Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stawscy - kronikarska rodzina z duszą

Rafał Krzymiński 68 324 88 44 [email protected]
Rodzina Stawskich- Andrzej Stawski- syn, Katarzyna Stawska- córka, Wojciech i Hanna Stawscy- rodzice
Rodzina Stawskich- Andrzej Stawski- syn, Katarzyna Stawska- córka, Wojciech i Hanna Stawscy- rodzice fot. Mariusz Kapała
W tym roku mija sześćdziesiąt lat od założenia zakładu fotograficznego Stawskich. Kolejnej okrągłej rocznicy może nie być. - Nasza branża ma przed sobą trudną przyszłość - mówi Wojciech Stawski.

Prestiżowa porażka

Saga rodziny Stawskich ma swój początek w przedwojennych Starachowicach. To tam przyszedł na świat senior rodu Bolesław, mistrz fotograficzny. Zawodu uczył się od wuja Tadeusza Jędrykiewicza. W czasie wojny walczył w Armii Krajowej. Tuż po niej, na krótko zamieszkał w Zgorzelcu. W 1951 r. osiadł w Zielonej Górze. Przez kilka miesięcy pracował w Gazecie Zielonogórskiej( dawna "GL").

- W annałach rodzinnych wspomina się historyjkę o tym, jak tata fotografował sianokosy - śmieje się Wojciech Stawski. - Uwiecznił kłosy na samym środku pola, bo te były ludowe i socjalistyczne. W przeciwieństwie do rosnących z brzegu, posadzonych przez kułaków. Bolesław Stawski założył zakład fotograficzny przy ul. Grottgera. Obecny przy. al. Wojska Polskiego działa od 1974, a drugi od sześciu lat. Jego wspólniczką była żona Jadwiga A pomocnikiem syn Wojtek, który od dziesiątego roku życia przesiadywał w ciemni. Zadania miał odpowiedzialne: sortował i suszył zdjęcia. W domu Stawskich dużo mówiło się o pracy. Planowano każdy dzień, ilość zdjęć do przygotowania i godziny ich odbioru. Dzieci się przysłuchiwały. Krzysztof i Jola z przymusu, jedynie Wojtek z ciekawości. I to on, po latach przejął rodzinny interes.

- Mama i tata byli perfekcjonistami - wspomina Stawski. Wtedy pracowało się w kompletnych ciemnościach, aby zdjęcia się nie naświetliły. Po omacku zakładano kliszę i ucinano film. Wszystko musiało być na swoim miejscu. Już samo przestawienie nożyczek do zdjęć powodowało bałagan.

Tata wymagał od Wojtka więcej niż od innych uczniów. Mówił - Ucz się synu pilnie, bo kiedyś będziesz szefem.
Ojcowską dyscyplinę, pamięta do dziś. Kara się należała, gdy zawodził zaufanie.
- W tamtych czasach aparaty były atelierowe. Umieszczało się w nich kasety na błony cięte - opowiada Stawski. - Było ich pięć. Pewnego razu pomyliłem kliszę, dwa razy dając tą sfotografowaną. Myślałem, że ojciec mnie zabije, kiedy zobaczył ponakładane na siebie 40 główek komunijnych dzieci.

Senior rodu sam miał poważną wpadkę. Poustawiał na koziołkach klisze szklane, aby przeschły. I przez nieuwagę zaczepił o jednego koziołka i większość ze stu klisz rozsypała się w drobny mak.
- To była dla nas prestiżowa porażka. Ojciec traktował pracę poważnie. Godzinami poprawiał zdjęcia - opowiada Stawski.

To Stawscy wprowadzali nowości

A jak wspomina rodziców? Mama była dobra i pracowita. Troszkę w cieniu taty, który trzymał ster tak w domu, jak i w pracy, ale zawsze radził się jej w ważnych sprawach. Ojciec? Rozsądny, spokojny, rodzinny facet. Kumpel, który trzyma dystans - wspomina syn.

Czasów fotografii cyfrowej już nie doczekał. W 1989 zakład Stawskich, jako jeden z trzech w kraju sprowadził z Berlina aparat Polaroid, który robił zdjęcia do dokumentów w trzy minuty. Zdjęcia na gadżetach: koszulkach czy kubkach, to też ich pomysł. Jako pierwsi w mieście wprowadzili komputery do zakładu, a w połowie minionej dekady kioski cyfrowe. To była rewolucja, bo skończyło się bieganie z filmami do wywołania. Wystarczyło wrzucić kartę od aparatu cyfrowego do maszyny i na ekranie dotykowym wybrać fotki do wydruku.

Jego rodzice też nie unikali nowinek technologicznych. Byli prekursorami zdjęć ślubnych w elipsach. A w latach 60-tych zrobili odbitki bohaterów kultowego serialu Bonanza, który wówczas królował w telewizji. Pod zakładem ustawiały się kolejki.

Stawski pracy się nie boi. Potrafi klienta obsłużyć i zamieść podłogę. Choć przyznaje, że na niektórych programach komputerowych do obróbki fotografii, jego młodzi uczniowie znają się lepiej od niego.

Niepewna przyszłość fotografii

Czy w czasach, kiedy każdy ma cyfrówkę fotograf jest potrzebny?
- Zdjęcie nie zrobi się samo - obrusza się Wojciech Stawski. - Trzeba odpowiednio ustawić obiektyw, naświetlić zdjęcie, mieć pomysł i uchwycić tę jedną chwilę.

Mistrz nie uważa się za wybitnego fotografa. Mówi, o sobie dobry rzemieślnik. Nie jest artystą, co to buja w obłokach i czuje przymus fotografowania.

- Tata powtarzał, zrób mniej, a dobrze - wspomina Wojciech Stawski. Był wierny starej szkole rzemieślniczej. Liczyła się w niej: rzetelność, uczciwość i szacunek wobec każdego klienta, niezależnie od zasobności portfela. Dziś ważny jest szybki zysk. Zostało nas paru, ostatnich dinozaurów. My na sukces pracujemy pokoleniami, ciężką pracą.

Wojciech Stawski, ma trójkę dzieci: Agnieszkę, Kasię i Andrzeja. Syn, licealista zastanawia się, czy pójść w ślady ojca.

- Fotografia to niepewna przyszłość, ale zdjęcia lubię robić. W domu nie mogłem od nich uciec. Nawet nasz pies ma fotograficzne imię LAICA - wybucha śmiechem chłopak. - To nazwa firmy, która wymyśliła aparat na film obrazkowy - dopowiada.

Ojciec raczej odradzi mu ten niepraktyczny wybór.

- Ludzie zapisują zdjęcia na nośniku cyfrowym i robią pokazy dla całej rodziny na laptopie - tłumaczy mistrz. - W tym roku mój zakład skończy sześćdziesiąt lat. Boję się, że następnej rocznicy nie będzie. Z wielu powodów. Zdjęcia z telefonów komórkowych są podłej jakości. A młodzież się nimi zachwyca. Amatorzy konkurują z nami, robiąc zdjęcia na weselach za grosze. A fotografię paszportową zastąpią zdjęcia tęczówki oka - wylicza Stawski.

Emerytury się nie boi, bo znajdzie czas na hobby: nurkowanie, deskę surfingową, narty i motocykle.
Nie żałuje jednak tych lat, podczas których obserwował jak zmieniają się gusta zielonogórzan, wygląd ich mieszkań i styl życia. - Jestem kronikarzem miasta z duszą -mówi fotograf.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska