Szefowie firmy twierdzą, że wszystko u nich jest w porządku.
Sprawa ciągnie się od kilku lat. Letnicy, którzy mają swoje działki najbliżej, skarżą się na hałasy agregatów chłodniczych z zakładu Lubuska Tradycja i Smak. I nie chcą, żeby zakład działał w tym miejscu. - Ten ciągły warkot agregatów jest nie do zniesienia, szczególnie w nocy - opowiadają.
Składali skargi do różnych urzędów. - Ale bez skutku - tłumaczą.
Wyjadą z tej wsi?
Sprawa kolejny raz stanęła na sesji rady miejskiej. - Niektórzy zapowiedzieli, że sprzedadzą działki i wyniosą się z Lubiatowa - opowiada sołtys wsi Krystyna Pieczeńczyk.
Jednak gmina interweniować nie zamierza. Bo jak twierdzą włodarze, nie jest stroną w tym sporze. - My nie możemy nakazać wstrzymania działalności, bo na urząd nie wydawał decyzji pozwalającej na jej prowadzenie - tłumaczy Halina Dąbrowska ze sławskiego magistratu.
Urzędnicy z gminy czekają na rozstrzygnięcia nadzoru budowlanego, który zajmował się sprawą przeróbek w tym budynku.
- A jeśli ci ludzie czują się pokrzywdzeni działalnością zakładu, mogą złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - dodaje burmistrz Cezary Sadrakuła.
Są wątpliwości
Zamieszanie trwa, a zakład nadal produkuje kebaby. Choć powiatowy nadzór budowlany ma wątpliwości.
- Nie powinien prowadzić takiej działalności, jak w obecnym zakresie - wyjaśnia szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego we Wschowie Ryszard Jakubczak. - W tej sprawie prowadzimy postępowanie.
Jak dodaje, sprawa powinna się rozstrzygnąć do końca tego roku. Chodzi o kwestie przebudowy i zmiany użytkowania pomieszczeń.
Zastrzeżeń nie ma powiatowy lekarz weterynarii. - Wszystkie stawiane przez nas wymogi spełniają - tłumaczy Maciej Szubiak. - Jeśli nadzór budowlany zabroni im działalności, wtedy my wydamy podobną decyzję. Ale póki co uwag nie mamy.
Wieś by skorzystała
Szefowa firmy dziwi się, że nie może spokojnie prowadzić biznesu. - Mam pozytywną dla nas decyzję wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego - opowiada Małgorzata Łukasik.
- Tam jest jasno napisane, że nasz budynek nie zmienił swojego przeznaczenia. Tak jak kiedyś, tak dziś rozbierane jest mięso. Ono jest tu tylko krojone, układane w kebaby i zamrażane.
Jak mówi, nie ma tu wędzarni, więc nie powinno to być uciążliwe. - A od naszych agregatów bardziej hałasują auta na ulicy - zauważa. - Dziwię się tej nagonce na nas. My jesteśmy otwarci, wieś mogłaby skorzystać na naszej obecności.
Właścicielka dodaje także, że w nocy nie prowadzi się w jej firmie rozbioru mięsa. - Dla świętego spokoju uczulam też kierowców, by nie parkowali w nocy w pobliżu zakładu, tylko przyjeżdżali rano - mówi M. Łukasik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?