nie może się uchylić od poszukiwania bardziej efektywnych rozwiązań. Tym ludziom trzeba dać realne technicznie szanse wyjścia z marginesu. Te ścieżki muszą być organizowane przez instytucje, państwo, samorząd i stowarzyszenia.

- Jeśli w Nowej Soli powstaną kolejne zakłady i pojawią się nowe miejsca pracy, jeśli nawet powstaną następne dwie strefy przemysłowe, to tych ludzi nikt nie zatrudni. Nie łudźmy się, oni nie spełnią wymagań pracodawców - komentuje Tomaszewski. - Powód? Nadużywanie alkoholu, niepunktualność, ci ludzie szybko się męczą, bo są schorowani. A pracodawcy nie chcą mieć robotników działających na połowie obrotów.

Jak wyrwać się z getta biedy?

Socjolog i społecznik widzą podobne rozwiązania. Po pierwsze: programy pomocowe, które spowodują wzrost aktywności tej grupy. Po drugie: banki pracy pośredniczące między osobami gotowymi do wykonywania systematycznie kilkugodzinnych robót a ludźmi, którzy chcieliby zatrudniać. - Taka dorywcza, ale regularna praca dałaby możliwość uzyskiwania uczciwych dochodów i spłacania należności. Wtedy byłoby też jasne, kto nie chce podejmować się nawet takiej roboty. Kwestie techniczne leżą w wyobraźni urzędników, samorządowców i organizacji pozarządowych - podpowiada Szczegóła.

W Towarzystwie im. Brata Alberta pracuje 15 osób. Tylko część na stałe. Porządkują miejskie parki, sprzątają ulice, zbierają śmieci, koszą trawniki, uprawiają ogród. Czy jest szansa, by mając taką robotę, spróbowali czegoś więcej i wyrwali się z grupy wykluczenia? - Nie - Tomaszewski nie ma wątpliwości. - Większość nie zgłosi się do normalnej pracy, choćby im ją proponowano i nie zawsze są temu winni. Winny jest dawny system, rodzice, dziadkowie, którzy doprowadzili do tego, że są tacy, a nie inni.

Komu udało się wyrwać z getta biedy? - To pojedyncze przypadki. Nie łudźmy się, te osoby do końca życia będą uzależnione od pomocy społecznej. Nigdy nie odbudują sobie planu życiowego, bo w jakimś czasie on się zawalił. Bez pomocy z zewnątrz nie są w stanie go odbudować. Ale gdy im się nie pomoże, pozostaną w marazmie i będą staczali się po równi pochyłej. Tak to wygląda. Przykra, smutna rzeczywistość - stwierdza Tomaszewski.

- Należy przerwać dziedziczenie marginalizacji społecznej. Często ludzie skażeni patologiami nie chcą zrezygnować z tego stylu życia, w którym się wychowali i w którym egzystują, korzystając z możliwości życia w szarej strefie połączonej ze zjawiskami przestępczymi czy patologicznymi - mówi Szczegóła. - Dzieciom, które wychowują się w takich rodzinach, należy stwarzać szansę przerwania łańcuszka, w którym młodzi przejmują styl życia rodziców. Wielu ludziom w tej sytuacji można jedynie pomóc przetrwać. Szansa, by stali się normalnymi obywatelami, na co liczy pan Ikonowicz, prezentując idealistyczne, lewicowe stanowisko, jest niewielka.

- Samo dążenie do celu, ciągłe próby zmiany położenia tych ludzi jest już czymś niezwykle ważnym. Choć celu można nie osiągnąć - zaznacza Tomaszewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska