Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Super Niania: - Tata też jest w ciąży

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
Dorota Zawadzka pedagog i psycholog rozwojowy, prowadzi wykłady w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej, współpracuje z Komitetem Ochrony Praw Dziecka, pomysłodawczyni Akademii Pro Kids dla niań.
Dorota Zawadzka pedagog i psycholog rozwojowy, prowadzi wykłady w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej, współpracuje z Komitetem Ochrony Praw Dziecka, pomysłodawczyni Akademii Pro Kids dla niań. fot. Wojciech Waloch
- Jeśli dziecko nie odnosi brudnych talerzy, następnego dnia podaj mu na nich obiad - mówi Dorota Zawadzka, pedagog i psycholog, znana jako superniania.

- Przyjechała pani do Zielonej Góry na konferencję o godności dziecka. Ale przecież ono nie wie, że ją ma.
- Małe dziecko nie. To my, dorośli, możemy je nauczyć, że ma godność. I dbać o nią na każdym kroku.

- Jeszcze przed narodzinami malucha?
- Oczywiście, choć tu trzeba by mówić o szacunku do partnerki. Bardzo bym chciała, żeby panowie chodzili z nią do lekarza, interesowali się, jakie ma wyniki badań, czym powinna się smarować, by mieć ładną skórę. I nie narzekali, tylko jak trzeba - jechali do supermarketu po ogórki, gdy kobieta ma takie zachcianki, a potem po lody... Chodzi o to, by od początku przechodzić przez to wszystko razem, tak jak potem razem powinniśmy wychowywać dziecko.

- I chyba tak właśnie jest.
- Coraz więcej mężczyzn też jest w ciąży - tak o sobie mówią, albo że jesteśmy w ciąży. Oni tak samo tyją, jak ich partnerki, mają takie same nastroje. Ale są też tacy, którzy na uwagi o ich zachowaniu mówią oburzeni: Przecież ja pomagam żonie zmywać naczynia. A to nie tak. Trzeba zmienić tę mentalność. Pomagam, czyli mam dobrą wolę. Czyli sprzątanie to obowiązek żony. Nie, to nasz wspólny obowiązek. Raz ja zmywam, raz ty. Raz ja wstaję do dziecka, raz ty. Ale panowie kładą się od ściany i udają, że nie słyszą płaczu pociechy. Albo w ogóle wyprowadzają się do innego pokoju.

- Czyli każdy mężczyzna powinien też być przy porodzie swojego dziecka?
- Nie upieram się przy tym. To kwestia porozumienia między kobietą a mężczyzną. Miło jest, gdy rodzice są razem, gdy tata wspiera, trzymając mamę za rękę. Ale też ma prawo się bać. I przy porodzie nie będzie. Za to później na przykład skorzysta z urlopu tacierzyńskiego.

- Ale przecież musi od rana do wieczora pracować. Takie czasy. Jest więc na straconej pozycji?
- Wiem, że pracują ponad normę. Ale w weekendy mogą nadrobić zaległości. Jeśli są świadomi, jaka jest rola ojca, dadzą radę. Każdą wolną chwilę będą chcieli poświęcić dziecku. Nie będą spali od ściany, zrobią wszystko, by malucha zawieźć, odebrać z przedszkola. W weekendy pójdą z nim na basen, kręgle, sanki... Będą walczyli, by ten czas znaleźć. A jak zobaczą, że to procentuje, że córeczka zamruga oczkami, a synek powie: Ooo, tatusiu, jaki ty jesteś mądry, to w domu przestaną już myśleć wyłącznie o pracy. Będą świadomi, że nie tylko częstotliwość, ale i intensywność kontaktów jest bardzo ważna.

- Ważne jest też, by mówić jednym głosem.
- To podstawa. W domu bardzo ważne są zasady. Każde dziecko ma swoje prawa, ale musi mieć też obowiązki. Bez nich nie da się dobrze wychować człowieka.

- I konsekwentnie trzymamy się tych zasad?
- Na pewnym etapie. Bo zasady muszą się zmieniać wraz z wiekiem. Nie może być przecież tak, że zawsze nasze dziecko będzie musiało wracać do domu o 17.00 i chodziło spać o 20.00.

- Ale nadmiar zasad może być niebezpieczny.
- Może czasem ograniczać dziecko. Ale reguły trzeba ustalić razem z pociechą. Już z czterolatkiem możemy na ten temat porozmawiać. I pamiętać, że zasada nie musi być ograniczeniem. Powinna umożliwić pewne rzeczy. Wszystko zależy od tego, jak ją sformułujemy. Nie mówmy do dziecka: Nie wchodź do kałuży! Raczej pokażmy, że może ją obejść. Wskazujmy drogę jego wyborów, a nie zakazujmy wszystkiego.

- Ale większość z nas mówi: Nie skacz, nie dotykaj!
- To nadopiekuńczość. Ja nazywam takie zachowanie tresurą! Jest fatalna dla dziecka. Bo jak się tylko odwrócimy, ono zrobi dokładnie to, co miało zakazane. Zabranianie mu wszystkiego jest wielkim błędem. Natomiast musi ponieść naturalne konsekwencje, jeśli czegoś nie robi...

- Gdy nie wkłada brudnych ubrań do kosza na pranie, tylko rozrzuca po pokoju?
- Zasada jest taka: wszystko, co znajduje się w koszu, będzie uprane, a wszystko, co w nim nie jest, nie będzie uprane. Dziecko wyciąga z szafy czyste ubrania, brudne zostawia w pokoju, aż do momentu, kiedy okazuje się, że szafa jest pusta. Nieuprane rzeczy zajmują pokój. I wtedy są pretensje do... mamy. A co ona mówi? Przypomina zasadę, zaniesiesz rzeczy do kosza, będziesz miał czyste. Dziecko szybko się nauczy. Pod warunkiem, że mama wytrzyma. Bo gdy ja im to mówię, otwierają szeroko oczy i pytają: Jak to, po jednym dniu mam nie sprzątać? A co ludzie pomyślą? Że nie dbam o dziecko!

- A jak nie odnosi brudnych talerzy?
- To następnego dnia podaj mu na nich obiad! Trudno, jeden obiad wyrzucisz. Naturalne konsekwencje są bardzo ważne. Nie trzeba dzieci karać, trzeba pokazywać. Nie zrobiłeś, to nie ma. Jakbyś zrobił, tobyś miał. Proste, ale kobiety nie są odważne. Im się wydaje, że będą traktowane jako złe matki. No i brną dalej. O Boże, nie spakowałam córki do szkoły! - panikują. Nie odrobiłam lekcji... Mało która mama odważy się powiedzieć: Chcesz chodzić w brudnych rzeczach, to chodź!

- Z czasem pojawia się też inny problem. Ja tej koszulki nie założę, bo jest babska...
- Dlaczego mamy zmuszać chłopczyka, by założył różową koszulkę? Wyjmujemy z szafy dwie: różową i zieloną. Którą chcesz założyć? Dziecku ma być wygodnie i w miarę ciepło. To wszystko.

- Jak damy mu wybór, to zamiast kozaków zimą założy trampki, bo przecież mu wygodnie.
- O nie, nie założy, bo letnie buty schowamy wcześniej do pudełka i postawimy na górę. Damy do wyboru tylko te, w których może chodzić zimą.

- Dziecko mówi: A ja i tak nie będę jadł pomidora. I co wtedy?
- Musimy po prostu słuchać i dowiedzieć się, dlaczego nie chce tego pomidora jeść. Może skórka przykleiła mu się do podniebienia, może jest gorzki. A może ktoś przestraszył dziecko w przedszkolu opowieściami, że pomidory są trujące. Dowiemy się wielu rzeczy, dzięki którym wykombinujemy, jak zachęcić je do jedzenia.

- Tylko, że ono w ogóle nie chce jeść warzyw i owoców.
- No to mamy soki warzywne, owocowe, warzywa gotowane, zupy... A najlepszy jest własny przykład. Mama narzeka, że dziecko nie chce jeść surówek i owoców. Pytam, czy w domu są warzywa. Tak, dla dziecka zawsze - słyszę. Pytam dalej, czy są na stole. Okazuje się, że nie, bo mąż nie lubi. To ja już nie mam pytań. Ten dziesięcioletni chłopiec uważa, że mężczyźni nie jedzą warzyw. Jak on ma jeść, jak tata nie je?

- Mama gra na skrzypcach, a córka nie bardzo chce. Mama się denerwuje, dziecko płacze... - widziałem w telewizji.
- Jestem z nimi w stałym kontakcie. Mama nie odpuściła gry córce, ale troszeczkę się wyłączyła. Opłaciła nauczycielkę, która przychodzi do domu. Mama nie wścieka się na córkę. A nauczycielka ma swoje metody. No i Ola teraz uwielbia grać na skrzypcach. Ma też więcej luzu. To naprawdę drobne rzeczy, które poprawiają nasze relacje z dziećmi. Trzeba tylko słuchać tych, których kochamy. Bo zwykle to nam się wydaje, co jest dla nich dobre.

- Na przykład margaryna, którą pani reklamuje?
- Po pierwsze: nie zrobiłabym nic - z ręką na sercu - do czego nie byłabym przekonana. Moja mama była nauczycielka, jak przynosiła do domu tę margarynę, to był dla nas luksus. Takie okno na świat! Po drugie: ja nie namawiam ludzi, by jedli tę margarynę łyżkami. Nie namawiam, by nie podawać dzieciom masła, bo do trzeciego roku życia jest ono wskazane. Natomiast starszym - jeśli dajemy dwa razy w tygodniu ryby, orzechy, awokado, dodajemy oliwy do sałatek - to margaryna nie będzie potrzebna. Ale skoro tego nie robimy, to najprościej jest posmarować chleb margaryną z najwyższej półki. I nie dlatego, że ja ją reklamuję. Zostałam zaproszona do tej reklamy i do tego, co mówię, jestem absolutnie przekonana.

- Ale nie wszystkim to się podoba.
- Nie ukrywam - ta reklama dała mi bezpieczeństwo finansowe, dzięki któremu mogę w takie miejsca, jak Zielona Góra, przyjechać za dziękuję. I do szkoły w Głogowie jadę z przyjemnością za dziękuję. Zawsze jest coś za coś, ale z ręką na sercu - to mój świadomy wybór.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska