Od razu wskoczyli na głęboką wodę - zaopiekowali się szóstką dzieci, które są rodzeństwem.
Decyzja nie była łatwa, zastanawiali się dwa dni. - To ja namówiłam męża, bo od dawna chciałam się zająć niechcianymi dziećmi, nasze własne - Klaudia i Remek są już dorosłe, więc mam już więcej czasu - wyznaje pani Wiesława. Mąż się zgadzał najwyżej na czwórkę, w końcu przekonała go, że warto zabrać całą szóstkę.
Wesoło na działce
Początki nie były łatwe, niektóre z przybranych dzieci szły w zaparte, nie słuchały. Trzeba było wykazać się cierpliwością, aby przełamać barierę i nawiązać z nimi kontakt. Wiesława i Ireneusz teraz nie narzekają, dzieci są posłuszne, dobrze się uczą. Najstarsza jest Marzenka (12 lat), a najmłodsza Karolinka skończy w październiku cztery latka. W sumie do wychowania mają czterech chłopców i dwie dziewczynki.
- Na początku dzieci były wygłodzone, wychudzone, musiałam gotować wielki garnek z kartoflami, smażyć mięso, maluchy jadły co chwilę. Teraz doszły do normy, już nie są takie głodne, gotować trzeba nieco mniej - opowiada pani Wiesława. Chmielewscy mają też ładną działkę, często zabierają dzieci, żeby mogły odpocząć wśród kwiatów i ciszy, zjeść kiełbaskę z grilla.
- Najgorzej jest z praniem, jest tego bardzo dużo, pralka chodzi niemal na okrągło - wzdycha pani Wiesława. Nie narzeka jednak, choć od rana do wieczora jest z dziećmi, a mąż pomaga od czasu do czasu, bo prowadzi działalność gospodarczą.
Nie ma chętnych
- Niestety, takich rodzin jest niewiele - mówi Grażyna Rembowska, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie.
- Na ogół chętnych jest coraz mniej i jeszcze co roku kilka rodzin zastępczych rezygnuje. Nie ma się co dziwić, praca z dziećmi jest ciężka, a na dodatek, choć rodziny zastępcze mają wynagrodzenie i dostają niemałe pieniądze na dzieci, to jednak czują się pokrzywdzone.
Dyrektorka tłumaczy, że czas pracy w rodzinie zastępczej nie jest zaliczany do stażu emerytalnego, przybrani rodzice nie mają urlopu wypoczynkowego. Bo prowadzenie rodziny zastępczej odbywa się na podstawie umowy zlecenia, a nie umowy o pracę. W dodatku, w każdej chwili dzieci mogą zostać zaadoptowane, więc trzeba się z nimi rozstać. To zniechęca potencjalnych kandydatów na rodziców i stwarza duże problemy z przygotowaniem kolejnych rodzin zastępczych.
Jak w rodzinie
Dom dziecka w Łęknicy jest przed likwidacją. A w powiatowym pogotowiu rodzinnym obecnie przebywa 25 podopiecznych. Jedyne miejsce, do którego mogłyby trafiać dzieci, to rodziny zastępcze. A tych nie przybywa. - Dałabym radę i z większą liczbą dzieci, dlatego chciałam przyjąć jeszcze szóstkę, ale odmówili nam, ponoć przepisy nie pozwalają - rozkłada ręce pani Wiesława.
- Rodzinny dom dziecka jest instytucją, a naszym zamierzeniem jest, żeby dzieci były w rodzinie, jak we własnym domu - tłumaczy G. Rembowska. - Ponadto rodzinne domy dziecka są droższą formą opieki. Dlatego pilnie szukamy kandydatów na rodziny zastępcze. Natomiast w Żarach i Lubsku tworzymy tzw. domy rodzinkowe, w których dzieci będą w niedużych grupach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?