Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stelmetu Zielona Góra droga na szczyt

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
Choć historia klubu liczy wiele lat, to  w 2010 roku zaczęła się prawdziwa droga do sukcesów. Oto Zastal z sezonu 2010/2011, pierwszego po powrocie do elity.
Choć historia klubu liczy wiele lat, to w 2010 roku zaczęła się prawdziwa droga do sukcesów. Oto Zastal z sezonu 2010/2011, pierwszego po powrocie do elity. Tomasz Gawałkiewicz
Zielonogórski zespół jest na szczycie. W pięciu sezonach mamy cztery medale, w tym dwa złote. Początki jednak były bardzo trudne.

Warto podkreślić, że Stelmet jest drugim zespołem po Anwilu Włocławek, który po pojawieniu się w ekstraklasie już w drugim sezonie zdobył medal. Wieloletni mistrz Asseco Prokom musiał czekać na podium pięć sezonów, a nasz wielki rywal, PGE Turów Zgorzelec trzy, podobnie Trefl Sopot. Już przed dwoma laty, kiedy zdobyliśmy złoto, nasz zespół trafił do historii polskiego basketu jako ten, który najszybciej po powrocie do ligi albo awansie, wy walczył mistrzowski tytuł. To nie koniec. Stelmet pozostał na szczycie. Wprawdzie przed rokiem zdetronizował go Turów, ale we wtorek w pięknym stylu odebraliśmy mu złoto. Przy okazji pobiliśmy rekord 22 zwycięstw we własnej hali i "wyciągnęliśmy" w finale z 0:2 do 4:2, co zdarza się bardzo rzadko. Co to był za sezon!

Nie zawsze było pięknie

Zastal, bo pod taką nazwą występował od 1948 roku, przez długie lata grał w drugiej lidze, a do ekstraklasy awansował w 1984 roku pod kierunkiem trenera Tadeusza Aleksandrowicza. Potem było gorzej. Dziś jesteśmy na szczycie, boją się nas rywale, ale przecież jeszcze przed kilku laty występowaliśmy w pierwszej lidze, nierzadko w małych, szkolnych halach i bywało, przegrywając z zespołami o znacznie mniejszym dorobku i krótszej historii. Przysłowie "Trzeba upaść, żeby się pod nieść" jak ulał pasuje do losów naszego zespołu. W sezonie 1999/2000 Zastal z hukiem spadł z ekstraklasy. W pierwszej lidze zmontowano - jak się zdawało - całkiem mocną ekipę. Owszem, sytuacja finansowa była bardzo słaba i budżet się nie domykał. Ci, którzy wspierali latami basket już nie mieli pieniędzy, nowi nie bardzo chcieli je dawać na drużynę z pierwszej (w sumie drugiej) ligi. Wydawało się, że mimo tych kłopotów zespół spokojnie się utrzyma.

Niestety, spadł z kretesem. Po raz pierwszy od 20 lat zielonogórska koszykówka znalazła się na trzecim szczeblu rozgrywek. To było straszne. Ale ów upadek oznaczał początek czegoś zupełnie innego. Powstała wówczas pierwsza w naszym województwie Sportowa Spółka Akcyjna Grono, bo taką przyjęła nazwę.
Wielu nie wierzyło, że to się może udać, inni sobie żartowali, wreszcie inni czekali na jej szybki upadek. Wierzyli jednak ci, którzy ją założyli. Janusz Jasiński, wówczas właściciel sklepu Intermarche, prezes Grona do ubiegłego roku Rafał Czarkowski i jeszcze kilku. Warto wspomnieć o trenerze Grzegorzu Chodkiewiczu, który podjął się zadania wydobycia zespołu z drugoligowego niebytu. Łatwo nie było, udziałowcy mieli tyle pieniędzy, ile sami znaleźli we własnych biznesach.

Wiedzieli, co robią

Ostatecznie Zastal, po zaledwie roku, wrócił do pierwszej ligi. Piąty mecz w Kwidzynie z Basketem, kiedy Tomasz Krzyżyński rzutem niemal z połowy boiska doprowadził do remisu, i zwycięska dogrywka przeszły do historii klubu. Potem jednak nie było łatwo, a wręcz bardzo trudno. Oprócz Intermarche i władz miasta nie było praktycznie sponsorów, zespół grał swoimi wychowankami, sprowadzano tylko pojedynczych i w miarę tanich zawodników. Ta ekipa przez kilka sezonów potrafiła awansować do czołowej szóstki i walczyła w play offach. Nigdy nie była zmuszona do bicia się o utrzymanie. Warto dziś, kiedy jesteśmy opromienieni medalami, a od tamtych czasów minęło już wiele lat, pamiętać o świetnej robocie, jaką wykonywał trener Chodkiewicz. Trudne lata przekonały udziałowców, że warto spokojnie pracować, robić swoje krok po kroku, szukać sprzymierzeńców. Szef rady nadzorczej Grona Janusz Jasiński przyznał po latach w którymś z wywiadów, że moment awansu do pierwszej ligi, szalony mecz w Kwidzynie i trudne kolejne sezony utwierdziły go w przekonaniu, że to, co robią, jest słuszne.

Marzenia o ekstraklasie

Potem zaczęto, jeszcze nieśmiało, myśleć o powrocie do ekstraklasy. Do klubu wrócił najsłynniejszy wówczas trener w historii zielonogórskiego basketu, Tadeusz Aleksandrowicz, a także wychowankowie, byli reprezentanci Polski: Jarosław Kalinowski i Paweł Szcześniak. Nie było łatwo. W pierwszym sezonie Aleksandrowicza Zastal był o krok od awansu, bo startując z szóstej pozycji, w play offie dotarł do półfinału. Niestety, lepszy był Kager Gdynia, mimo iż piąty mecz mieliśmy u siebie. Dwa kolejne sezony były już porażkami. W pierwszym lepszy okazał się Basket Kwidzyn. W kolejnym zmontowano, jak na ówczesne możliwości, niemal dream team. Ten zespół bił rekordy (wygrał kolejno 22 mecze w rundzie zasadniczej), by w pierwszym meczu play off dać się ograć Stali Stalowa Wola. To był szok. Szefom jednak nie przeszło. Zatrudniono Tomasza Herkta i postawiono zadanie: w ciągu dwóch lat Zastal ma wrócić do ekstraklasy. I tak się stało. W pierwszym sezonie Herkta uprzedziła nas Polonia 2011 Warszawa, w drugim, po pokonaniu ŁKS-u Łódź, po 10 latach przerwy Zastal zameldował się w ekstraklasie.

Lata medalowe

Awans zbiegł się z oddaniem do użytku pięknej hali. O Zielonej Górze zaczęło być głośno w koszykarskim światku. W pierwszym sezonie Zastal nie załapał się do play offu i musiał grać tylko o utrzymanie. CRS miał największą średnią widownię w kraju, a Zielona Góra stała się dla wielu dobrym miejscem na kontynuowanie kariery. W kolejnym sezonie klub wywalczył pierwszy swój medal w historii, brąz (wcześniej najwyższą lokatą była czwarta w sezonie 1993/94). Do brązu naszą ekipę poprowadził serbski szkoleniowiec Mihailo Uvalin (zastąpił w trakcie sezonu Tomasza Jankowskiego, który został jego asystentem, on z kolei objął ekipę w końcówce poprzedniego, po Herkcie). Ale brąz był tylko uwerturą.

W kolejnym sezonie zmontowano taki zespół, że po raz pierwszy Zielona Góra została stolicą koszykówki. To, w jaki sposób pokonaliśmy Turów, bijąc go w finale 4:0 było czymś wspaniałym. Mieliśmy mocną paczkę. Wystarczy tylko wspomnieć tamtych zawodników: Waltera Hodge'a, Quintona Hosley'a, Łukasza Koszarka, Olivera Stevicia czy Dejana Borovnjaka. Przed rokiem walczyliśmy w finale, ale złoto odebrał nam Turów. W tym wielu uważało, że Turów jest mocniejszy. Zaczęliśmy ten sezon słabo. Były porażki w Eurocupie, bezbarwna i nieprzekonująca gra w lidze. Efektem było zwolnienie trenera Andrzeja Adamka i zatrudnienie Słoweńca Saso Filipovskiego. Trener poukładał nieco rozrzucone klocki. Zespół systematycznie szedł w górę i w finałach pokazała moc. To, w jaki sposób grał w ostatnich czterech spotkaniach było imponujące. Zielona Góra znów stała się stolicą polskiej koszykówki. W ciągu pięciu lat zdobyliśmy cztery medale, w tym dwa złote, walczyliśmy w pucharach także w tym najważniejszym, czyli w Eurolidze. Jesteśmy na szczycie. Owszem, nie brakowało trudnych chwil, problemów i kłopotów, nie zawsze związanych ze sportem. Najważniejsze jest to, że ciągle idziemy do przodu. A przecież to jeszcze nie koniec...

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska