Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

,,Świder'' zakończył karierę, bo przegrał z urazami. Mówcie o nim tylko dobrze!

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Sebastian Świderski (z lewej) nigdy nie odmawiał kibicom autografów
Sebastian Świderski (z lewej) nigdy nie odmawiał kibicom autografów Kazimierz Ligocki
- Lekarski wyrok usłyszał w grudniu. Ale wtedy nie był jeszcze gotowy mentalnie do zejścia z siatkarskiego boiska. Pogodził się z orzeczeniem dopiero w marcu - mówi o gorzowianinie Sebastianie Świderskim jego przyjaciel Arkadiusz Wodniczak.

,,Całe życie marzyłem o złocie igrzysk olimpijskich. Ale ludzki organizm jest ograniczony i zawodny. W końcu musiałem powiedzieć: pas. Kolejna kontuzja nie pozwoliła mi na dalsze wyczynowe uprawianie sportu. Żegnam się jako zawodnik, lecz nie jako człowiek. Teraz będzie mi dane służyć polskiej siatkówce już nie umiejętnościami, ale wiedzą i doświadczeniem'' - napisał w ostatnią niedzielę na swej internetowej stronie niespełna 35-letni Sebastian Świderski. Jego wielka kariera dobiegła kresu.

Brakowało centymetrów

- Problemem ,,Świdra'' był zawsze zbyt niski wzrost, zaledwie 193 centymetry - mówi o swym przyjacielu Arkadiusz Wodniczak, gorzowski fizjoterapeuta. - Ich brak musiał nadrabiać katorżniczą pracą. Jego dosiężny wyskok z miejsca wynosił 110 centymetrów. I w końcu zapłacił za nadludzki wysiłek wysoką cenę. Kontuzje się nawarstwiały, bo organizm wyczerpał swe regeneracyjne możliwości.

Wodniczak jednym tchem wymienia urazy, które pomagał leczyć Sebastianowi: dwa poważne skręcenia stawów skokowych. Operacje obydwu kolan. Zerwanie ścięgna Achillesa. Zerwanie mięśnia czworogłowego. Przeprost w stawie łokciowym. Częste urazy prawego barku i kręgosłupa. - Miał tego pecha, że najbardziej dokuczliwe urazy dopadały go przed poważnymi imprezami - dodaje fizjoterapeuta. - Nigdy nie potrafił odmówić reprezentacji, miał za krótkie przerwy na wypoczynek. A po leczeniu zbyt szybko wracał na boisko.

- Po ostatniej kontuzji mój mięsień czworogłowy był sprawny tylko w 60 procentach. Nad rzepką mam dziurę - wyznaje ,,Świder''. - Lekarze powiedzieli, że można to wyleczyć kosmetycznie. Ale o dalszej grze nie ma mowy.

Junior z charakterem

Wielka kariera ,,Świdra'' rozpoczęła się w 1995 r. w Stilonie Gorzów Wlkp. Wychowanek Stanisława Kurysia z miejscowego Znicza trochę przypadkowo znalazł się wtedy w ekstraklasowej kadrze Waldemara Wspaniałego. Klub opuścili właśnie Roman Bartuzi, Jarosław Wojczuk i Karol Hachuła. - Sebastian miał 18 lat i żadnego ligowego doświadczenia - wspomina znany szkoleniowiec. - Kiedy jednak zobaczyłem, jak skacze, prowadzi rękę i z jakim zaangażowaniem podchodzi do treningów, pomyślałem sobie: trefił mi się kandydat na reprezentanta. Nie pomyliłem się.

Świderski znakomicie wykorzystał swą szansę. Do wiosny 2000 r. rozegrał w Stilonie 178 oficjalnych meczów. W 1997 r. zdobył z gorzowianami Puchar Polski, a z reprezentacją juniorów sięgnął po tytuł mistrza świata. Dwa lata później został brązowym medalistą rozgrywek ekstraklasy. W następnym sezonie, już pod wodzą Andrzeja Kaczmarka, stanął z kolegami na drugim stopniu podium.

Znakomicie rozwijająca się kariera nie zatrzymała jego edukacji. Z najwyższą średnią ocen ukończył Zespół Szkół Budowlanych. Potem zdobył dyplom Uniwersytetu Szczecińskiego na kierunku marketing i zarządzanie. A w gorzowskim ZWKF uzyskał uprawnienia trenera siatkówki.

Niespełniony olimpijczyk

Z Gorzowa Świderski trafił do Mostostalu Azotów Kędzierzyn-Koźle. Rok wcześniej przeniósł się tam Wspaniały. Przez kolejne trzy lata wspólnej pracy świętowali niebywałe sukcesy: trzy tytuły mistrzów kraju, dwa Puchary Polski i trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. - Sebastian już wtedy wyznaczył sobie sportowy cel: ligę włoską - wspomina Wspaniały. Trafił do niej latem 2003 r. Pierwsze cztery sezony spędził w Perugii Volley, kolejne trzy w Lube Banca Macerata. Z medalami, pucharami i masą indywidualnych wyróżnień.

- Włosi zmienili fizjologię Sebastiana, wzmacniając jego układ mięśniowy - twierdzi Wodniczak. Równocześnie rozwinęli go technicznie i taktycznie oraz nauczyli czytać grę. To dzięki tym umiejętnościom ,,Świder'' został uznany w 2005 r. najlepszym atakującym zasadniczego sezonu w Serie A, a trzy lat później otrzymał w Pekinie nagrodę dla najlepszego atakującego igrzysk olimpijskich.

Z reprezentacją Polski najwyżej, na drugi stopień podium, wdrapał się w 2006 r. na mistrzostwach świata w Japonii. Bardzo chciał przeżyć to samo uczucie, a najlepiej posłuchać Mazurka Dąbrowskiego, w igrzyskach. Los mu jednak nie sprzyjał. I w 2004 r. w Atenach, i w 2008 w Pekinie musiał się zadowolić piątymi pozycjami. Magiczna ,,trzynastka'' na plecach, z którą bronił narodowych barw w 298 meczach, szczęścia mu nie przyniosła...

Na razie do Kielc

Wielką wartością zawsze była dla Sebastiana rodzina: żona Olga, 11-letnia dziś córka Maja i 7-letni syn Tomasz. To właśnie ze względu na dzieci i ich szkolne potrzeby postanowił dwa lata temu wrócić do Polski. Do Kędzierzyna-Koźla. Zdążył jeszcze wywalczyć z ZAKSA srebrne medale w Pucharze CEV i naszej ekstraklasie. Potem organizm odmówił mu posłuszeństwa.

Ku zdumieniu siatkarskiego środowiska, zaraz po rozwiązaniu zawodniczego kontraktu został pierwszym trenerem ekstraklasowego Farta Kielce. W nowej roli zadebiutował w ostatnią środę w pojedynku... właśnie z kędzierzynianami. W stolicy województwa świętokrzyskiego mówi się, że Świderski popracuje tam na dłużej. Ale już w roli asystenta włoskiego szkoleniowca Ferdinando de Giorgiego, który właśnie podpisał kontrakt z Fartem i obejmie tę drużynę przed następnymi rozgrywkami. Obydwaj panowie współpracowali z powodzeniem w Perugii i Maceracie, nie kryjąc przy okazji wzajemnej sympatii.

Czy ,,Świder'' wróci kiedykolwiek do Gorzowa? W 2006 r., tuż po sukcesie w MŚ w Japonii, odwiedził halę przy ul. Czereśniowej i wykonał w pokazowym meczu jeden serw. Później sprawy przybrały zły obrót. Rajbud Meprozet GTPS utknął w pierwszej lidze, w klubie nie ma pieniędzy, a dodatkowo Sebastian dwukrotnie nie dogadał się z władzami miasta w sprawie przejęcia obiektu na planowaną restaurację. Chciał ją otworzyć, by zainwestować nad Wartą zarobione we Włoszech pieniądze. Na razie nic go więc na ,,stare śmieci'' nie ciągnie...

BYLI TRENERZY STILONU O SEBASTIANIE ŚWIDERSKIM

WALDEMAR WSPANIAŁY:

- Pracowałem z Sebastianem cztery lata w Gorzowie, trzy w Kędzierzynie-Koźlu oraz dwa i pół sezonu w reprezentacji. To wyjątkowy człowiek. Stuprocentowy profesjonalista w sporcie i codziennym życiu. W mojej karierze był jednym z nielicznych zawodników, których nie musiałem pilnować na treningu. Bo do każdego ćwiczenia dokładał od siebie 30-40 procent. Dzięki temu już jako 18-latek wyróżniał się w naszej ekstraklasie. Dziś jest twarzą akcji ,,Kinder + Sport'', stanowiąc niekwestionowany wzór dla młodzieży. Gdyby naśladowali go inni sportowcy, ta dziedzina życia stałaby w Polsce na wyższym poziomie.

ANDRZEJ KACZMAREK:

- ,,Świder'' był zawsze gościem na poziomie. Pracował i zachowywał się bez zarzutu. Świetnie wpływał na zespół swoim zaangażowaniem w treningi, postawą podczas meczów i kulturą bycia. Gdy drużynie nie szło, piłka wędrowała do Sebastiana. Bo on swoją inteligencją oraz poziomem wytrenowania potrafił odwrócić niekorzystny wynik. Był na boisku niekwestionowanym liderem. Koledzy ufali jego słowom, a poza tym wiedzieli, że umie praktycznie wszystko: znakomicie atakować, blokować, bronić w polu. Brakowało mu tylko jednego: kilku centymetrów wzrostu. O takim człowieku można mówić wyłącznie dobre rzeczy!

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska