Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętowanie pod siatką

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Sebastian Świderski jest najwybitniejszym siatkarzem rodem z Gorzowa Wlkp. Tegoroczne święta ,,Świder’’ spędzi i w rodzinnym gronie, i na treningu ze swymi kolegami z ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.
Sebastian Świderski jest najwybitniejszym siatkarzem rodem z Gorzowa Wlkp. Tegoroczne święta ,,Świder’’ spędzi i w rodzinnym gronie, i na treningu ze swymi kolegami z ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. fot. Kazimierz Ligocki
Wigilia i pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia na treningu, mecz lub wyjazd w drugi dzień, sylwester w męskim gronie w oczekiwaniu na ligę. Takie przypadki pamiętają siatkarze i trenerzy, związani z naszym regionem.

Sebastian Świderski wrócił latem do Polski i ponownie związał się kontraktem z ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W listopadzie marzenia ,,Świdra’’ o zawojowaniu Plus Ligi i powrocie do reprezentacji przerwała poważna kontuzja: zerwanie mięśnia czworogłowego. Operacja w Łodzi, rehabilitacja, perspektywa powrotu na boisko najszybciej za pół roku. Choć 33-letni przyjmujący może wykonywać tylko lekkie ćwiczenia na siłowni, to w drugi dzień świąt wybiera się na popołudniowy trening swojej drużyny.

- Staram się pomagać kolegom, podpowiadać im w trakcie zajęć. Dlatego 26 grudnia będziemy razem - wyznaje. - Trzy dni wcześniej spotkaliśmy się z prezesami klubu na uroczystej kolacji. Wigilię i pierwszy dzień świąt mam w tym roku wolne. Ale podczas siedmioletniego pobytu we Włoszech rodzinne święta w kraju przeżyłem tylko raz, w pierwszym roku kontraktu.

Cztery pierwsze sezony na Półwyspie Apenińskim Świderski spędził w Perugii Volley, trzy następne w Lube Banca Macerata. Serie A gra zawsze w drugi dzień świąt lub 27 grudnia. - Bo ludzie mają wtedy wolne i chętniej przychodzą na mecze niż na przykład w środowe wieczory - wyjaśnia zawodnik. Normą były więc treningi, organizowane 24 i 25 grudnia. - A w zeszłym roku, jak mieliśmy wyjazdowy mecz 26 grudnia, to ruszyliśmy w podróż już w pierwszy dzień świąt! - wspomina ,,Świder’’.

Świętowanie po włosku wygląda inaczej niż w Polsce, choć pewne zwyczaje są podobne. Szefowie Lube Banca Macerata organizowali na przykład przedświąteczne kolacje, w trakcie których prezes wręczał upominki wszystkim zawodnikom i ich żonom. Jedzenie było jednak inne niż w naszym kraju: przeważały makarony i sałatki. - Tamte przyzwyczajenia najbardziej hołubi w rodzinie moja córka Maja - mówi Sebastian. - Ja nie mam problemów z dietą. Jem wszystko i ciągle preferuję polską kuchnię. Unikam tylko ziemniaków.

Trenerem, który wyprowadził ,,Świdra’’ na szerokie, międzynarodowe wody jest Waldemar Wspaniały. Po sukcesy sięgali wspólnie i w Stilonie Gorzów Wlkp., i potem w Mostostalu Azotach Kędzierzyn-Koźle. Szkoleniowiec, prowadzący dziś ekstraklasową Delectę Bydgoszcz, będzie pracował w tym roku w drugi dzień świąt. - Nie ma mowy o długim świętowaniu, bo 29 grudnia czeka nas ligowa kolejka i niezwykle ważny mecz z AZS Politechniką Warszawa - informuje. - Musimy uważać na jedzenie, że nie wspomnę już o trunkach. Nie wyobrażam sobie, by zawodnicy wypili więcej niż lampkę wina do wigilijnej kolacji lub obiadu w pierwszy dzień świąt.

Poprzednie ,,siatkarskie’’ święta Wspaniały miał bardzo dawno temu, w 1986 roku. Jako trener Płomienia Sosnowiec wyjechał wówczas ze swą drużyną 26 grudnia na turniej do szwedzkiej Vary. Sosnowiczanie wygrali te zawody i 31 grudnia wrócili promem z Ystad do Świnoujścia. Tam czekał na nich autokar Stali Stocznia Szczecin, z którą 3 stycznia mieli zaplanowany ligowy pojedynek. - Nie było sensu jechać na południe Polski, by 24 godziny później wracać do Szczecina. Zdecydowaliśmy się więc spędzić trzy doby w hotelu na stadionie Pogoni - mówi. - Doskonale pamiętam tamtego sylwestra. Wielkiej zabawy nie było, panował raczej smutny nastrój. Odwiedziło nas co prawda kilku przyjaciół ze Szczecina ze swoimi żonami, lecz my byliśmy przecież w męskim gronie! Z niecierpliwością odliczaliśmy godziny, dzielące nas od meczu ze Stalą Stocznia. Przegraliśmy go 1:3, a dzień później wygraliśmy 3:0 kolejny mistrzowski pojedynek, tym razem ze Stoczniowcem w Gdańsku. Dopiero stamtąd mogliśmy wrócić do swoich rodzin.

Rok później, w 1987, niezwykle egzotyczne święta i sylwestra przeżyło dwóch siatkarzy Stilonu Gorzów: Marek Czubiński oraz Paweł Rozesłaniec. Choć czasy były trudne, udało się im wyjechać z żonami do Soczi nad Morzem Czarnym. - Nie byliśmy miłośnikami win, więc przez cały tydzień prowadziliśmy dość sportowy tryb życia - wspomina z uśmiechem ,,Czubas’’. - Najbardziej pamiętam grudniowe mandarynki na drzewach i szastających pieniędzmi Ormian. Czuli do nas dużą sympatię i zapewniali, że dochody pozwalają im na nieograniczony dostęp do hotelowego bufetu. Było wesoło i serdecznie. Humory trochę popsuła nam powrotna podróż, bo z powodu złych warunków atmosferycznych nasz samolot wylądował nie w Warszawie, lecz... w Pradze! O kartach płatniczych nikt jeszcze wtedy nie słyszał, nie mieliśmy już grosza w kieszeni, a bracia Czesi wcale się nie kwapili, by w Nowy Rok czymkolwiek nas ugościć. W końcu wróciliśmy rezerwowym samolotem do naszej stolicy, a stamtąd do domów w Gorzowie.

Czubiński, mający w sportowym życiorysie również występy w Stali Stocznia, z sympatią mówi o noworocznym zwyczaju w szczecińskim klubie. Po sylwestrowej nocy drużyna spotykała się w komplecie na treningu, rozpoczynającym się już o 10.00 albo 11.00 rano. - Zważywszy na naszą dyspozycję, zawsze była to gra w piłkę nożną na świeżym powietrzu. Po takim wysiłku bez problemów dochodziliśmy do siebie! - zapewnia.

Największy sukces gorzowskiego volleybalu to bez wątpienia zdobycie Pucharu Polski na początku stycznia 1997 r. Po odebraniu trofeum w radomskiej hali siatkarze Stilonu ruszyli w powrotną drogę do domów. Zima była tęga, a po przejechaniu zaledwie 30 km w wypożyczonym z PKS autokarze... wysiadło ogrzewanie! Ekipa dojechała jeszcze do Opoczna, ale dalej, z powodu przeraźliwego zimna, już się nie dało.

- Skręciliśmy do przydrożnego hotelu, choć nie mieliśmy gotówki, a karty płatnicze były wtedy dopiero melodią przyszłości - wspomina ówczesny dyrektor ZKS Stilon Henryk Babij. - Ku naszej radości, właściciele obiektu okazali się wielkimi miłośnikami siatkówki. Doskonale wiedzieli, że cenne trofeum zdobył zespół z serii B pierwszej ligi. Powitali nas niezwykle serdecznie, podali na stół wyśmienitą kolację, nawet urządzili fetę z okazji przybycia do nich zwycięzców finałowego turnieju. O pieniądzach nie chcieli początkowo rozmawiać. Dopiero potem ustaliliśmy, że zapłacimy im przelewem po powrocie do Gorzowa. Oczywiście bez problemów przystali na takie rozwiązanie.

Gospodarze hotelu pomogli też nawiązać kontakt z liczną grupą gorzowskich fanów, czekających na drużynę przed halą przy ul. Czereśniowej. Ludzie dowiedzieli się, że zespół wróci nie w poniedziałek rano, lecz dopiero we wtorek po południu klubowym autobusem, który ruszył awaryjnie do Opoczna. I w licznym gronie przyszli fetować Puchar Polski następnego dnia. - A my mieliśmy we wtorek do wyboru dwa autokary, bo ten PKS-owski udało się naprawić w poniedziałek dzięki pomocy mechaników z Opoczna - dodaje Babij. - Wsiedliśmy do naszego, bo po dwóch dniach mieliśmy już dość świętowania...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska