Kiedyś w chórze śpiewały całe rodziny, synowie z ojcami, matki i córki. - Przyszłam na przesłuchania, bo namówiła mnie córka. Sama nigdy bym się nie zdecydowała - opowiada Alina Felicka, która w Cntabile jest od początku.
Zespół powstał przy Grodzkim Domu Kultury. - Dyrektor namówił mnie na poprowadzenie chóru. Trochę się bałam, bo to niełatwe zajęcie. Żadna z osób nie miała przygotowania muzycznego, nie potrafiła czytać nut. Utwory nagrywali sobie na dyktafony, żeby potem ćwiczyć w domach - mówi J. Kos. Dyrygentka na co dzień uczy muzyki w szkole podstawowej. Skończyła wychowanie muzyczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, potem studiowała w Warszawie. To ona wymyśliła nazwę Cantabile, co po włosku znaczy śpiewnie. - Okazało się, że taki chór istnieje już w Sulechowie - mówi.
Śpiewa nawet taksówkarz
Cantabile tworzą osoby różnych profesji i w różnym wieku. Lucyna Szczerbak jest przedszkolanką, Joanna Dudek pracowała kiedyś w restauracji. Z początku była bardzo nieśmiała, dziś śpiewa solowe partie. Kamila Kaczmarczyk pracuje w Urzędzie Statystycznym, Danuta Gołąbek uczy historii, a Anna Solak, z wykształcenia inżynier, zajmuje się księgowością. Wśród panów jest taksówkarz Zenon Komorowski, pracownik sklepu z meblami Krzysztof Sawoch czy geodeta Grzegorz Kubacki. Wszyscy godzą pracę zawodową z amatorskim śpiewaniem.
Wspominają czasy, gdy po raz pierwszy wystąpili przed publicznością. Na scenie Chemika śpiewali piosenki ludowe i staropolskie. - Nie mieliśmy strojów, nie wiedzieliśmy, jak trzeba się ustawić na scenie. Na szczęście publiczność była życzliwa, więc się nie zniechęciliśmy - opowiadają chórzyści. Dziś po koncertach słyszą gratulacje. - Niedawno wystąpiliśmy w Międzychodzie na zaproszenie księdza z miejscowej parafii. Po koncercie nie chciał się z nami rozstać. Pytał, czy może zostać naszym kapelanem - zdradza J. Kos.
Cantabryczką po Europie
Gorzowski chór występował w wielu miejscach. Zwiedził prawie całą Europę. W pierwszą podróż pojechali do Włoch. Do starego autobusu, który pieszczotliwie nazwali ,,cantabtyczką'', zabrali butle gazowe i namioty. - Było jak na harcerskim obozie: grupa odpowiedzialna za posiłki, za porządek w autobusie. Jak opowiadam znajomym, nie chcą wierzyć - śmieje się A. Felicka. Z kolei w Anglii, gdzie koncertowali dla Polonii, do ich namiotów zakradły się lisy. Przeżyciem był też nocleg na trzypiętrowych łóżkach w szwajcarskich bunkrach atomowych.
Śpiewali w Bazylice św. Piotra w Rzymie, w paryskich kościołach, ale najchętniej wspominają wizytę w letniej rezydencji papieża. Gdy Jan Paweł II dowiedział się, że są z Gorzowa, poprosił ich: - Zaśpiewajcie coś jeszcze.
W chórze ciągle pojawiają się nowe twarze. - Jedni przychodzą, inni odchodzą. Młodzi wyjeżdżają na studia, panie rodzą dzieci. Ale każdy, kto przewinął się przez zespół, pamięta o nim - mówi dyrygentka.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?