Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowo może zranić duszę, a ręka ciało

Jakub Lesiński 68 324 88 69 [email protected]
Tadeusz Duda ma 69 lat. Od 1971 roku trener Gwardii Zielona Góra. Ponadto wiceprezes PZKB.
Tadeusz Duda ma 69 lat. Od 1971 roku trener Gwardii Zielona Góra. Ponadto wiceprezes PZKB. Mariusz Kapała
- Ludzie cały czas myśleli, co jest lepsze: karate, czy boks. W końcu ktoś wpadł na to, aby jedno z drugim połączyć - przyznał trener Tadeusz Duda.

- W młodości był pan bokserem.
- Walczyłem nie za długo, bo osiem lat. Zaczynałem dość późno, będąc siedemnastolatkiem. Udało mi się jednak zdobyć tytuł mistrza Polski juniorów. Moim pierwszym klubem był Włókniarz Zawiercie, następnie przeszedłem do ŁTS Gliwice. Podczas studiów na warszawskiej AWF boksowałem w miejscowej Gwardii. Na koniec kariery stoczyłem cztery walki w barwach Gwardii, ale już zielonogórskiej. Miałem wtedy 26 lat i byłem już trenerem.

- Co zafascynowało pana w sportach walki?
- Bardzo chciałem uprawiać szermierkę. Pochodzę z Zawiercia, a tam nie było takiej sekcji. Kiedyś zdarzyło mi się obejrzeć zawody bokserskie na wolnym powietrzu. Spodobało się, zapragnąłem walczyć.

- Jak pan trafił do Zielonej Góry?
- Będąc jeszcze w Gwardii Warszawa, reprezentowałem ten sam pion. Kończyłem studia, pytano mnie, gdzie chcę dalej pójść. Miałem kilka propozycji, w tym jedną z Zielonej Góry. Tutaj akurat odchodził trener, poszukiwano nowego. Czekało na mnie mieszkanie, przyjechałem i zostałem do dziś. Od razu spodobało mi się to miasto.

- Na początku zajmował się pan tylko bokserami, ale do czasu.
- Tak, robiłem to przez wiele lat. W Gwardii trenowano również ju jitsu. Te zajęcia prowadził Eugeniusz Sikora. To on zaproponował w 1991 roku, aby powołać sekcję kick boxingu. Podczas zebrania zadałem pytanie: kto będzie trenerem? Usłyszałem, że ja. Brałem lekcje kopnięć od znanego karateki Eliasza Madeja. Kiedy w końcu wystartowaliśmy z kick boxingiem, byliśmy zaskoczeni ilością chętnych. Stało się to popularne. Prowadziłem zajęcia wspólnie z trenerem Madejem, uzupełnialiśmy się.

- Ciężko było się przestawić?
- Wręcz przeciwnie. Byłem już doświadczonym trenerem boksu z osiągnięciami. W twardych formach walki, czyli full contact, dominują techniki ręczne. Z kolei w tych z ograniczonym kontaktem premiowane są techniki nożne, zwłaszcza w semi contact.

- Na czym polegał fenomen kick boxingu na początku lat dziewięćdziesiątych?
- Wówczas w Zielonej Górze był tylko jeden klub, czyli Gwardia. Może stąd było tak wielu chętnych. Zapisaliśmy dwie grupy osób, po 60 każda. Ludzie cały czas myśleli, co jest lepsze: karate, boks, czyli nogi albo ręce. W końcu ktoś wpadł na to, aby jedno z drugim połączyć. Oczywiście w grę nie wchodziła walka na gołe pięści, bo z pewnością skończyłoby się to kontuzjami. Zakładano więc rękawice i ochraniacze na nogi.

- Które lata były najlepsze dla waszej sekcji?
- Kiedy prowadziłem zajęcia z boksu, moi zawodnicy startowali tylko w jednej formule. W kick boxingu obecnie mamy ich aż sześć, w każdej po piętnaście kategorii wagowych. Automatycznie tych wyników jest więcej. Rok 2005 był dla nas czasem przełomowym. Do tamtego momentu pamiętałem wszystkie wyniki i walki moich podopiecznych. Tych medali i sukcesów było kilkadziesiąt, dokładnie 65 pozycji. Później nawet nie starałem się zapamiętać wszystkich rezultatów, bo to trochę zaczęło przerastać moje możliwości. Wszystko trwało do pewnego czasu. W końcu zaczęły pojawiać się inne kluby, zakładane przez moich wychowanków. Zmniejszyła się liczba trenujących.

- Wychował pan wielu dobrych wojowników. Z którego jest pan najbardziej dumny?
- Nie ulega wątpliwości, że z Tomasza Makowskiego. To ośmiokrotny mistrz świata. Najbardziej podziwiam jego hart ducha. We wcześniejszych jego walkach często mówiłem, że jest w nim za dużo lwa, a zbyt mało lisa. Później się to trochę wyrównało. Jest doskonałym, niezwykle ambitnym i pracowitym sportowcem. Postawił sobie cel, którego jeszcze nie osiągnął. Marzy o zdobyciu dziesięciu tytułów mistrza globu.

- Jakie jest zainteresowanie kick boxingiem w naszym kraju?
- W całej Polsce posiadamy około 350 klubów, ponad 250 startuje w rozgrywkach. Dla porównania, kiedy zaczynaliśmy w Gwardii, było ich jakoś 50-60. Myślę, że to zainteresowanie jest bardzo duże. W samej Zielonej Górze działa kilka szkół walki.

Zobacz też Grand Prix w Gorzowie - informacje, zawodnicy, zdjęcia, wideo
- W waszym sporcie występuje problem dopingu?
- Tak, dość często. Nawet nasz zawodnik, Patryk Proszek został ukarany w 2011 roku za zażywanie środków niedozwolonych. Spożywał odżywkę, na opakowaniu, której napisano, że nie zawiera nic dopingującego. Ponadto sprawdził, że żaden z jej składników nie jest na zakazanej liście. Zdobył mistrzostwo Polski, został poddany kontroli. Wynik był pozytywny. Złożyliśmy protest, przekazaliśmy tę puszkę z odżywką. Okazało się, że sam w sobie ten środek nie jest dopingujący, ale jak zetknie się go z kakaem, daje śladowe ilości metamfetaminy. Badanie nie było ilościowe, a jakościowe. Patryka zawieszono na pół roku.

- Czy zawodnicy miewają zadarcia z prawem?
- Dawno o tym nie słyszałem. Kiedyś były takie przypadki z bokserami. Jednak mogą mieć, bo są to ludzie nadpobudliwi. Wynika to też ze źle pojętego honoru godności. Jeżeli ktoś kogoś obraża słowem, jest praktycznie bezkarny, ale w sytuacji, gdy drugi odda mu ręką, pojawia się problem. Uważam, że "słowo rani duszę, a ręką można zranić ciało".

- Jaka jest obecna kondycja polskiego boksu?
- Ma on sporą konkurencję w postaci innych sportów walki. Dawno temu, jeden z profesorów na wrocławskim AWF powiedział: sport to po pierwsze pieniądze, po drugie forsa, po trzecie szmal. Nie ma ligi bokserskiej, a za komuny zawodnicy byli tam na etatach. To dotyczyło także mnie. Zostałem zatrudniony w gliwickich zakładach mechanicznych, a moja praca polegała na trenowaniu.

- Jak pan postrzega MMA?
- Trudno nazwać to sportem. To bardziej igrzyska, widowisko. Jak widzę leżącą zawodniczkę, która jedną ręką trzyma przeciwniczkę za głowę, a drugą ją okłada... Podziwiam to, zwłaszcza jeżeli chodzi o kobiety. Od dawnych czasów panowała zasada: leżącego się nie bije.

- Działa pan w strukturach Polskiego Związku Kickboxingu. Co centrala robi, aby popularyzować swoją dyscyplinę?
- Na mistrzostwach startuje 300 zawodników, nie można więc narzekać. Staramy znaleźć telewizję, która pokaże zawody, wiem, że prezes Palach prowadzi rozmowy. W kick boxingu jest trochę mniej tych igrzysk, o których wspominałem w poprzednim pytaniu. Może dlatego ciężko jest się aż tak mocno przebić. W internecie za to nie brakuje relacji z poszczególnych gal.

- Ma pan następców w Gwardii?
- Są trenerzy Jarosław Biernacki i Andrzej Sieczkowski. Ponadto sporo moich wychowanków pokończyło kursy i teraz szkolą w innych klubach. Mam na myśli Patryka Proszka wraz z Jakubem Kozerą, Bogumiła Połońskiego, Arkadiusza Cyruka, Andrzeja Bartocha, czy Tomasza Paska. Nie obawiam się o przyszłość.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska