Czwartek w bibliotece wojewódzkiej w Zielonej Górze zaczął się normalnie. A okazał się tragicznym. Pracownica rzuciła się z okna czwartego piętra budynku.
Śmiertelny upadek
- W ten okropny dzień pani Elżbieta była u mnie - wspomina szefowa biblioteki wojewódzkiej Maria Wasik.
Przyniosła podanie o urlop. - Po 25 latach pracy w bibliotece powiedziała, że jedzie na Śląsk szukać pracy. Zapewniłam, że jak nic z tego nie wyjdzie, ma wracać do nas - mówi M. Wasik.
Pani Elżbieta wyszła z gabinetu. Wsiadła do windy. Był tam inny pracownik. Nie wcisnęła żadnego guzika.
- Jakby jeszcze się zastanawiała, jakby nie chciała... - domyśla się M. Wasik.
Po chwili czwarte piętro wybrał pracownik biblioteki. Elżbieta wjechała do wypożyczalni czasopism. Poprosiła o jedno z pism. Gdy mężczyzna poszedł go poszukać, otworzyła okno. Usiadła na parapecie i skoczyła.
- Dlaczego? - pytają wszyscy w bibliotece.
Dwa listy
Na parapecie Elżbieta zostawiła dwa listy. - W jednym prosi o powiadomienie wymienionych osób o śmierci, w drugim cytuje Mickiewicza i Miłosza - informuje p.o. rzecznika zielonogórskiej policji podinsp. Piotr Puchała. Miała też napisać, że jej życie było ciężkie.
Po tragedii pojawił się wątek mobbingu ze strony szefowej biblioteki.
- W listach nie ma mowy o kłopotach zawodowych w bibliotece - zapewnia podinsp. Puchała.
Faktem jest, że przed miesiącem Elżbieta dowiedziała się o przeniesieniu. Z filii na os. Zastalowskim trafiła do głównego budynku biblioteki. Wszyscy mówią, że filię kochała.
- Ta praca faktycznie była dla niej wszystkim - mówi kierowniczka i przyjaciółka zmarłej Halina Zielińska.
Bywało, że spóźniała się. Powodem była opieka nad ciężko chorą mamą. Czytelnicy się skarżyli. Pani Elżbieta w końcu dostała upomnienie. Takie jak wielu innych. - Dostają je choćby za źle poukładane książki - mówi M. Wasik.
Przed zmianą rozmawiano z Elżbietą. - Chcieliśmy jej pomóc, żeby mogła lepiej opiekować się mamą, przyjęła to spokojnie - wspomina H. Zielińska. Po przeniesieniu droga do pracy zajmowała jej kilka minut.
Dyrektor Wasik podkreśla, że nigdy nikogo nie zwolniła.
Jest mi ciężko
Pani Elżbieta od pewnego czasu mówiła, że jest jej ciężko. We wtorek spotkała się z nią przedstawicielka związkowców.
- Pytałam, czemu chce się zwolnić po tak wielu latach pracy - opowiada. Pani Elżbieta nie wpuściła jej do mieszkania. Kobiety godzinę rozmawiały na dworze. - Nic nie zapowiadało nieszczęścia - mówi przedstawicielka związkowców.
Gdy w czwartek policjanci poszli do domu pani Elżbiety, powiadomić matkę o śmierci córki, drzwi nikt nie otwierał. Sami weszli do środka. Znaleźli tam martwą mamę pani Elżbiety.
Kobieta nie żyła prawdopodobnie od dwóch, może trzech dni. Pani Elżbieta mogła nawet nie spostrzec, że zmarła.
Prawdopodobnie Elżbieta skoczyła, bo nie poradziła sobie ze śmiercią mamy. - W końcu tylko z nią żyła - mówią koleżanki z pracy.
W bloku przy Wojska Polskiego opowiadają, że pani Elżbieta była zamknięta w sobie. Przyjaciółka wspomina, że gdy były dziećmi, trzymano ją pod kloszem. Rodzina też była niedostępna.
- W domu nawet domofonu nie zakładali, jak zapytałam dlaczego, to Elżbieta powiedziała, że i tak nikt nie przychodzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?