Zaczęło się kilka minut po godz. 12.00. Wtedy ze szpitalnego dachu poleciał gęsty dym. Powstał ze świec dymnych umieszczonych dla bezpieczeństwa w wiadrach. Po chwili wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Najpierw słychać było syreny. Potem na dziedziniec szpitala wjechały ciężkie wozy strażaków.
- Ratunku, pomocy - krzyczeli statyści z dachu. - Uciekli tam przed ogniem - wyjaśniał szef zielonogórskich strażaków i reżyser wydarzenia. Wtedy już przy budynku kołował podnośnik.
Pierwszy zastęp strażaków w aparatach tlenowych wszedł do budynku. Strażacy błądzili korytarzami oddziału dziecięcego niemal po omacku. Wszędzie było biało od gęstego dymu.
W tym czasie ekipa w podnośniku ładowała pacjentów z dachu do kosza. Zostali bezpiecznie zwiezieni na dół. Kolejna grupa ogniowców budowała szpital polowy. Do niego trafili pacjenci ewakuowani z oddziału. Huczały agregaty, syczały butle, którymi pompowano namioty.
Było dosłownie jak na planie filmu. Dziesiątki statystów na noszach i wózkach inwalidzkich. Dziesiątki strażaków. Do tego personel szpitala z każdego szczebla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?