Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siły natury nam nie pomogą

Wojciech Wyszogrodzki
Gustaw Nawrocki w tym roku kończy 50 lat. Jest absolwentem gorzowskiego I LO i poznańskiej ASP. Swoje prace prezentował na wielu wystawach w kraju i za granicą. Zajmuje się malarstwem i scenografią teatralną. Kuratorem Galerii BWA w MOS został 1 lutego 2006 r.
Gustaw Nawrocki w tym roku kończy 50 lat. Jest absolwentem gorzowskiego I LO i poznańskiej ASP. Swoje prace prezentował na wielu wystawach w kraju i za granicą. Zajmuje się malarstwem i scenografią teatralną. Kuratorem Galerii BWA w MOS został 1 lutego 2006 r. Kazimierz Ligocki
- Utarło się, że jak ktoś pracuje w kulturze, to wdycha opary farb i tak przeżyje. Bzdura! Kultura wymaga takiego samego działania marketingowego jak inne dziedziny - mówi GUSTAW NAWROCKI, kurator Galerii BWA w Miejskim Ośrodku Sztuki.

- Mówi się, że praca w MOS to synekura dla znajomych byłej dyrektor wydziału kultury, że ta instytucja jest uprzywilejowana…
- Kto tak mówi?

- Internauci na forach…
- Nie czuję, że moja posada jest jakąś synekurą. Wystarczyłoby spojrzeć, ile zarabiam. Ta pensja nie jest nawet porównywalna do zarobków na podobnym stanowisku w innych miastach. A internauci często nie weryfikują informacji. Kiedyś zabrałem głos na temat tego nieszczęsnego malowidła przedstawiającego Wenecję. Na forach byłem potem obrażany, ale co mogę zrobić. Zdania nie zmienię: malowidło jest brzydkie. Szkoda miejskich pieniędzy, a na to poszło przecież chyba 17 tys. zł! Owszem, w internecie pojawiają się ważne głosy, płynące z serca, bo ludzi coś boli. Muszę jednak stwierdzić, że dyskusje o kulturze są rzadkie - musi pojawić się jakiś tekst w gazecie, jak np. wasza debata.

- Gdy w tym roku okazało się, że budżet miasta przeznaczony na kulturę będzie mniejszy, dostrzeżono dysproporcje w zatrudnieniu w instytucjach kultury. MOS jest ponoć rekordzistą, ma 18 etatów. Poza tym tę instytucję cięcia budżetowe dotknęły w najmniejszym stopniu - tu obcięto jedynie kilka procent, a innym kilkadziesiąt. To nie jest uprzywilejowanie?
- Nie wiem, skąd ma pan takie informacje. Miejskiemu Ośrodkowi Sztuki obcięto budżet w takim samym stopniu jak innym instytucjom kultury w Gorzowie. Tę sytuację odczuwamy boleśnie. A w MOS pracuje tyle osób, bo oprócz działalności wystawienniczej prowadzimy bardzo dużo projektów edukacyjnych. Zresztą w Gorzowie nakłady na kulturę od wielu lat są niewystarczające. Patrząc na to z mojej perspektywy, nie mogę zrealizować wielu projektów, które wymagają większych pieniędzy. W niektórych galeriach jest tak, że kuratorzy zamawiają u artystów wystawy, czyli je produkują. Ja nie mam takiej możliwości.

Kiedy słyszę, że w kulturze pracują ludzie "pozytywnie zakręceni", którzy nie muszą normalnie zarabiać i żyją dla idei, to krew mnie zalewa. Utarło się, że jak ktoś pracuje w kulturze, to jakiś dziwny jest, nawdycha się oparów farb i tak żyje. To bzdura. Kultura wymaga profesjonalizmu i takiego samego działania marketingowego jak inne dziedziny. To produkt, który trzeba sprzedać. Sztuka wymaga odpowiedniego podania. Nie może być tak, że jak jest wernisaż, ściągamy wiadra, bo leje się z sufitu. W Galerii BWA nie było poważnego remontu od 30 lat.

- Ile kosztuje jedna wystawa?
- To zależy. Gdybym miał statystycznie podzielić mój budżet na dziewięć wystaw, wyszłoby po 7 tys. zł na jedną. Najdroższy jest katalog, on promuje artystę, galerię, no i miasto. Nie stać mnie na większe wydawnictwa. Za katalog w okrojonej wersji płacę 4-5 tys. zł.

- Gorzowski MOS ma dyrektora, dwie galerie z kuratorami - jeden jest miejscowy, drugi z daleka. Zielonogórskie BWA też ma dwie galerie, ale tam zatrudnionych jest kilka osób. No i tamtejsza instytucja jest znana i ceniona w kraju. Mają więcej pieniędzy?
- Zielonogórska Galeria BWA ma dwie sale, nie galerie. Wojtek Kozłowski na swoją pozycję pracował wiele lat. Bardzo cenię jego dokonania. Ta galeria jednak funkcjonuje w trochę innych realiach. On sam nastawiony jest na promowanie sztuki stricte najnowszej, a budżet ma na pewno wyższy.

O naszej instytucji też chyba nie możemy powiedzieć, że jest nieznana i niedoceniana. Mnie osobiście jeszcze żaden artysta nie odmówił wystawienia swoich prac. Wielu twórcom zależy na współpracy z naszą galerią - doceniają to, jak działamy. Jeśli chodzi o program, to w Gorzowie nie można zamykać drogi do prezentowania artystycznego "mainstreamu". Należy pokazywać zjawiska, może trochę łatwiejsze w odbiorze, ale na wysokim poziomie, z różnorodnych obszarów współczesnej sztuki.

- Nasze miasto potrzebuje takiej galerii sztuki? Może jest nam to obojętne, widząc nieliczne grono ciągle tych samych bywalców…
- To jedyna instytucja w Gorzowie, która w takiej skali zajmuje się sztuką współczesną. W ciągu roku mamy ponad 20 wydarzeń, a jest to niemało. Chciałoby się więcej, ale aby startować o granty czy fundusze unijne, potrzebny jest wkład własny. Dziennikarze pytają mnie na wernisażach, dla kogo jest dana wystawa. Odpowiadam: dla gorzowian. To wrażliwa, znakomita publiczność i warto dla niej się starać. Goszczący w naszej instytucji artyści są zaskoczeni dużą frekwencją na wernisażach - tak nie dzieje się wszędzie.

- W innych miastach bardziej dba się o artystów?
- Nie wydaje mnie się, żeby Gorzów jakoś szczególnie negatywnie wyróżniał się na tym polu. Są stypendia prezydenta dla młodych twórców. Z drugiej strony jeśli ktoś wybrał zawód artysty, pewnie zdawał sobie sprawę, że będzie czasem cierpiał.

- A pan cierpi z tego powodu, że Zofia Bilińska nie przychodzi na wystawy? Przypomnijmy, iż ogłosiła to kilka miesięcy temu, bo nie podoba się jej sztuka prezentowana w MOS…
- Przychodzi. Może nie na wernisaże, ale przychodzi. Cenię i szanuję Zosię jako artystkę. Namawiam ją na wystawę i może do tego dojdzie.

- Czy jest jakaś dziedzina gorzowskiej kultury, dzięki której możemy być znani w kraju? Czy jesteśmy w stanie stworzyć jakieś wydarzenie uznawane w Polsce? Reggae chyba już nie odbudujemy…
- Sam uczestniczyłem w pierwszych festiwalach reggae w Gorzowie. Owszem, były one siermiężne, ale atmosfera była wspaniała. Teraz, żeby nagłośnić jakiekolwiek działanie w sferze kultury, potrzebne są pieniądze. Nie da się tego zrobić siłami natury. Siłami natury to można dziecko urodzić. W przypadku sztuki nie można myśleć w kategoriach masowości czy statystyk. Chcemy w MOS realizować poważne, cykliczne projekty o zasięgu co najmniej ogólnopolskim. Nie będą one jednak skierowane do masowego odbiorcy. Nawet duże i bogate miasta mają problem ze znalezieniem swojej identyfikacji i wymyśleniem "markowej" imprezy.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska