Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ranny nastolatek tułał się po toruńskich szpitalach

(km)
Ze szpitala bielańskiego chłopaka odesłano do szpitala dziecięcego. Tam go nie przyjęto, bo przyszedł bez opiekuna
Ze szpitala bielańskiego chłopaka odesłano do szpitala dziecięcego. Tam go nie przyjęto, bo przyszedł bez opiekuna sxc.hu
Dwie toruńskie lecznice odesłały 17-latka, który zjawił się u nich z rozciętym podbródkiem. - Jestem zbulwersowana takim podejściem, znieczulicą i biurokracją, która jest ważniejsza od człowieka - mówi zdenerwowana matka.

To była niefortunna wyprawa na rolkach na Barbarkę. Chłopak do domu wrócił w opłakanym stanie. - Miał zdartą kość przedramienia, nadgarstek, rany stóp i rozcięty podbródek, który wymagał zszycia - opowiada nasza Czytelniczka. - Zaraz wysłałam go do szpitala.

Czytaj też: Obcięty palec wylądował w koszu na śmieci

Na Bielany trafił ok. godz. 21. Na oddziale chirurgicznym, po tym, jak okazało się, że nie ma przy sobie dowodu, tylko legitymację szkolną, kazano mu jechać do lecznicy dziecięcej przy Konstytucji 3 Maja.

- Przecież mógł mieć wstrząśnienie mózgu! Dlaczego nikt go nie zbadał? Dojazd na drugi koniec miasta trwa długo, zwłaszcza, że to była niedziela wieczór - mówi matka chłopaka.

Serwis Zdrowie - KLIKNIJ

Sławomir Badurek, rzecznik wojewódzkiego szpitala zespolonego, twierdził w rozmowie z "Pomorską", że skoro chłopak był niepełnoletni, a jego stan nie zagrażał życiu, to powinien trafić do szpitala dziecięcego. Poza tym, jak podkreślał, tego dnia Bielany nie miały ostrego dyżuru.

Na drugi dzień jednak nie autoryzował swojej wypowiedzi, przysyłając suchy komunikat: "W szpitalnym oddziale ratunkowym naszego szpitala udzielamy całodobowej pomocy wszystkim pacjentom w stanach zagrożenia życia, niezależnie od wieku. Zdecydowana większość osób zgłaszających się bez skierowania do szpitala nie wymaga jednak pilnej interwencji medycznej". Nie mogliśmy też już się z nim skontaktować, ponieważ była godzina 14.30, a jak rzecznik napisał w e-mailu można się z nim kontaktować do godz. 14 (spróbowaliśmy jednak - włączyła się poczta głosowa).

To nie koniec historii, bo w szpitalu dziecięcym chłopak też nie został przyjęty, bo nie było z nim rodzica. - Gdy zacząłem tłumaczyć, że nie mogę przyjść z żadnym z nich, usłyszałem, że mam nie dyskutować. Jak dano mi do zrozumienia, zawracam głowę, a na pomoc czekają dzieci w gorszym stanie - opowiada chłopak.

Nasza Czytelniczka wychowuje syna sama, kilka dni temu przeszła operację. Trzeba więc było fatygować mamę koleżanki, aby jej dziecko w końcu mogło zostać przyjęte.

- To jakaś paranoja. Przecież to prawie dorosły człowiek, który może sam poruszać się po mieście. Syn jest porażony biurokracją. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że żyje w kraju takich absurdów, gdzie w szpitalu najważniejsze są chore formalności - mówi Czytelniczka.

Czytaj również: Absurd w służbie zdrowia: Dziecko z gwoździem w stopie odesłali z kwitkiem, bo nie miało skierowania

Wiesław Kiełbasiński, dyrektor bydgoskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia mówi: - Nie ma czegoś takiego jak ostry dyżur! Pacjent zgłasza się do najbliższego szpitala, a jeśli ten z jakichś powodów nie może udzielić mu pomocy, to zapewnia mu transport do innego.

Czy szpital miał prawo odmówić przyjęcia 17-latka tylko dlatego, że zjawił się bez rodzica? Dyrektor Kiełbasiński: - Ja bałbym się takiego pacjenta puścić do domu, bo przecież mógł mieć jakieś wewnętrzne obrażenia. Muszę jednak przyjrzeć się tej sprawie dokładniej, proszę mamę chłopca o kontakt.

Do sprawy wrócimy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska