Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służby chciały ,,uciszyć'' ks. Andrzejewskiego

Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
- Nie jestem bohaterem, czy symbolem. I nie ma co robić z bycia uczciwym wielkiej sprawy, bo to powinno być normalne. Jak widzisz zło, to mu się przeciwstawiasz. I tyle - mówi ks. Witold Andrzejewski.
- Nie jestem bohaterem, czy symbolem. I nie ma co robić z bycia uczciwym wielkiej sprawy, bo to powinno być normalne. Jak widzisz zło, to mu się przeciwstawiasz. I tyle - mówi ks. Witold Andrzejewski. fot. Kazimierz Ligocki
- Podejrzewam, że raz nawet spróbowali. Miałem już przygotowany samochód do wypadku - mówi ks. Witold Andrzejewski. Zbigniew Branach, autor książki o zbrodniach SB : - On był jednym z ważniejszych celów.

Z. Branach od lat po całym kraju tropi tajemnicze zgony księży zaangażowanych w działalność opozycyjną. Opisał morderstwa na Jerzym Popiełuszce, Sylwestrze Zychu i Stanisławie Suchowolcu.

Za swoją dociekliwość został brutalnie pobity na początku lat 90. Głuchych telefonów albo takich z wyzwiskami nawet nie liczy. - Dzwonili do mnie najczęściej w piątki, wieczorami, po wódce, wtedy nabierali odwagi - opowiada.

Twierdzi, że SB miało nieoficjalną listę księży do likwidacji. Potwierdza to na stronie opoka.org Krzysztof Piesiewicz, który był oskarżycielem posiłkowym w sprawie śmierci ks. Jerzego Popiełuszki: - Istniała lista duchownych, względem których miano stosować ,,nadzwyczajne środki oddziaływania''.

Według Branacha było na niej około setki takich nazwisk. - Wskazywano je centrali z terenu. Podawano nazwiska najbardziej niepokornych, będących zagrożeniem dla systemu, których trzeba ,,uciszyć''. Ks. Witold Andrzejewski był jednym z ważniejszych celów - powiedział nam publicysta.

Bardzo nie lubił komunizmu

Proboszcz parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny to w Gorzowie legenda. Zwłaszcza dla działaczy opozycji. Gdy trafił do seminarium w drugiej połowie lat 60., wspierał Ruch (antykomunistyczna organizacja, ostro walcząca z komunizmem).

Święcenia otrzymał w 1972 r. Kilka miesięcy później utworzył Duszpasterstwo Akademickie. Na spotkaniach z nim zawsze były tumy. - Wielka postać. Nigdy nie bał się mówić prawdy, nawet gdy za prawdę można było oberwać - mówi Jarosław Porwich, dziś szef gorzowskich struktur Solidarności, kiedyś członek Ruchu Młodzieży Niezależnej, w młodości wielokrotnie aresztowany. O liście nie wiedział.

- Niesamowity człowiek, mądry, niezłomny. Nienawidził komunizmu. Chociaż, nie, to ksiądz, on nie nienawidzi... Bardzo nie lubił komunizmu. Strasznie był niewygodny dla esbecji. Mówię o nim przyjaciel, bo jest mi bardzo bliski - dodaje Stefan Niesiołowski, dziś marszałek Sejmu. Przyznaje, że od ,,GL'' dowiaduje się o tym, że ks. Andrzejewski miał być ,,uciszony''. - Ale to najlepiej pokazuje, jaki był i jaki jest. SB najbardziej męczyła tych, którzy dawali się jej we znaki.

Jeden, drugi, trzeci, czwarty...

Smutni panowie są blisko W. Andrzejewskiego już od czasów seminarium. W latach 80. nie odstępują go na krok. - Miałem założony podsłuch, jeździł za mną ogon, zawsze było przy mnie dwóch, trzech facetów. Tak, bałem się. Bałem się bardzo. Tym bardziej że nie wiedziałem, do czego są zdolni - wspomina proboszcz.

W październiku 1984 r. już wiedział. Z Wisły wyłowione zostają zmasakrowane zwłoki kapelana Solidarności Jerzego Popiełuszki. Potem, w 1989 r., giną jeszcze: ks. Stefan Niedzielak, ks. Stanisław Suchowolec (kapelan podziemia) i ks. Sylwester Zych.

- Podejrzewam, że ze mną też raz spróbowali. Miałem przygotowany samochód do wypadku: rozkręcone tylne koła. To nie był przypadek - ujawnia ,,GL'' ks. Andrzejewski.

Z. Branach: - Manipulacje przy aucie to sztandarowa robota SB. Rozkręcali koła, przecinali przewody hamulcowe, uszkadzali kolumnę kierownicy.
Przełomowy rok 1989 wcale nie oznacza dla gorzowskiego proboszcza spokoju. - Miałem ogon jeszcze ze dwa lata po przemianach. Chociaż może po prostu byłem już przewrażliwiony? - mówi.

Z. Branach: - Ludzie służb po 1989 r. nie zniknęli. Wielu, nawet po weryfikacji, robiło to, co przedtem. Możliwe, że dalej obserwowali swoje cele.

Wiele mogłaby wyjaśnić zawartość teczki ks. Witolda Andrzejewskiego. - Wiem, że ją mam, ale nie chcę zaglądać. Po co mi to? Wiem, kto był przyjaciel, a kto kabel. Poza tym ten kabel najczęściej robił to, co robił, bo go zastraszono, zaszantażowano. Po trosze nie zaglądam, bo nie chcę się rozczarować. Może bym się na kimś zawiódł?

Ja nie jestem żadnym bohaterem

W listopadzie zeszłego roku na spotkaniu z członkami dawnego Duszpasterstwa Akademickiego W. Andrzejewski mówił do podopiecznych sprzed lat: ,,To wy ryzykowaliście wyrzuceniem ze studiów, utratą pracy. A co nam groziło? Że nas nie puszczą za granicę? Że będą nas podsłuchiwać? Że nas czasem zabiją? U mnie w rodzinie wielu mężczyzn zginęło''.

Późny wieczór, powoli kończymy rozmowę. Proboszcz Andrzejewski rzuca z uśmiechem: - Widzisz, młody, ja nie jestem bohaterem czy symbolem. I nie ma co robić z bycia uczciwym wielkiej sprawy, bo to powinno być normalne. Może kiedyś, jak przejdę na emeryturę, to będę wyciągał rękę i krzyczał: całujta symbola! Teraz jestem ksiądz Witold.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska