(fot. fot. Paweł Janczaruk)
Pożar wybuchł tuż przed 11.00. - Na interwencje wysłaliśmy pięć wozów. Na razie nie wiemy jeszcze jak duże jest zagrożenie - poinformował "GL" dyżurny oficer straży pożarnej.
- Wyszłam z domu około 10.00 rano i zobaczyłam jak z dachu wychodzą kłęby dymu! - denerwuje się lokatorka Stanisława Tyl. - Zaraz zadzwoniłam pod nr 112 i po kilkunastu minutach przyjechali strażacy. Zanim jednak przybyli tutaj, pojawiły się języki ognia, w którym zaraz stanął cały dach. To straszny widok!
Około 11.30 strażacy poradzili sobie z pożarem: ugasili ogień i zaczęli zwalać z dachu nadpalone dachówki oraz zalewać tlące się elementy konstrukcyjne. Budynek stoi około 100 metrów od głównej wiejskiej ulicy - Głogowskiej. Na miejsce przyjechało pięć wozów strażackich.
Co prawda ogień nie doszedł do parteru, ale pomieszczania najniżej położonej kondygnacji nie nadają się już do mieszkania. - Wszystko zalane - rozpacza kobieta. - Co ja teraz robię? Gdzie się teraz podziejemy z mężem?
S. Tyl uspokaja, że w chwili pożaru nikogo nie było w domu: - Mąż poszedł na wysypisko śmieci, a sąsiedzi wyjechali. To szczęście w nieszczęściu, ale problem w tym, że budynek nie był ubezpieczony.
Właścicielką nieruchomości jest Małgorzata Zielińska. - Rzeczywiście dom nie był ubezpieczony, a ja w nim nie mieszkałam, tylko to starsze małżeństwo, a w drugiej części domu bratowa z dziećmi. Tak się złożyło, że akurat przebywa w Anglii - relacjonuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
