Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoki narciarskie: Mamy zawodników z zębem

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Ostatnie zawody Pucharu Świata w Zakopanem, które odbyły się w ubiegły weekend, dały nam odpowiedź na dwa pytania. Po pierwsze, Polska w końcu ma drużynę z prawdziwego zdarzenia. Po drugie, istnieje "życie" po Adamie Małyszu.

- Wszystkim nam brakuje Adama, ale Zakopane to wciąż wspaniałe miejsce do skakania - przyznał Austriak Andreas Kofler po konkursie drużynowym, który po raz pierwszy w historii odbył się na Wielkiej Krokwi. Mimo że Polak, jeden z najlepszych zawodników w historii tej dyscypliny, karierę skończył dwa lata temu, jego magia w Zakopanem będzie trwać zapewne jeszcze długo.

Wystarczyło przypatrzyć się reakcji kibiców, gdy na telebimie pojawił się Małysz z nagranymi pozdrowieniami. Wrzawa, która się rozpętała, zagłuszyła pierwsze słowa czterokrotnego medalisty olimpijskiego. Dlatego - kiedy skoczek z Wisły zamienił narty na samochód rajdowy - wiele osób miało obawy o frekwencję w Zakopanem i zainteresowanie skokami narciarskimi w Polsce. Jak więc jest teraz?

Liczba kibiców, którzy pojawiają się na Wielkiej Krokwi systematycznie spada. Na pierwsze zawody z udziałem będącego na topie Małysza w 2002 r., przyszło 50 tys. kibiców. Ale wtedy organizatorzy przesadzili. Wielu fanów, choć kupiło bilety, nie weszło na zawody. Teraz frekwencja z sezonu na sezon maleje, lecz jest bezpieczniej. W tym roku przygotowano się na tylko 13 tys. osób w jeden i drugi dzień. Na konkursie drużynowym doping był słabszy, jednak trzeba zaznaczyć, że był to piątek i zaledwie dwa dni wcześniej rozegrano konkurs indywidualny w Wiśle. W sobotę trybuny były już zalane biało-czerwonymi flagami.

Mimo niższej frekwencji w Zakopanem, dekada sukcesów Małysza zrobiła swoje. W czwartek pod Hotelem Hyrnym, gdzie zakwaterowani byli skoczkowie, pierwszy łowca autografów pojawił się o czwartej nad ranem. Tymczasem zawodnicy do stolicy polskich Tatr zaczęli się zjeżdżać dopiero w południe. Krótki wypad Norwegów i Japończyków na zakupy do dyskontu po odwołanych treningach i kwalifikacjach, skończył się prawie ucieczką przed kibicami z aparatami w ręku. Maciej Kot przed jednym z konkursów nie miał szans, by spokojnie potruchtać uliczką koło skoczni i nie być zaczepionym przez co najmniej kilkanaście osób. Gregor Schlierenzauer i Kamil Stoch po zawodach rozdawali zdjęcia w formacie pocztówek ze swymi podobiznami. Tak było łatwiej, bo pewnie nie nadążyliby z podpisywaniem się w notesach.

- Jestem zmęczony, ale dziś muszę być przygotowany na spotkania z kibicami - przyznał z uśmiechem zwycięzca sobotniego konkursu Anders Jacobsen. Nie mylił się. Przed Hyrnym na sportowców czekał tłum ludzi. - Ta skocznia jest wyjątkowa i ludzie także. Gdy siadam na belce startowej i słyszę kibiców, to aż chce mi się skakać. Moi koledzy uważają tak samo - zapewniał jeszcze Jacobsen.
Zwycięstwa Małysza także podniosły skoki na nieosiągalny wcześniej u nas poziom. W obecnej, dziewiątej już edycji zawodów Lotos Cup - startują w niej głównie juniorzy i juniorki - bierze udział rekordowa ilość 196 uczestników. Od 2004 r. i sensacyjnego złotego medalu Mateusza Rutkowskiego w norweskim Strynie, prawie z każdych mistrzostw świata juniorów wracamy z medalami lub miejscami w czołówce.

Doczekaliśmy się mistrzów świata w kategorii dzieci. Co prawda nie mamy jeszcze skoczka na poziomie zbliżonym do Małysza, ale mamy przynajmniej jednego, który potrafi wygrywać pojedyncze konkursy i walczyć o medale mistrzostw świata. Mowa o pochodzącym z podzakopiańskiego Zębu Kamilu Stochu. I po latach niepowodzeń w rywalizacji drużynowej, wygląda na to, że doczekaliśmy się prawdziwego teamu Polska. W Zakopanem biało-czerwoni zajęli drugie miejsce, powtarzając sukces z 21 marca 2009 r. z Planicy. To było szóste podium w historii naszych występów w Pucharze Świata (po raz pierwszy w trójce byliśmy w Villach w 2001 r., z obecnym trenerem kadry Łukaszem Kruczkiem w składzie). Ale po raz pierwszy mamy tak wielu punktujących reprezentantów.

W tym sezonie w PŚ na liczonych miejscach jest rekordowa liczba dziewięciu Polaków. Od noworocznych zawodów w Garmisch-Partenkirchen mamy dwóch zawodników w czołowej 10. Gdyby zmagania drużynowe na Wielkiej Krokwi przeliczyć na wyniki indywidualne, w pierwszej czwórce byłoby trzech naszych skoczków. A po pierwszych seriach zakopiańskich konkursów braliśmy całą pulę, czyli dwa zwycięstwa.

Musimy sobie odpowiedzieć tylko na jedno pytanie. Czy lepiej mieć w reprezentacji jednego geniusza i grupę co najwyżej średniaków, czy kilku solidnych chłopaków, których stać na pojedyncze zwycięstwa?

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska