Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierdząca afera w Sławie

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Bardzo prosty system pozbywania się ścieków. Wystarczy pompa i wąż prowadzący z odstojnika do studzienki kanalizacyjnej.
Bardzo prosty system pozbywania się ścieków. Wystarczy pompa i wąż prowadzący z odstojnika do studzienki kanalizacyjnej. Straż Miejska w Sławie
I znów mleczarnia wskazywana jest jako winowajca podtrucia najsłynniejszego lubuskiego kurortu. Tym razem zakład wypompował swoje ścieki do sieci sanitarnej. W tym tygodniu śmierdzącej aferze przyglądał się prokurator.

Wertujemy raport Straży Miejskiej w Sławie. Ze zdjęciami. Na nich wąż prowadzący z odstojnika ścieków mleczarni do studzienki kanalizacyjnej. I opis zachowania mężczyzny, który pędzi na złamanie karku, rozłącza węże i pompy...
- Kabaret i już - stwierdza pracownik mleczarni. Jaki kabaret? Wzrusza ramionami. Mówił nie będzie, bo praca cenniejsza niż zapach wody w Jeziorze Sławskim.
- Powiem i gdzie później pójdę, do pośredniaka? - pyta.
- Ludzie na ekologię są u nas wyczuleni - nie bez dumy przyznaje Jerzy Rudnicki, komendant Straży Miejskiej w Sławie. - Dostaliśmy informację, że w mleczarni znów coś kombinują. I rzeczywiście kombinowali.

Gdy strażnicy pojawili się w zakładzie, nie było potrzebne żadne dochodzenie. Corpus delicti leżał na trawniku. "Wąż plastikowy giętki" łączył zbiornik odstojnika ze studzienką kanalizacyjną. Pompa, "nówka niemal nie śmigana" (to też cytat) pracowała pełną parą. Strażnicy przybyli w towarzystwie pracownika wodociągów i kanalizacji. Tym razem nie skończyło się na symbolicznym mandacie. Sprawa - doniesienie o popełnieniu przestępstwa - trafiła do prokuratury. Jedni mówią, że miarka się przebrała. Drudzy, że w tej Sławie z drobiazgowością już poszaleli.
- Ludzie, jakie to przestępstwo? Awaria mi się przydarzyła, pracownik telefonuje, że ścieki mleczarnię zalewają - opowiada Henryk Kuźma. - Co mam zrobić? Mówię ludziom, żeby pompowali. Miałem zamiar powiadomić zakład wodociągów i kanalizacji, ale w nawale obowiązków wyleciało mi to z głowy.
Kazimierz Kęs, dyrektor zakładu wodociągów i kanalizacji, tylko się uśmiecha. Awaria? To dlaczego wąż został poprowadzony tak, by ominąć urządzenie pomiarowe? Teraz wodociągowcy próbują ustalić skalę problemu. Właściciel mleczarni mówi raptem o 2,5-godzinnym pompowaniu i 45 kubikach ścieków. Dlaczego ominął pomiar? Bo tak było łatwiej.

- Z jednej strony to złamanie przepisów dotyczących ochrony środowiska, do oczyszczalni powinny trafić ścieki podczyszczone - dodaje Kęs. - Z drugiej to próba oszukania naszego zakładu.
Flora bakteryjna oczyszczalni została wybita? Nie przesadzajmy, to nie ta skala. Ale patrząc z punktu widzenia mleczarni, oszczędności, które daje nielegalny zrzut, to też nie majątek. Miesięcznie zakład ma "zakontraktowane" 300-400 msześc., to wydatek rzędu 2 tys. zł. Niby niewiele. Ale w zakładzie wodociągów i kanalizacji zastanawiają się, jak to się dzieje, że od czasu kontroli, czyli od 10 lutego, ilość ścieków trafiających do oczyszczalni gwałtownie wzrosła. Czyżby ktoś przestał wylewać je na prawo i lewo?

Owszem, wielu kombinuje. Przede wszystkim wykorzystując wodę deszczową. Gdy zaczyna padać, nagle z deszczówką płynie fala wyjątkowo zanieczyszczonej wody. Czyżby kwaśne deszcze? I jeszcze ta ilość. Podczas opadów nagle przybywa jakieś 15 tys. msześc. ścieków.
Strażnicy miejscy mówią krótko: Polak potrafi. I zamierzają poprosić o pomoc śmigłowiec z kamerą termowizyjną. Jedynie przy użyciu ultranowoczesnych instrumentów można wykryć zaradnych i oszczędnych, którzy pompują na potęgę. Tylko w lutym strażnicy wymierzyli 58 mandatów za nielegalny zrzut nieczystości płynnych.

A wpadka mleczarni? Tak, to musiał być przypadek... Ale właściciel ma wyjątkowego pecha do takich przypadków. Pisaliśmy o aferze z ub. roku. Druga zdarzyła się całkiem niedawno - w Czernicy pojawiły się śnięte ryby. Jak się okazało, winny był chlor spuszczony z mleczarni. Skończyło się zdecydowanie symbolicznym mandatem.
- Nie wiem, czy padło 20, czy tysiąc ryb, a wypadki się zdarzają - mówi Kuźma. - Ale ja przecież muszę dezynfekować moje urządzenia. Jeśli są takie zastrzeżenia do mojej działalności, niech zakład wodociągów i kanalizacji poprowadzi swoją sieć tak, by nie przebiegała przez mój prywatny teren. Albo niech zamkną studzienki. Mam dość bycia kozłem ofiarnym. Na mnie najłatwiej zrzucić odpowiedzialność, bo mój zakład jest na uboczu.
Pracownik mleczarni jeszcze raz wzrusza ramionami. - Nie ma co tu węszyć, nie ma tematu - uważa. - Myślcie o ludziach, którzy w mleczarni pracują!

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska