Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skradziono 21 dowodów: nikt nie powiadomił właścicieli

Alicja Kucharska
Krzysztof Kapica/ Polska Press
Bulwersująca sprawa wyszła na jaw dopiero po kilku miesiącach. Prokuratura podjęła na nowo postępowanie, które w czerwcu umorzyła policja.

Do kradzieży dowodów osobistych z USC w Świebodzinie doszło w kwietniu. Wiadomo o trzech przypadkach, w których na właściciela dowodu, który nigdy nie został przez niego odebrany, zaciągnięto pożyczkę. Co ważne, żadnej z 21 osób nie powiadomiono o kradzieży. Dowiedziały się o niej… przypadkiem!

- Podjęliśmy postępowanie z uwagi na to, że pojawiły się nowe okoliczności w sprawie - informuje Krzysztof Pieniek, prokurator rejonowy.

Policja prowadziła postępowanie pod kątem kradzieży dokumentów i umorzyła je z powodu niewykrycia sprawcy. - Z uwagi na to, że nie braliśmy udziału w tych czynnościach, nie wiedzieliśmy o sprawie. Po kilku miesiącach otrzymaliśmy informacje o wyłudzeniu kredytów, albowiem otrzymaliśmy w tym zakresie akta z policji. Połączyliśmy to zawiadomienie z wcześniejszą kradzieżą i postępowanie podjęliśmy na nowo - podkreśla K. Pieniek. Prokuratura ma informacje o trzech osobach, na które kredyty zaciągnięto. Łącznie zobowiązania wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pożyczki są różnej wielkości, a umowy zawarte z przedstawicielami różnych placówek. - Są kwoty mniejsze, jak kilkaset złotych, ale i większe, po 5-6 tysięcy - mówi prokurator.

Udało nam się dotrzeć do przyjaciółki jednej z pokrzywdzonych. Kobieta, na którą wzięto pożyczki mieszka za granicą, przyjaciółka - za upoważnieniem - opiekuje się domem i wszelkimi sprawami w Polsce. - To chora sytuacja - zaczyna kobieta (imię i nazwisko do wiadomości red.). Jak wyjaśnia, obie dowiedziały się o sprawie dopiero w lipcu. - Przyjaciółka przyjechała tutaj na urlop. W pierwszej kolejności postanowiła odebrać dowód. W urzędzie powiedziano jej, że dowodu nie ma i zaproponowano wyrobienie kolejnego w przeciągu tygodnia. Za bardzo nie wiedziała co zrobić, więc się zgodziła. Gdy opowiedziała mi tę sytuację, zapytałam „a co z tamtym dowodem? Wyparował?” - wspomina kobieta. - Koleżanka poszła do urzędu po raz drugi, ale i wtedy nie otrzymała klarownej informacji - wyjaśnia.

Wściekłe postanowiły złożyć zawiadomienie na policji. Tam usłyszały, że by podjąć sprawę, niezbędne jest zaświadczenie z USC, że dowodu faktycznie nie wydano. - Wróciłyśmy do domu. Koleżanka zaczęła przeglądać swoją korespondencję. Nagle krzyczy „mam coś do zapłaty”. Sprawdziłyśmy firmę, z której przyszło wezwanie. To internetowa firma oferująca pożyczki. W ciągu tygodnia przyszło kolejne pismo, z innej firmy - mówi kobieta.

Pierwsza wynosiła 960 zł. Urosła do kwoty bliskiej 1300. Kolejna to 750 zł.- Niby nieduże kwoty, ale to absurd. Jak mogło do tego dojść? - pyta podenerwowana.

Kobiety ustaliły, że konto założono w kwietniu, a pożyczkę zaciągnięto pod koniec maja. - Poprosiłyśmy o kopię umowy. Gołym okiem widać różnicę w podpisach - zaznacza. - Rozmawiałyśmy z kierowniczką tego oddziału. Przecież konta zakłada się indywidualnie. Jak więc możliwe, by po pierwsze, nie sprawdzić podpisów, a po drugie przyjaciółka ma tak oryginalną urodę, włosy, że trudno się pod nią podszywać. Dodatkowo okazano nam historię transakcji feralnego konta. Są tam niskie wpłaty o tytułach „kwalifikacja”, „opłata weryfikacyjna” „akceptacja umowy pożyczki”, ale i przelewy większe tytułowane „zwrot kasy”. Wygląda to tak, jakby osoba podszywająca się pod koleżankę sama udzielała pożyczek. Najpierw złotówka, która potwierdza chęć pożyczki, później jakieś zwroty. Jest też wypłata - wylicza.

Kobiety konto w banku zlikwidowały. O ustaleniach nie poinformowały policji, bo - jak zaznacza nasza rozmówczyni - skoro one potrafiły ustalić fakty w godzinę, to i funkcjonariusze będąc w posiadaniu tych samym dokumentów, powinni się sprawą zająć. - To ich rola! - dodaje. Kolejny raz udały się do urzędu, żądając rozmowy z kierowniczką USC. Wtedy też wezwano policję i złożono zawiadomienie.

- Nie chodzi o kwoty, ale jak można dopuścić do takich sytuacji? Jak można nie poinformować? Bez różnicy, czy policja czy urząd. Należało to zrobić! Gdyby koleżanka w lipcu nie przyjechała, dalej nie wiedziałaby o zadłużeniach. Mam wiele zastrzeżeń do działania tych instytucji. Jak już nie informowali, to powinni zablokować dowody na amen. Przecież, gdyby ci ludzie o tym wiedzieli, sami wypełniliby formularz w BIKU-u i otrzymywali alerty - podsumowuje kobieta.

Policja stoi na stanowisku, że to urzędnicy powinni informować właścicieli dowodów. W urzędzie zaś, że to wykracza poza ich kompetencje, a dodatkowo w dniu kradzieży zapewniono ich, że policja zajmie się sprawą. Do kradzieży doszło w poniedziałek, kiedy w urzędzie jest najwięcej petentów. - O kradzieży od razu powiadomiłyśmy policję. Czynnik ludzki na pewno zawiódł, ale pracownicy ponieśli już konsekwencje - zaznacza Urszula Walkowiak. Dokumenty tożsamości przechowywane są w kasie pancernej, pod alarmem. - Jednak w trakcie obsługi bieżącej są pod nadzorem pracownika. Po weryfikacji wewnętrznej i zgłoszeniu sprawy policji, zostałyśmy zapewnione, że urząd jest pokrzywdzonym, a policjanci wykonają czynności zgodnie z procedurami i to oni poprowadzą śledztwo. Dopytywałyśmy o to, ponieważ po kradzieży możliwe było popełnienie kolejnego przestępstwa, a więc wyłudzenia kredytu - przypomina kierownik USC. Mimo to, urzędniczka - dla pewności - postanowiła zasięgnąć pisemnej opinii LUW czy faktycznie zawiadamianie osób nie leży w kompetencjach urzędu. - Mamy pisemne potwierdzenie tego stanowiska, że nie było to w kompetencjach urzędu, a wszelkie działania powinny być prowadzone w porozumieniu z policją - zaznacza. Z uwagi na powagę sytuacji czterech pracowników otrzymało nagany. Jednego przeniesiono do innego wydziału, jeden już nie pracuje.

Romuald Klaszczyński, zastępca komendanta policji zapewnia, że funkcjonariusze, zrobili w tej sprawie wszystko, co mogli. - Dokumenty nie zostały wydane osobom, w związku z czym nie trafiły do obiegu. Były w posiadaniu USC, dlatego też to urząd odpowiadał za ich zabezpieczenie i wydanie. Gdy zostały utracone, w tym przypadku pokrzywdzonym jest ten, który kradzież zgłosił. Właściciele dokumentów nie mieli żadnego statusu w postępowaniu dotyczącym kradzieży, a więc policja nie informowała ich o sprawie. W mojej ocenie powinien to zrobić przedstawiciel urzędu - komentuje R. Klaszczyński. Dlaczego więc policjant zapewniał urzędnika, że taka informacja będzie przekazywana? - Z naszych informacji wynika, że takie stwierdzenie nie padło podczas rozmowy - odpowiada nadkomisarz. - Obecnie pod nadzorem prokuratury prowadzimy trzy sprawy związane z kradzieżą i wyłudzeniem kredytów. Sprawa została zgłoszona do Związku Banków Polskich - zaznacza.

Właściciele wszystkich skradzionych 21 dokumentów są ustaleni. Są wśród nich dowody osób małoletnich. Jeszcze wiele osób po plastykowe karty się nie zgłosiło. Do wszystkich 21 osób rozesłano pisma, by stawiły się i złożyły zeznania. Do prokuratury zgłaszają się kolejne osoby, które mogą być pokrzywdzone w sprawie.

Dowody zastrzeżono w policyjnych bazach danych, urzędnicy zastrzegli je w ogólnym rejestrze dowodów osobistych. Niestety, do tych baz danych nie mają dostępu bankowcy udzielający kredytów czy pożyczek, dopiero działania prokuratury uregulowały tę kwestię. Czy jednak informacja o kradzieży dowodu, czy jego unieważnieniu, zmieniłaby coś w przypadku para-banków? W Internecie odnajdujemy firmę, z której przychodziły do naszej bohaterki informacje o zadłużeniu. Wystarczy podać kwotę pożyczki, przejść proces rejestracji, by utworzyć konto. Wszystko za pośrednictwem strony internetowej. Wymagane jest podanie swoich danych i zgody na sprawdzenie danych m. in. w BIK. Z tym, że w powyższych przypadkach takie dane do BIK-u przez nikogo nie zostały wprowadzone, ani przez nikogo sprawdzone.

Co robić, kiedy zaginie dowód osobisty? - wyjaśnia specjalista bankowy, Michał Tkaczuk
W trakcie procedury kredytowej bank weryfikuje, czy dowód osobisty znajduje się w bazie dokumentów zastrzeżonych. Wykorzystanie dowodu osobistego innej osoby jest przestępstwem i każdorazowo takie przypadki są zgłaszane przez bank na policję. - Jeżeli dojdzie do utraty dowodu, w pierwszej kolejności właściciel dokumentu powinien zgłosić jego utratę policji. Sporządzony protokół zgubienia będzie dowodem w przypadku nieuprawnionego użycia. To bardzo ważne poświadczenie, które należy przedstawić w sądzie, np. aby udowodnić, że kredyt został wypłacony komuś, kto posłużył się naszym dokumentem tożsamości w celu wyłudzenia - wyjaśnia ekspert. Jednak samo zgłoszenie utraty dokumentów policji bądź w urzędzie nie wystarcza. Dla własnego bezpieczeństwo oraz ochrony swojego mienia powinno powiadomić się również bank lub wprowadzić do bazy dokumentów zastrzeżonych. - Dzięki temu odpowiednia informacja trafi do wszystkich instytucji finansowych działających w ramach tego programu. Ostatnim krokiem jest powiadomienie najbliższego organu gminy o utracie dokumentu i złożenie wniosku o wyrobienie nowego - dodaje M. Tkaczuk. Jeśli dokument znajduje się w Systemie Dokumentów Zastrzeżonych, oznacza to, że powinien być wyeliminowany z obrotu. Dodatkowym rozwiązaniem dla klientów są również „Alerty BIK”, czyli informacje SMS o zmianach w naszej historii kredytowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska