Dramat wydarzył się niemal rok temu, 2 lipca, na peryferyjnej ulicy Zbąszynka wiodącej na cmentarz. Pan Zygmunt został potrącony przez tira. W wypadku stracił nogę, którą musiano mu amputować. PZU Życie, gdzie był ubezpieczony, utratę nogi wyceniło na... 120 zł.
- Szok, skandal, to rażąca niesprawiedliwość - mówi Krzysztof Czwojdrak, syn poszkodowanego, który odwołał się od tej decyzji ubezpieczyciela i czeka na rozstrzygniecie. Ponieważ syn obawia się o wynik odwołania zwrócił się o pomoc do redakcji.
Z upoważnienia ojca pan Krzysztof załatwiał sprawę odszkodowania. Stając przy kasie w wolsztyńskim punkcie obsługi klienta PZU Życie S.A. doznał wręcz szoku. Okazało się, iż ubezpieczyciel uznał utratę nogi za 2-procentowe uszkodzenie ciała! I za to wypłacił... 120 zł.
- Mąż się rozpłakał, jak się o tym dowiedział - przekazuje Marianna Czwojdrak. - Przez 42 lata opłacaliśmy regularnie składki ubezpieczeniowe...
Z. Czwojdraka z żoną i sąsiadami spotykamy przed domem na ul. PCK w Zbąszynku. Jest na wózku. - Na kolei do emerytury przeszedłem wszystkie stanowiska, od konduktora, kierownika pociągu do dyżurnego ruchu, a skończyłem... - pokazuje kikut. - 2 lipca jechałem z cmentarza rowerem, zahaczyła mnie przyczepa tira.
- Helikopterem wzięli męża do szpitala w Zielonej Górze, tam się okazało, iż jedna noga jest tak zmiażdżona, że trzeba ją amputować - ciągnie żona. - Druga była złamana, miał wyrwaną piętę, poza tym poharataną głowę, co do dziś widać...
Czwojdrak wyszedł ze szpitala 22 sierpnia. W karcie szpitalnej zapisano: "zmiażdżenie uda prawego z okolicy nadkłykciowej", "złamanie kości strzałkowej lewej". 21 października 2008 r. Powiatowy Zespół ds. Orzekania Niepełnosprawności w Świebodzinie orzekł "stopień niepełnosprawności znaczny, konieczność stałej opieki".
- Gdzieś w lutym, marcu zacząłem ojca namawiać na rehabilitację, wpierw w domu, miesiąc temu trafił do szpitala w Sulechowie - przypomina syn. - Przypomnieliśmy sobie o ubezpieczeniu. 7 kwietnia złożyłem w Wolsztynie - gdzie mieszkam i gdzie rodzice są ubezpieczeni w PZU Życie - odpowiednie papiery.
Kazano je jeszcze uzupełnić, a w końcu do taty przyjechał orzecznik z PZU Życie.
- Był ktoś taki w kwietniu, ale nawet nie wiem kto to był, co ustalił; powypełniał papiery i pojechał - relacjonuje pani Marianna.
W Wolsztynie same tajemnice
- To jest bulwersujące, że pojawiły się u rodziców dwie osoby, w tym prawdopodobnie lekarz, ale nie ma żadnego śladu tej wizyty, nie znamy nazwisk, nic - irytuje się syn, który potem usiłował poznać konkrety, lecz w wolsztyńskim punkcie obsługi klienta PZU Życie odmówiono mu informacji.
Ostatecznie punkt PZU Życie przekazał Czwojdrakom wiadomość, iż w kasie jest do odebrana odszkodowanie. Syn wziął upoważnienie od ojca i poszedł po pieniądze.
- Gdy mi wypłacono 120 zł, osłupiałem - relacjonuje syn. - A jeszcze bardziej, gdy okazało się, iż tyle przysługuje za dwuprocentowe uszkodzenie ciała! Przyznaję, uniosłem się. Chciałem od pracownic usłyszeć wyjaśnienia. Kilka lat temu ojciec miał złamaną kostkę w nodze, wówczas oszacowano to na 9 proc. A brak nogi to tylko 2 proc.?!
K. Czwojdrak chciał się wreszcie dowiedzieć, kto jest orzecznikiem, na jakiej podstawie wydano tak szokującą decyzję, co na nią wpłynęło? Jednak w Wolsztynie niczego się nie dowiedział.
- Przyjąłem te śmieszne 120 zł, gdyż stwierdzono, że muszę, jeśli chcę się odwoływać - opowiada Krzysztof. - Oczywiście ojciec złożył odwołanie. Powiedziano, że może zostać utrzymana poprzednia decyzja, albo zbierze się nowa komisja. Mnie jednak interesowało, jaka kara spotka w tym drugim wypadku orzecznika lub kogoś odpowiedzialnego za tę skandaliczną decyzję. Znów niczego się nie dowiedziałem, a dokumentów ojca nie chciano pokazać, panie jak automaty powtarzały te same zdania.
Do czego ma prawo ubezpieczony
- Nie rozmawiamy na poziomie POK-u - powiedział bardzo "życzliwie" damski głos w PZU Życie Wolsztynie i się nie przedstawił, mimo że wiedział z kim rozmawia. - Proszę się kontaktować z oddziałem w Poznaniu lub centralą w Warszawie. Dziękuję!
Trzasnęła słuchawka telefonu. W Poznaniu usłyszeliśmy sygnał w telefonie punktu obsługi klienta: "nie ma takiego numeru". Poznański numer oddziału PZU Życie milczy mimo wielu prób. - Ubezpieczyciel ma obowiązek uzasadnić swoje stanowisko, jeśli ubezpieczony tego się domaga - przekazuje Krystyna Krawczyk z biura rzecznika ubezpieczonych w Warszawie. - Ponadto ubezpieczony ma prawo dostępu do całej dokumentacji dotyczącej sprawy, może domagać się skopiowania jej, ma też prawo poznać nazwisko orzecznika, tutaj nie ma żadnych tajemnic.
Krawczyk sugeruje w tej sytuacji Czwojdrakom napisanie skargi do rzecznika ubezpieczonych, a także podanie firmy ubezpieczeniowej do sądu.
Z ostatniej chwili
Wczoraj przed godz. 15.00 nagle do pani Czwojdrak zadzwonił telefon. - Niespodziewanie odezwała się pani z Życia w Poznaniu, nazywa się Beata Oleksy.
Powiedziała, że to była pomyłka, przeprasza za sytuację, a orzecznik wyliczył mężowi 56 proc. utraty zdrowia i dostaniemy nawet odsetki - dziwi się żona poszkodowanego i przekazuje nam numer telefonu do Poznania. Podała też nasz telefon pracownicy PZU Życie.
Dzwonimy, żeby uzyskać potwierdzenie dobrej wiadomości. Odzywa się... hurtownia. W kolejnej próbie telefon milczy... Pracownica PZU Życie nie skontaktowała się z nami. Jutro będziemy pytać, skąd nagła zmiana decyzji firmy i dlaczego zawiadamia o niej telefonicznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?