Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Soki z warzyw i owoców oraz lewatywa. Tak leczą raka w ośrodku w Dębince

Janczo Todorow 68 363 44 99 [email protected]
fot. DigiTouch
W Dębince otwarto ośrodek, w którym uzdrawiają chorych na nowotwory, AIDS i inne groźne choroby. Jak? Sokiem ze świeżych warzyw i owoców, a także regularną lewatywą. - Nie znam przypadków wyleczenia taką terapią - mówi dr Andrzej Rozmiarek.

Ośrodek to dom stojący na skraju wsi. - Kupili go w ubiegłym roku od komornika, bo poprzednia rodzina musiała się wyprowadzić - opowiada Stanisława Młynarczyk, sołtys Dębinki. - Słyszałam, że coś tam leczą, ale szczegółów nie znam. Może i nowotwory, nie mam pojęcia. Widziałam, że kiedyś do tego domu jechała pielęgniarka, a innym razem. Był jakiś pacjent, ale w święta wyjechał.

Przed domem, w którym mieści się ośrodek, stoi kilka samochodów. Na ścianie dwie anteny satelitarne. Drzwi otwiera kobieta, na oko 25 lat. - Pan do kuracji? - pyta z uśmiechem.
- Nie, chcę rozmawiać z szefem - odpowiadam.

Szef, młody mężczyzna przed trzydziestką, jest nieco zaskoczony wizytą. Zastrzega, że nie jest przygotowany do rozmowy, na dodatek bardzo zajęty, ale chętnie udzieli trochę informacji. Zapewnia od razu, że wszystko jest dokładnie opisane na stronie internetowej ośrodka. Rzeczywiście, strona jest pełna różnych informacji. O szefie ośrodka można przeczytać, że jest wyjątkowo zdolnym samoukiem, przedsiębiorcą, elektronikiem, informatykiem, naukowcem, myślicielem i filozofem, a nawet aktorem, nurkiem i... hackerem (czyli komputerowym włamywaczem). Aktualnie zajmuje się badaniami - to dalszy ciąg informacji ze strony internetowej - z dziedziny energii i elektrodynamiki kwantowej.

Jego prawą ręką jest inżynier zootechnik ze "specjalnym zainteresowaniami do genetyki". Pani zootechnik jest pełna ciepła i empatii. Oboje piszą o sobie tak: "Nie mamy zamiaru marnować czasu na zdobycie dyplomu lekarskiego na uczelni, na której nie uczą tego, co o zdrowiu uczyć powinni (...). Studiujemy i zdobywamy wiedzę poza systemem skorumpowanego Ministerstwa Zdrowia i Edukacji. Od lat jesteśmy samoukami i stawiamy na doświadczenie potwierdzone praktyką, nie interesują nas teorie farmaceutyczne, lecz naturalne, sprawdzone, nieszkodliwe i skuteczne metody życia zdrowo.

Jeżeli zależy Państwu na opiece lekarskiej, to proszę iść do lekarza i korzystać z medycyny tradycyjnej. Doktorzy habilitowani z wypasionymi dyplomami chirurgicznie wytną to, co wam dolega, potem potraktują was chemio- i radioterapią" - czytamy na stronie internetowej ośrodka. - "Obecnie pracujemy nad zaawansowanymi technologiami wykorzystującymi energie próżni, efekty grawitacyjne, zaginanie czasoprzestrzeni, elektryczne fale podłużne".
Twórcy ośrodka zapewniają, że ich terapia "jest szczególnie skuteczna przy zwalczaniu wszystkich nowotworów raka, HIV/AIDS, białaczki, czerniaków..". Według szefa ośrodka do leczenia ciężkich chorób ośrodek stosuje dietę Gersona. Podstawa to podawanie świeżych soków z warzyw i owoców oraz innych suplementów. Koszt tygodniowego pobytu pacjenta wynosi 5 tys. zł, ale kompleksowe, pełne wyleczenie kosztuje 50 tys. zł. Słyszę zapewnienia, że terapia stosowana w ośrodku wcale nie jest droga, a tańsza od chemioterapii i znacznie bardziej skuteczna. Szef ośrodka przyznaje jednak, że terapia Gersona jest zabroniona w USA, ale to według niego tylko dlatego, że jest konkurencją dla koncernów farmaceutycznych.

- Nie obawia się pan, że również w Polsce może się spotkać z krytyką? - pytam.

On odpowiada, że liczy się z taką możliwością, ale nikogo do niczego nie zmusza, pacjent jest wolnym człowiekiem i może iść leczyć się nawet u szamana albo zaklinacza węży. Dowiadujemy się, że od otwarcia ośrodka jesienią ubiegłego roku terapii poddano trzech pacjentów. - Z jakim skutkiem? - pytam. Mężczyzna zapewnia, że uzyskano rewelacyjną poprawę. Obecnie w trakcie terapii jest jedna pacjentka. Nie możemy z nią rozmawiać, bo jak twierdzi szef, kobieta ma nowotwór krtani i nie może mówić.

- Dieta Gersona jest eksperymentalna - mówi dr nauk medycznych Andrzej Rozmiarek, kierownik Lubuskiego Ośrodka Onkologii w Zielonej Górze i specjalista wojewódzki do spraw onkologii klinicznej. - Każda metoda musi przejść badania naukowe i to na bardzo dużej grupie pacjentów, żeby ocenić jej skuteczność. Nie znam poważnej literatury medycznej na temat tej terapii, nie są mi znane przypadki wyleczenia nowotworów poprzez picie soków z warzyw i owoców. Ponadto daną metodę leczenia do zastosowania musi dopuścić Centralna Komisja Bioetyczna - dodaje. Czy leczenie w ośrodku jest zgodnie z prawem?

- Prawo zabrania wprowadzenie w błąd, co do skuteczności działania, żeby uzyskać korzyści majątkowe - stwierdza Alina Dobrowolska z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Po rozmowie z dziennikarzem szef ośrodka w Dębicy zażyczył sobie autoryzacji własnej wypowiedzi. Wczoraj stwierdził, że nie będzie jej autoryzował i nie życzy sobie publikacji w "GL". Nie zgodził się też na publikację swoich zdjęć, które wcześniej robił mu nasz reporter.

Dlaczego? Jego zdaniem publikacja w gazecie spowodowałaby rozgłos, który może sprowadzić dużo chętnych do terapii, a ośrodek nie jest na to przygotowany, bo dopiero się organizuje (główna siedziba firmy mieści się ponoć w Kanadzie)
. Ponadto - jak twierdzi - pokłócił się z dziewczynami, które mu pomagają i nie wie, czy ośrodek w najbliższym czasie przetrwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska