Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Światem rządzą kobiety? Coś w tym jest...

Dariusz Brożek, Aleksandra Łuczyńska, Małgorzata Trzcionkowska, [email protected]
Helena Sagasz - kiedyś jej hobby było wyszywanie, dziś lubi odpoczywać na działce. Pasją do robótek ręcznych zaraziła córkę. Ma dwóch wnuków: Bartka (9 lat) i Patryka (7 miesięcy).
Helena Sagasz - kiedyś jej hobby było wyszywanie, dziś lubi odpoczywać na działce. Pasją do robótek ręcznych zaraziła córkę. Ma dwóch wnuków: Bartka (9 lat) i Patryka (7 miesięcy). fot. Aleksandra Łuczyńska
Maria Górna-Bobrowska to pierwsza pani burmistrz w historii Trzciela. Helena Sagasz już czwartą kadencję szefuje Jasieniowi. A z Małgorzatą Sendecką nikt nie odważył się ścigać o fotel burmistrza Małomic.

Robię pyszną dereniówkę

- Woli pani gotować, czy robić zakupy?
Maria Górna-Bobrowska: - Zdecydowanie wybieram kuchnię. Kolędowanie godzinami po sklepach, marketach czy galeriach handlowych to dla mnie i mordęga, i strata czasu. Do sklepu chodzę po konkretną rzecz. Nigdy nie wracam z czymś, czego nie zamierzałam kupić od razu.

- Wróćmy więc do gotowania. Co jest pani specjalnością?
- Mąż przepada za pierogami ruskimi. Z innymi potrawami też sobie radzę. Na przykład ze spaghetti po bolońsku czy tradycyjną kuchnią polską. Moją specjalnością są przetwory. Jesienią popołudniami marynuję i zaprawiam plony z mojego ogródka. Wszystkie owoce i warzywa są ekologiczne, uprawiam je bez odrobiny chemii.

- W ogródku używa pani łopaty i motyki?
- Łopata to specjalność męża. On nawozi ogródek i kopie grządki. Reszta należy do mnie. Sieję, sadzę, pielę i zbieram. A na koniec zaprawiam. Z owoców robię kompoty, z truskawek mus, warzywa zaprawiam. Moją specjalnością są pomidory w galarecie. Używam małych pomidorów koktajlowych, są doskonałe na przekąski. Znajomi wychwalają też słodko-kwaśne ogórki, które zaprawiam z musztardą. I robioną przeze mnie dereniówkę.

- Brzmi apetycznie. Jak pani przyrządza nalewkę z derenia?
- Owoce derenia zbiera się jesienią. Są intensywnie czerwone, mają kształt niewielkich śliwek. Trzeba je umyć i nakłuć, żeby oddały sok, a następnie zalać 70-procentowym spirytusem. Potem wystarczy odłożyć butelkę czy słój w ciemne i chłodne miejsce. Musi stać minimum rok. Jak już owoce się przegryzą ze spirytusem, należy zlać nalewkę. Owoce trzeba zasypać cukrem i potem kulać przez jakiś czas butelkę. Jak cukier już się rozpuści, wlewamy go do spirytusu i możemy zapraszać gości na degustację. Nalewka jest klarowna, ma piękny karminowy kolor.

- Jak spędza pani wolny czas?
- W wolnych chwilach czytam kryminały, thrillery polityczne i medyczne. Akcja książki musi być wartka, coś się musi wciąż dziać i mnie zaskakiwać. Lubię też filmy akcji. Mąż ma podobne upodobania, jeśli chodzi o telewizję, więc o pilota się nie kłócimy. W wolnych chwilach, szczególnie w długie zimowe wieczory, zabieram się za haftowanie obrazów. Haftuję na szarym płótnie kordonkiem lub muliną, korzystając ze wzorów znajdujących się w specjalistycznych czasopismach.

- Macie jakiegoś pupila?
- Pupilkę. To bernardynka Diuna. Waży 90 kilogramów. Słucha tylko męża. Ma coś z kota, bo chodzi własnymi drogami. Generalnie jest przyjazna, ale bardzo lubi psoty. Uwielbia, jak tarmosi się ją za uszami.

- Dziękuję.

Joga dodaje mi energii

Małgorzata Sendecka ma 43 lata. W listopadzie została ponownie wybrana na burmistrza Małomic, więc rządzi już drugą kadencję. W wyścigu do fotela była...
Małgorzata Sendecka ma 43 lata. W listopadzie została ponownie wybrana na burmistrza Małomic, więc rządzi już drugą kadencję. W wyścigu do fotela była... jedyną kandydatką. fot. Małgorzata Trzcionkowska

Helena Sagasz - kiedyś jej hobby było wyszywanie, dziś lubi odpoczywać na działce. Pasją do robótek ręcznych zaraziła córkę. Ma dwóch wnuków: Bartka (9 lat) i Patryka (7 miesięcy).
(fot. fot. Aleksandra Łuczyńska)

- Jak burmistrz Jasienia lubi odpoczywać?
Helena Sagasz: - Ostatnio robię wszystko, żeby znaleźć czas na jogę. Dwa razy w tygodniu o 20.00 wskakuję w strój, idę na salę i ćwiczę w grupie. Joga niesamowicie mnie odpręża, dodaje sił, energii. A tego bardzo mi brakuje, szczególnie teraz - zimą. Nie można się zapracowywać na śmierć, trzeba złapać oddech, chociaż z tym jest ciężko, bo nawet weekendy mam zajęte.

- Na zdrowe posiłki pewnie też nie ma pani czasu.
- W tygodniu pracuję nieraz od rana do późnego popołudnia, chwytam w biegu suchą bułkę i tyle, na zdrowy obiad naprawdę nie mam czasu. Ale jak dzieci mają do mnie przyjechać, to nie wychodzę z kuchni. Bez przerwy gotuję, piekę, a potem obie córki wyjeżdżają z domu z zapasem na tydzień albo nawet dwa. Uwielbiam gotować, nie wyobrażam sobie rodzinnego spotkania bez sernika czy innego ciasta. Jak są święta, to mogłyby trwać nawet trzy tygodnie, tyle robię zapasów. Muszą być gołąbki, bigos i wszystkie tradycyjne potrawy. Przyznam, że w kuchni lubię wprowadzać nowości, przyrządzać ciekawe dania.

- Jak wspomina pani swoje dzieciństwo?
- Bujne i cudne to ono nie było. Mieszkaliśmy w Guzowie, w domu było nas dwanaścioro. Kiedy byliśmy mali, żadne z nas nie miało łatwego życia. Mnóstwo obowiązków, jak to na gospodarce, w domu nigdy się nie przelewało. Nigdy nie wstydziłam się tego, że musiałam ciężko pracować. Jak miałam 13 lat, babcia wzięła mnie do siebie do Warszawy. Tam skończyłam podstawówkę, zdałam do liceum w stolicy, ale w połowie wakacji postanowiłam wrócić do domu.

- Jak poznała pani męża?
- Pracował w firmie, która oferowała rolnikom nowe odmiany ziemniaków. W końcu trafił do mojego rodzinnego domu.

- W ubiegłym roku odszedł...
- To były ciężkie chwile, wszystko jest jeszcze świeże. Zegar w naszym domu zatrzymał się dokładnie o tej godzinie, w której mąż umarł. Chciałam go przestawić, ale nie zrobiłam tego i nigdy nie zrobię. Tak jak nie zrezygnuję z działki, którą on bardzo kochał. Dzieci namawiają mnie, żebym to rzuciła, ale na działce odpoczywam.

- Córki mieszkają daleko od pani. Często się widujecie?
- Dagmara mieszka w Szczecinie, Wioletka we Wrocławiu i nie ma dnia, żebym nie rozmawiała choćby z jedną z nich. Dagmara ma już dwóch synów, jest lekarzem, robi specjalizację z kardiologii i medycyny estetycznej, jej mąż jest stomatologiem. Jak każda babcia uważam, że moje wnuki są najwspanialsze i najmądrzejsze. Wioletka jeszcze nie założyła rodziny, ma chłopaka i razem mieszkają.

- Dziękuję.

Trzeba zrobić pierwszy krok

Małgorzata Sendecka ma 43 lata. W listopadzie została ponownie wybrana na burmistrza Małomic, więc rządzi już drugą kadencję. W wyścigu do fotela była... jedyną kandydatką.
(fot. fot. Małgorzata Trzcionkowska)

- Sprząta pani w domu?
Małgorzata Sendecka: - Oczywiście. Jak każda kobieta. Uwielbiam spędzać czas w domu. Chodzę na spacery z pasami, leniuchuję i oglądam telewizję. To mój ulubiony sposób spędzania rodzinnych weekendów.

- Ile godzin dziennie jest pani w pracy?
- Zawsze więcej niż osiem. Często się zdarza, że jestem w urzędzie do 19.30. Na szczęście, rodzina jest już przyzwyczajona do mojego stylu pracy. Starszy syn studiuje ekonomię we Wrocławiu, młodszy uczy się w Technikum Budowlanym w Zielonej Górze. Wracają do domu na weekendy i wtedy jesteśmy razem. Ale nawet gdy byli mniejsi, byli przyzwyczajeni do tego, że spędzam w pracy wiele godzin. Na szczęście, zawsze mogłam liczyć na pomoc moich rodziców i rodziców męża.

- Mąż nie ma problemów z życiem z panią burmistrz?
- Myślę, że nie. Tomasz bardzo mi pomaga, bo dostrzega to, co czasem mi ucieka. Zawsze widzi, gdy nie świeci jakaś lampa lub gdzieś jest dziura w chodniku.

- Macie w domu zwierzęta?
- Od szczeniaka wychowujemy psa Uziego. Jakiś czas temu dołączyła do nas bezdomna suczka Roksi z przytuliska przy oczyszczalni ścieków w Nowej Soli. Jest miła, kochana i dobrze ułożona. O jej trudnej przeszłości przypominał nam jej wielki lęk przed głodem. Była zdecydowana za wszelką cenę bronić swojej miski. Baliśmy się, żeby psy nie zrobiły sobie krzywdy, na szczęście, tylko się straszyły. Teraz sytuacja jest już opanowana. Roksi kocha też wolność. Zdarza się, że ucieka w okolice urzędu miasta lub przystanku PKS-u. Kilka razy dzieci przyprowadzały ją do mnie, na przykład na krawacie swojego taty.

- Zdarza się, że jest pani traktowana protekcjonalnie przez samorządowców mężczyzn?
- W pierwszej kadencji po raz pierwszy byłam na spotkaniu stowarzyszenia wójtów i burmistrzów. Wtedy w całym województwie było nas pięć, a na konferencję przyjechały trzy panie burmistrz i wójt. Oczywiście, że się wyróżniałyśmy wśród mężczyzn, ale z drugiej strony byłyśmy też bardziej widoczne. To świadczyło o tym, że mamy naszą pozycję.

- Dlaczego tak mało pań decyduje się na karierę polityczną?
- Myślę, że to nieuzasadniony strach przed podjęciem wyzwania. Trzeba zrobić ten pierwszy krok, a reszty w krótkim czasie jesteśmy w stanie się nauczyć. Do tego kobiety wychowują dzieci i mają wiele obowiązków rodzinnych. Dla pań czterdziestka jest najlepszym okresem do realizacji nowych wyzwań. Zwykle dzieci są już na tyle samodzielne, że nie potrzebują aż tyle czasu i uwagi ze strony matki.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska