Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkarze AZS UZ Zielona Góra awansowali do finału II ligi

Przemysław Piotrowski 68 324 88 69 [email protected]
Zielonogórzanie na razie mogą się cieszyć. Pierwszy krok do awansu za nimi, ale droga jeszcze długa i wyboista.
Zielonogórzanie na razie mogą się cieszyć. Pierwszy krok do awansu za nimi, ale droga jeszcze długa i wyboista. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Aspirujący do awansu do pierwszej ligi AZS UZ Zielona Góra nie zawiódł w rewanżowych meczach play off. Co prawda w pierwszym przegrał z Cuprumem Mundo Lubin, ale w drugim zmiażdżył rywali.

Dzięki temu jednemu zwycięstwu, do dwóch poprzednich triumfów u siebie, nasi dopisali kolejny na wyjeździe i w walce do trzech wygranych są górą. Ale awans do finału naszej grupy łatwo nie przyszedł. Akademicy przyzwyczaili nas do tego, że czasem potrafią zlekceważyć rywala. Tak się stało w pierwszym meczu. I nawet wejście na parkiet trenera Tomasza Palucha nic nie dało, bo zielonogórzanie grali w Lubinie bez ładu i składu.

Prowadzenie 2:0 w meczach spowodowało, że nasi podeszli do meczu w sposób "szybko wygrać i spadać do domu". Ale gospodarze tylko czekali na taki obrót sprawy i szybko skarcili nas już w pierwszym secie. Gdy w drugim AZS UZ wygrał, wydawało się, że mocniejszy kadrowo zespół akademików zrobi swoje i pewnie zwycięży. Niestety, kolejne dwie partie to był obraz nędzy i rozpaczy. Nie funkcjonowało rozegranie, fatalnie ustawiany był blok, a Mikołaj Mariaskin, który wyjątkowo zagrał na libero w miejsce wciąż nie w pełni formy po kontuzji Bartosza Odwarznego, nie potrafił sprostać temu odpowiedzialnemu zadaniu.

W obu setach nasi odstawali od gospodarzy pod każdym względem i nie potrafili znaleźć recepty na mocne ataki i solidny blok przeciwników. Porażka 1:3, co najgorsze w fatalnym stylu, nie była dobrym omenem przed wczorajszym meczem numer cztery.

Trener Paluch zdecydował, że na libero Mariaskina zastąpi Wiktor Zasowski, który przed dwoma tygodniami świetnie wywiązał się z tego zadania. To był strzał w dziesiątkę, bo młody zielonogórzanin znów pokazał, że nie pęka w najważniejszych momentach. Kapitan został natomiast przesunięty na przyjęcie i też spisywał się na tej pozycji znacznie lepiej. Pierwszy set, choć trochę nerwowy nasi na szczęście wygrali. Ale w kolejnym znów się pogubili i polegli aż do 17. Szykowały się wielkie emocje.

Ale akademicy, jak to oni, włączyli trzeci bieg w najbardziej odpowiednim momencie. Ciężar gry wziął na siebie Wojciech Lis, który znów udowodnił, że słowo lider, pasuje do niego jak ulał. Jego ataki były prawie w stu procentach skuteczne. Do tego Piotr Przyborowski, do spółki z Jakubem Kowalczykiem, Łukaszem Klucznikiem i Piotrem Borkowskim postawili prawdziwy mur, na którym rozbijały się wszystkie akcje lubinian. Nasi wygrali tę odsłonę do 12 i chyba odebrali rywalom ochotę do dalszej walki. Bo w czwartym secie gospodarze już nie ponieśli rękawicy. Świetna, pomysłowa i skuteczna gra zielonogórzan pozwoliła szybko uciec na kilka punktów. Przewagę nasi utrzymali do końca spotkania, które mieli pod całkowita kontrolą.

- Bałem się trochę po tej pierwszej porażce, bo zagraliśmy wówczas totalne dno - mówił szkoleniowiec akademików Paluch. - Źle taktycznie, ospale, po prostu beznadziejnie. Ale w szatni padło kilka ostrych słów i chłopaki obiecali, że to się nie powtórzy. Wzięli się do roboty i możemy cieszyć się z awansu do finału naszej grupy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska