Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierdzi nie z tej ziemi

Lucyna Makowska
Jolanta Makowicz ma już dość indolencji władz i organów ścigania. W mgliste dni smród jest nie do wytrzymania.
Jolanta Makowicz ma już dość indolencji władz i organów ścigania. W mgliste dni smród jest nie do wytrzymania.
Ktoś nas tu zatruwa - mówią mieszkańcy Kunic. Fetor, wydostający się z cieku wodnego biegnącego wzdłuż ich posesji nie pozwala im otwierać okien, ani odpoczywać na świeżym powietrzu. Najgorzej jest wieczorami, gdy nad ziemią unosi się mgła.

Kiedyś żyły tu ryby i żaby...

Kilka dni temu ciekiem odbierającym wody opadowe z części ul. Pułaskiego, płynęła ruda maź, wcześniej ktoś ponoć wpuścił do niego ropę. - Na powierzchni utworzył się kolorowy film, dna nie było widać, a resztki płynu do teraz zalegają pomiędzy krzakami i trawą porastającą rów - pokazuje Jolanta Makowicz.
Ciek płynie przez teren posesji państwa Makowiczów. Gdy kilka lat temu zaczęli się tu budować, woda był czysta jak łza. Na odcinku swojej działki zbudowali porządną faszynę i nie patrząc, że to obowiązek miasta, sami czyścili dno. - Mąż zaczął tu nawet wpuszczać niewielkie rybki, żyły tu też żaby - opowiada J. Makowicz. Zeszłoroczna powódź zniszczyła wszystko. Wezbrana woda zalała część ich łąki i plantacji porzeczek. W tym roku w sierpniu, czarny scenariusz się powtórzył.- Nie pomogło udrażnianie rowu. - Może gdybyśmy tego nie zrobili straty były mniejsze - zastanawia się kobieta. - Wodę zatrzymałyby krzaki i trawy porastające rów na sąsiednich działkach. Tadeusz Maj mieszka w sąsiedztwie. Opiekuje się domem siostry. Tu się urodził i wychował i dobrze pamięta, jak jego ojciec zasilał wodą z cieku staw wykopany w pobliżu domu.- Hodowaliśmy tu karpie, sztuki były tak dorodne, że jedną mogły się nasycić dwie osoby. Świeżo smażone, aż pachniały - wspomina mężczyzna.- Ale wtedy wszystkie rowy były meliorowane. Dziś robią to po łebkach i mamy efekty. Przy takim zanieczyszczeniu nie uchowa się tu żaden żywy organizm. A do tego ten smród!

Najgorsze są wieczory

Ktoś wylewa do rzeczki najprawdopodobniej ropę. Sytuacja powtarza się od kilku dni, przeważnie wieczorami. Uciążliwy odór nie pozwala im otworzyć okien. Alarmowali straż miejską, policję i przedstawicieli urzędu miejskiego. - Każdy umywa ręce i nikt nie chce nam pomóc wylicza Bogdan Makowicz. Mieszkańcy przypuszczają, że ropa może pochodzić z oczyszczalni ścieków.
Zdzisław Czekalski, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji zaprzecza. - To niedorzeczność. W ogóle nie używamy ropy, do czyszczenia zbiorników. Ludzie sami nielegalnie przyłączają się do rowu i wpuszczają do niego substancje ropopochodne i tu moim zdaniem tkwi źródło problemu - tłumaczy Z.Czekalski.
Rafał Fularski, naczelnik infrastruktury w Urzędzie Miejskim w Żarach twierdzi, że odkąd objął stanowisko nie docierały do niego żadne sygnały o zanieczyszczeniach. Nie przypomina sobie by zagadnieniem interesowali się strażnicy miejscy. Po naszej interwencji od razu podjął temat i obiecał wysłać na miejsce ekipę.
- Od razu zbadamy kwestie - poinformował R. Fularski. A my poinformujemy o efektach interwencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska