Słubice/Nowa Sól. - Do szpitala w Nowej Soli już nie wrócę - mówi słubiczanka

Czytaj dalej
Fot. Archiwum rodziny
Renata Hryniewicz

Słubice/Nowa Sól. - Do szpitala w Nowej Soli już nie wrócę - mówi słubiczanka

Renata Hryniewicz

Katarzyna Stanilewicz ze Słubic pojechała do nowosolskie - go szpitala zrobić badania swojemu niepełnosprawnemu synowi. Twierdzi, że po sprzeczce z lekarzem usłyszała od niego: „Proszę zrobić nam przysługę i więcej nie leczyć syna w szpitalu w Nowej Soli”.

Matka z niepełnosprawnym Kacprem w szpitalu w Nowej Soli przebywała do 18 do 20 marca. Zostali przyjęci na oddział w celu wykonania badań kontrolnych, a dokładniej rezonansu magnetycznego i EEG. Kacper cierpi na niedowład połowiczy lewostronny, porażenie mózgowe oraz padaczkę lekooporną. W 2017 r. przebył operację w Szczecinie, gdzie usunięto mu ognisko napadowe. Napady po operacji w dużym stopniu ustały, ale potem znów się nasiliły i trzeba było sprawdzić przyczyny.

- Badania były bardzo ważne do dalszej diagnostyki. Strasznie przeżywaliśmy fakt, że ataki padaczkowe wróciły, a w szpitalu zamiast nas wesprzeć, lekarz zrobił nam „jazdę” - mówi kobieta. - Potraktowano nas totalnie lekceważąco.

Tak opowiada o sytuacji: - Mieliśmy tam być trzy dni, ale już jak przyjechaliśmy, zapowiedziano nam badania w tym samym dniu. W tym czasie w szpitalu panowała epidemia grypy. Pomyślałam, więc: po co przebywać w szpitalu i niepotrzebnie narażać syna na infekcje i wirusy, jak możemy wrócić do domu. To rozjuszyło pana doktora.

Wtedy - jak twierdzi pani Katarzyna - lekarz powiedział, że Kacper jest pacjentem szpitala w Szczecinie. Po czym usłyszała słowa: „Proszę zrobić nam przysługę i więcej nie leczyć syna w szpitalu w Nowej Soli”.

- Zamurowało mnie. Przecież nic złego nie powiedziałam. Chciałam chronić syna, jeśli była ku temu możliwość - mówi rozżalona kobieta. - Kompletnie nie zrozumiałam reakcji. Tym bardziej że lekarz ten leczył Kacpra wcześniej przez dwa lata prywatnie. Potem zmieniliśmy lekarza, ale i tak oczekiwałam empatii.

Jej syn i tak musiał zostać w szpitalu dłużej, bo badań nie wykonano w tym samym dniu. 20 marca rano, zaraz po ostatnim badaniu kobieta wypisała syna na własne żądanie. I znów, jak twierdzi, zaczęły się problemy. - Szpital przy takim wypisie nie daje karty informacyjnej ani wyników badań. Wyniki były jeszcze nieopisane. Kierownik oddziału poinformował, że wypis z opisem wyników zostanie wysłany pocztą - mówi Stanilewicz.

I został. Tylko że po jej wielokrotnych interwencjach. Wypis wysłano mejlem po dziesięciu dniach. - Miałam poumawiane wizyty u lekarzy, a bez tych wyników nie miałam do nich po co jechać. Wypis mejlowy dostałam w dniu wizyty u neurologa, dosłownie w ostatniej chwili przed wyjazdem. Oryginał wypisu pocztą dostałam 3 kwietnia - mówi matka.

- To dotyczy sytuacji, gdy pacjent wypisuje się na własne żądanie - informuje dyrektor szpitala w Nowej Soli Bożena Osińska. - Personel medyczny czekał na wykonanie opisów badań. Po ich skompletowaniu bez zbędnej zwłoki dostarczona została karta informacyjna leczenia szpitalnego drogą elektroniczną i tradycyjną pocztą.

A co z potraktowaniem matki chłopca przez lekarza?

- Złożone w trakcie postępowania wyjaśnienia lekarza odmiennie niż mamy pacjenta opisują okoliczności przyjęcia i rozmowy - odpowiada B. Osińska. - Pouczono lekarza o obowiązujących zasadach profesjonalnego podejścia uwzględniającego postawę rodzica oczekującego pomocy w leczeniu.

Słubiczanka złożyła też skargę w starostwie w Nowej Soli, któremu szpital podlega.

Renata Hryniewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.