Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć za butelkę wódki

Redakcja
REAKCJA ORGANIZMU NA STĘŻENIE ALKOHOLU
REAKCJA ORGANIZMU NA STĘŻENIE ALKOHOLU
Ryszard wziął udział w zawodach przy osiedlowym sklepie. W piciu wódki. Następnego dnia zmarł. - Nikt mu gorzały do gardła nie wlewał - mówią jedni. Inni obwiniają właściciela sklepu
REAKCJA ORGANIZMU NA STĘŻENIE ALKOHOLU
REAKCJA ORGANIZMU NA STĘŻENIE ALKOHOLU

REAKCJA ORGANIZMU NA STĘŻENIE ALKOHOLU

Dzwonię do was, bo strasznie to we mnie siedzi. W Wawrowie właściciel sklepu spożywczego zorganizował głupie zawody w piciu wódki. Jeden z mężczyzn umarł po wypiciu butelki - alarmuje nas Czytelnik.

Wawrów to niewielka miejscowość w podgorzowskiej gminie Santok. Na rogatkach wsi jest więzienie, we wsi kościół, kilka sklepów. Jedziemy we wskazane przez Czytelnika miejsce. Na położonym na uboczu blokowisku przed jednym ze sklepów stoi grupka mężczyzn. Dochodzi dziesiąta rano, ale na parapecie już stoi otwarte piwko.

- Słyszeliście historię pana Ryszarda? Tego, który przedawkował wódkę? Podobno te zawody były właśnie pod tym sklepem - pytam.

- Nieee... Gdzie tam! ja to nic nie wiem. - Eeeeee - mężczyźni kręcą głowami, wzrok wlepiają w ziemię. Dopiero kiedy zapewniam, że nie chcę od nich nazwisk, rozwiązują się im języki.

- No co tu dużo gadać, Rysiek lubił wypić. I to bardzo. Chodził pijany dzień w dzień. Miał takie cugi. Od rana był przy sklepie i bywało, że do południa był już całkiem na bani, ledwo się na nogach trzymał - opowiadają teraz jeden przez drugiego.

Pił na głodnego

Tak było i tamtej niedzieli. Ryszard rozpoczął dzień przy osiedlowym sklepie. Choć w święto spożywczak był zamknięty, tradycyjnie zebrała się przy nim grupka mężczyzn.

- Bo gdzie mamy się spotykać? Tylko sklep nam zostaje - mówią. I dodają, że od rana Rysiek wypił może mniej niż pół butelki.

- Dochodziła piętnasta, kiedy właściciel sklepu wyszedł na dwór, otworzył sklep i dał Ryśkowi, i Zdzichowi po pół litra. Kto wypije, ten dostanie drugą flaszkę za darmo. Ale był warunek: żeby wypić duszkiem - mówi najbardziej rozmowny z mężczyzn. Tę wersję potwierdzają inne osoby, z którymi rozmawiamy. Choć wszyscy zastrzegają - żadnych nazwisk.

- Panie, to mała wieś, każdy każdego zna. Wie pan, co będzie, jak się narazimy właścicielowi sklepu albo innym mieszkańcom? - macha ręką mężczyzna na rowerze i odjeżdża.

Pozostali rozmówcy teraz prześcigają się w deklaracjach, kto ile by wypił. - Pół litra naraz to i ja bym wypił, a co to wielkiego. Ale Rychu nic nie jadł, pił na głodnego. Zamiast na jedzenie, wolał wydać na alkohol. Nieraz widziałem, jak zamiast zjeść porządne śniadanie czy obiad, narwał sobie jabłek i jadł o tu, pod płotem. A tak nie można. Przed porządnym piciem potrzebny jest porządny podkład. Coś tłustego, najlepiej goloneczka, kiełbaska albo chociaż rosołek. Rysiek tego nie wiedział. Albo wiedział i nic sobie z tego nie robił, dlatego tak skończył - mówi drugi z mężczyzn.

- Jak skończył? - dopytuję.

- Wypił flaszkę, slalomem wrócił do domu. Parę osób go wtedy widziało. Ledwo stał. Tam, już w tym domu, była jakaś zadyma z synem, przyjechała policja i zabrała Ryśka na izbę wytrzeźwień. Ale to było dobrych kilka godzin po tym, jak wypił wódkę. Był już w kiepskim stanie - opowiadają rozmówcy przy sklepie.

Nikt mu do gardła nie wlewał

Ryszarda zabrano do Izby Wytrzeźwień w Gorzowie. Tu zmarł następnego dnia.

Sprawą zajęła się prokuratura. - Prowadzimy śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci - informuje Dariusz Domarecki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie. - Mężczyzna trafił na izbę wytrzeźwień po tym, jak policja została wezwana do awantury domowej. Stężenie krwi w jego organizmie było bardzo duże, miał ponad trzy promile. Zmarł na skutek przedawkowania alkoholu.

Rzecznik dodaje, że na tym etapie trudno wskazać winnych. Być może nie uda się ich ustalić wcale.
- Nikt mu wódki do gardła nie wlewał. Chciał, to wypił. My nic do właściciela sklepu nie mamy, swój chłop - zastrzegają panowie, którzy od rana pod sklepikiem sączą piwko. I dziwią się, po co taką sprawą interesuje się gazeta.

Im dalej od sklepu, przy którym rozegrał się dramat, tym opinie bardziej podzielone.

- Jak ograniczonym trzeba być, żeby urządzać takie zawody - dziwi się pani Elżbieta, którą spotykamy na drugim końcu wsi. - Właściciel sklepu chciał się pośmiać? Cyrk sobie zorganizował? OK, nikt nikomu wódki na siłę nie wciskał. Ale kto kiedy widział, żeby alkoholik wódki odmówił? Jeśli wiem, że ktoś jest alkoholikiem i pije na umór, to nie daję mu wódy! - denerwuje się pani Elżbieta i dodaje, że to dobrze, iż tą sprawą w końcu ktoś się zajmuje. - Takie rzeczy powinno się nagłaśniać!

Życie kręciło się wokół flaszki

Mieszkańcy blokowiska, na którym mieszkał Ryszard, wspominają go jako "niegroźnego pijaczka". - Dla niego życie kręciło się wokół flaszki i tego osiedlowego sklepu. Ale nie był groźny, nikomu nic złego nie robił. Czasem pożyczył na wódkę, często chodził pijany, nieraz kompletnie zalany - opowiada jeden z mieszkańców.

- Rysiek miał 63 lata, mógł jeszcze pożyć - kiwa głową inny mężczyzna.

Nasi rozmówcy podkreślają, że zawody w piciu wódki przy sklepie zorganizowano po raz pierwszy.

- Wcześniej o czymś takim nie słyszeliśmy. I po tym, co się stało, to się już chyba nie powtórzy - przypuszczają.

No co, urodziny miałem

Z właścicielem sklepu próbowaliśmy się skontaktować przez blisko tydzień. Nie odbierał telefonu, nie oddzwaniał.

W końcu jedziemy na miejsce i zastajemy go w sklepie. - Nie będę z wami rozmawiał, szukacie taniej sensacji, to nie jest temat do gazety - mówi na dzień dobry. Ale w końcu daje się namówić na krótką rozmowę.

- Ja przy tym, jak oni pili wódkę, nie byłem, nic nie widziałem, poszedłem zapalić papierosa - zapewnia. - No co, miałem urodziny, chłopaki poprosiły mnie o wódkę... Dałem im butelkę, potem drugą. Ale żadnych zawodów nie urządzałem, to brednie. Powtarzają je osoby, które nie mają pojęcia, co wtedy się wydarzyło.

Docieramy też do pana Zdzisława, który tego dnia pił z Ryszardem. Jest poranek, a od naszego rozmówcy już wyraźnie czuć woń alkoholu. Nie jest zbyt rozmowny.

- To był swój chłop - mówi i smutnieje. Przyznaje, że razem pili nieraz. A za śmierć swojego kolegi wini... policjantów.

- Po co go zabierali na izbę? Trzeba było od razu do lekarza.

***
Po śmierci Ryszarda życie w Wawrowie toczy się dalej. Mieszkańcy narzekają, że ktoś obcina stare lipy, inni wytykają właścicielom psów, że wyprowadzają swoje czworonogi na boiska do piłki nożnej. A pod sklepem tradycyjnie na beztroskich dyskusjach gromadzi się towarzystwo. - Może to i lepiej, że Rysiek odszedł - zastanawia się jeden z mężczyzn. - Lepiej dla niego. Czasem miałem wrażenie, że strasznie się na tym naszym padole męczył. Jak już ktoś w to wpadnie...

Po czym słychać charakterystyczny dźwięk otwieranego piwa.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska