Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy razem ratowali powodzian, teraz kłócą się o nagrody

Piotr Jędzura 68 324 88 46 [email protected]
Część strażaków na walce z powodzią spędziła po kilka dni, inni w tym samym czasie byli w jednostkach. To ci z wałów, zdaniem szefa zielonogórskiej straży powinni dostać nagrody.
Część strażaków na walce z powodzią spędziła po kilka dni, inni w tym samym czasie byli w jednostkach. To ci z wałów, zdaniem szefa zielonogórskiej straży powinni dostać nagrody. fot. Mariusz Kapała
- Komendant nieuczciwie podzielił nagrody za pracę podczas powodzi - twierdzi szef strażackiej Solidarności. Komendant ripostuje: - To bzdura. Skarga to złośliwość przewodniczącego.

Woda opadła, ale nie emocje wśród strażaków. Nagrody przydzielane z puli premiera miały być formą podziękowania za poświęcenie podczas walki z żywiołem. Tymczasem stały się kością niezgody. "...w komendzie miejskiej PSP w Zielonej Górze podczas podziały tychże środków doszło do sytuacji wręcz kuriozalnej" - czytamy w stanowisku Roberta Dudka, przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność. Chodzi o listę nagrodzonych strażaków. - Pieniądze dostali tylko wybrani, a powinni wszyscy - uważa R. Dudek.

O podział kasy z puli premiera zapytaliśmy szefa zielonogórskiej straży pożarnej st. bryg. Waldemara Michałowskiego. - Najpierw przyszło pismo od wojewody. Zgodnie z nim mieliśmy wskazać strażaków szczególnie zasłużonych w walce z żywiołem - tłumaczy Michałowski. - W piśmie nie było mowy o nagrodach ani nawet o ich formie. Lista nazwisk została wysłana w terminie. W międzyczasie przyszło drugie pismo, tym razem z komendy wojewódzkiej w Gorzowie. Proszono w nim o imienny wykaz osób biorących udział w akcji powodziowej. Może moim błędem było wysłanie tej samej listy. Jednak nie było podstaw do tworzenia kolejnego spisu nazwisk.
Okazało się, że listy były przygotowywane po to, żeby wymienieni w nich strażacy dostali nagrody. Po 1 tys. zł na rękę za pracę podczas powodzi. Otrzymali je tylko ci wskazani przez komendę. To właśnie wywołało oburzenie szefa strażackiej Solidarności. - Nie można nagradzać osoby, która siedział w komendzie albo tej, która na wały dowiozła na przykład zupę. Przecież inni ciężko pracowali na wałach, w dodatku przez kilka dni niemal bez snu - przekonuje Michałowski.

Ten argument nie przemawia do szefa Solidarności. - Gdyby ktoś nie kupił worków, to ci na wałach nie mieliby co robić - uzasadnia Dudek. I dodaje, że zapytał, kto tworzył listę nagrodzonych ogniowców. - Mimo moich wielu pism nie dostałem na to pytanie odpowiedzi - skarży się Dudek. Zaprzecza st. kpt. Dariusz Mach, zastępca szefa zielonogórskiej straży pożarnej: - Wszelkie niezbędne informacje zostały udzielane.
"Niezrozumiałym jest fakt, kto i w jaki sposób oceniał pracę strażaków podczas akcji powodziowej, skoro nie skonsultowano tego z dowódcami poszczególnych szczebli" - czytamy w piśmie związkowca.
Pytamy więc sami, kto wyznaczał nazwiska. I okazuje się, że to nie komendant. - Byli za to odpowiedzialni dowódcy poszczególnych odcinków bojowych wyznaczonych na czas powodzi - mówi st. kpt. Mach. W sumie było ich sześciu.
Udało nam się dotrzeć do jednego z nich. I mł. bryg. Mariusz Bieława, szef sulechowskich strażaków potwierdza słowa zastępcy komendanta. - Tak, to my wskazaliśmy najbardziej zasłużonych do nagród - przyznaje. - Przecież nie może być tak, że nagrodę dostanie strażak, który był na wałach kilka dni niemal bez przerw i równocześnie ten, który przez cały czas siedział w jednostce. Pod uwagę braliśmy tylko wkład pracy.
Zaprzecza temu szef związkowców. Jego zdaniem dowódcy nie mieli swobody. Dudka twierdzi, że rozmawiał o tym przynajmniej z kilkoma osobami.

Skąd wzięła się cała awantura? Przyczynę zasugerowano nam w komendzie miejskiej. Tam usłyszeliśmy, że szef Solidarności został ukarany naganą. Za co? W 2009 r. po wielkiej ulewie woda zalała Kargową. - Dostaliśmy wtedy około 20 wezwań od mieszkańców podtopionych piwnic z prośbą o pomoc. Jednak pan Dudek, jako dyżurny nie wysłał tam jednostek. Trafiły do nas skargi od poszkodowanych - mówi st. bryg. Michałowski. Komendant sprawdził wszystkie zarzuty. Okazały się, że zasadne. Szef związków został ukarany obniżeniem stanowiska, z fotela dyżurnego trafił do wozu bojowego w jednostce strażackiej. Skargę utrzymał komendant wojewódzki, a później także komendant główny straży pożarnej.
- Działanie szefa związków to nic innego jak złośliwość po naganie - mówi Michałowski. Zaprzecza Dudek. - To nie złośliwość, tylko dbanie o interes związkowców oraz innych strażaków. A fakt unikania odpowiedzi oznacza dla mnie lekceważenie związków - kwituje.
Przy okazji komendant Michałowski informuje, że wszyscy strażacy biorący udział w walce z żywiołem otrzymali za to pensje. A co z nadgodzinami? Komendant: - Są oddawane w formie dni wolnych od pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska