Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stelmet AZS UZ: Bez prochu i armat

PRZEMYSŁAW PIOTROWSKI 0 68 324 88 69 [email protected]
Tak cieszyli się akademicy po meczu z Cuprumem Lubin. Nikt wtedy nie przypuszczał, że ostatni raz w tym sezonie.
Tak cieszyli się akademicy po meczu z Cuprumem Lubin. Nikt wtedy nie przypuszczał, że ostatni raz w tym sezonie. fot. Tomasz Gawałkiewicz/ZAFF
Stelmet AZS UZ Zielona Góra już w tym sezonie w lidze nie powalczy. W fatalnym stylu pożegnał się z rozgrywkami i od tygodnia ma wakacje. Dlaczego tak się stało?

Gdybyśmy chcieli podsumować akademików to wystarczy spojrzeć na liczby, które mówią same za siebie. Dziesięć zwycięstw, osiem porażek i szóste miejsce w tabeli. Czyli coś ponad. Ale co? Ponad grupę walczącą o utrzymanie. Z drugiej strony do walki w play offach zabrakło niewiele.

Fatalna końcówka

Najbardziej boli fakt, że akademicy przegrali pierwszą czwórkę na własne życzenie. Na dwie kolejki przed końcem, mieli jeszcze dwa punkty przewagi nad Victorią Wałbrzych. Niestety, porażki ze słabiutką Trzcianką na wyjeździe i właśnie Victorią u siebie, pogrzebały szanse zielonogórzan. Co było przyczyną tak fatalnej końcówki?

- Nie wiem - odpowiada trener naszych Tomasz Paluch. - Prezentowaliśmy się świetnie na treningach, ale chyba wszystko rozegrało się w głowach poszczególnych zawodników. Chyba nie unieśli tego ciężaru. Nie ukrywam, że najbardziej zawiódł mnie Łukasz Gwadera, który całkiem się pogubił.

Wojciech Lis mówił jeszcze dosadniej i również wytyka kiepską dyspozycję Gwadery. - Gdy nie ma dwóch liderów, to z tak mocnym rywalem jak Victoria, zwyciężać się nie da.

Mieli walczyć o utrzymanie

W przekroju całego sezonu Stelmet AZS UZ prezentował się nieźle, choć bardzo nierówno. Potrafił łatwo dać się ograć akademikom z Poznania, aby w następnej kolejce wręcz zdemolować jednego z kandydatów do awansu, Morze Bałtyk Szczecin. Z drugiej strony przed pierwszym spotkaniem wiadomo było, że zielonogórzanie nie nastawiają się na walkę o czołowe lokaty, bo z zespołu odeszli ważni Adrian Milczarek i Łukasz Klucznik.

- Tak naprawdę nikt do nas nie doszedł na te pozycje - mówi Paluch. - Pierwszy to typowy "killer", który potrafił wykańczać akcje nawet na szczelnym bloku, a drugi był mózgiem drużyny, który rozdzielał piłeczki dla kolegów. Czyli nie było ani prochu, ani armat. Nasza sytuacja wydawała się jasna - bój o utrzymanie. Na szczęście zadanie minimum wykonaliśmy i za to chłopakom dziękuję, choć nie ukrywam, że ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, to żałujemy tej straconej czwórki.

Michał Baumgarten również nie kryje żalu: - Szkoda tych miesięcy harówki na hali, szkoda tych obozów, biegania po plażach, "tyrki" na siłowni. Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda. Ale cóż, takie jest życie.

Pięć grzechów głównych

Podsumowując, uwidoczniło się kilka błędów, które z pewnością miały spory wpływ na postawę całego zespołu. Pierwszy to brak zmiennika dla rozgrywającego Sławomira Janusza, który swoją drogą też nie należał do najmocniejszych punktów drużyny. Drugi to słabi środkowi (choć oni w końcówce prezentowali się najlepiej). Rzadko widziałem mocne ataki z krótkiej Piotra Przyborowskiego i Michała Gańki, które mogłyby siać popłoch wśród rywali i ściągać ich blok, uwalniając tym samym skrzydła dla Lisa, Gwadery i Palucha. Pierwszy, mam wrażenie, po prostu nie ma mocy, bo jego ataki w większości były amortyzowane przez blok rywali, ratowane i kontrowane albo na tyle słabe (oczywiście nie zawsze), że przeciwnicy dawali radę podbić piłkę i odpowiedzieć. On musi popracować na siłowni. Drugi potrafi huknąć, ale rzadko jest wykorzystywany.

Trzeci grzech to brak przynajmniej jednego atakującego, który w razie słabszego dnia Lisa lub Gwadery, potrafiłby wziąć ciężar gry na siebie. Ten pierwszy wyrósł na lidera, ale gdy nie szło jemu, to również całej drużynie. Czwarty problem to słaby serwis. Sprytnie potrafił Lis i Gańko, czasem mocniej Gwadera, ale brakuje nam typowego bombardiera, który potrafiłby odrzucić rywali od siatki. I piąty to brak asekuracji, który uwidocznił się mocno w ostatnich meczach. "Kiwki" rywali nad naszym blokiem nawet nie próbowały być ratowane...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska