Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szarżujący kozioł siał popłoch na ulicach Międzyrzecza

Dariusz Brożek 0 95 742 16 83 [email protected]
Ogniomistrz Jacek Grocholewski wabił zwierzaka jabłkami, ale kozioł najwidoczniej nie miał apetytu na owoce
Ogniomistrz Jacek Grocholewski wabił zwierzaka jabłkami, ale kozioł najwidoczniej nie miał apetytu na owoce fot. Dariusz Brożek
Przez dwa dni policjanci z Międzyrzecza uganiali się za kozłem, który siał popłoch na ulicach miasta. Został schwytany dzisiaj podczas obławy przy Klubie Garnizonowym. Zdążył jednak uszkodzić samochód.

W środę w centrum miasta pojawił się rogaty czworonóg. Narobił sporo bałaganu. Spłoszony klaksonami szarżował po ulicach, siejąc popłoch wśród kierowców i pieszych. Zablokował ruch na skrzyżowaniu ul. Waszkiewicza i 30 Stycznia. Ale tylko na kilkanaście sekund: pobeczał na samochody i czmychnął. Po południu pojawił się w Bobowicku. Wiejski klimat widocznie nie przypadł mu do gustu, bo postanowił wrócić do miasta. Pan Andrzej (nie chce nazwiska w gazecie) widział go na Poznańskiej.

- Biegł ulicą w kierunku centrum. Od razu zrobił się korek. Kierowcy zaczęli zwalniać, bo się bali, że wskoczy im pod maskę - mówi.

W pościg za kozłem ruszył patrol prewencji, ale sprytny zwierz wymknął się policjantom. Wrócił dzisiaj nad ranem. Mieszkańcy wypatrzyli go koło aresztu śledczego przy ul. Młyńskiej. Potem pobiegł pod ratusz, gdzie spowodował kolizję. Wskoczył pod maskę passata i uszkodził jego błotnik. Sam wyszedł z tego bez szwanku. Tylko przeciągle zabeczał widząc nadjeżdżający radiowóz i ruszył z kopyta w przeciwnym kierunku. - Może bał się mandatu, albo był nietrzeźwy - żartuje jeden ze świadków pościgu.

Skusiła go trawa

Po trwającym kilka godzin pościgu kozła złapał w sieć sierż. sztab. Marek Banak, asekurowany przez Stanisław Niklewicza
(fot. fot. Dariusz Brożek)

Kilka minut po kolizji kozioł był już koło Klubu Garnizonowego przy Świerczewskiego. Skusiła go soczysta trawa rosnąca wokół zabytkowego budynku. I wpadł w pułapkę, gdyż klub jest ogrodzony z trzech stron, a z czwartej naturalną zaporę stanowi Paklica.

Przy klubie do policyjnej obławy przyłączyło się trzech strażaków. Ogniomistrz Jacek Grocholewski wabił uciekiniera jabłkiem, potem zerwał garść trawy. Na próżno. Nie powiodła się także próba złapania capa na lasso, które strażacy zrobili z grubej liny.
- Wezwijcie antyterrorystów. Może oni sobie poradzą. I niech przylecą śmigłowcem uzbrojonym w rakiety - doradzali policjantom i strażakom mieszkańcy, którzy uwiesili się wianuszkiem na płocie od strony Świerczewskiego.

Kóz jeszcze nie łapał

Dochodziła 11.00, a cap wciąż biegał wokół budynku. Coraz bardziej zmęczony. Ciężko oddychał, z pyska zwisał mu różowy jęzor. Kierownicza klubu Wiesława Murawska przyniosła mu wiadro zimnej wody, ale zwierzak zwietrzył jakiś podstęp i ani myślał do niego podejść.

W sukurs policjantom i strażakom przyszedł Stanisław Niklewicz. A właściwie przyjechał aż ze Świebodzina. Jego firma zajmuje się pielęgnacją zieleni oraz wyłapywaniem bezpańskich zwierząt. Złapał już dziesiątki psów, ale - jak sam wyznaje - kozy żadnej.

Sierżant był szybszy

Zaczął się ostatni akord obławy. Strażacy zagnali kozła w przesmyk między budynkiem i płotem, gdzie zaczaili się policjanci z siecią. W ostatniej chwili cap usiłował ominąć przeszkodę i skoczył na wysokość jednego metra. Sierż. sztab. Marek Banak był jednak szybszy. Błyskawicznie podniósł sieć i po chwili zwierzak leżał na ziemi spętany sznurkami jak baleron. Policjanci i strażacy wsadzili go do klatki i zanieśli ją do samochodu S. Niklewicza.

- Zawiozę go do weterynarza, a potem będziemy szukać dla niego jakiegoś przytuliska - zapowiada świebodzinianin.

Od kilku lat hodowcy powinni rejestrować i kolczykować swoje kozy. Zwierzak schwytany przy klubie nie miał jednak kolczyka w uchu, dlatego policjantom trudno będzie ustalić, kto jest jego właścicielem. - Wątpię, że hodowca sam się po niego zgłosi. Musi się liczyć z tym, że dostanie mandat za brak opieki nad zwierzęciem i w dodatku będzie musiał zapłacić za remont uszkodzonego samochodu - mówi Małgorzata Matysek, powiatowa lekarz weterynarii w Międzyrzeczu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska