- Po co są związki zawodowe? Utrudniają życie innym, organizują protesty na ulicach…
- Protesty są wtedy, gdy coś się dzieje, gdy trzeba wesprzeć kogoś w trudnej sytuacji. Związki powstały, by chronić interesy osób zatrudnionych, by pilnować przestrzegania prawa…
- To w Gorzowie łamie się prawa nauczycieli?
- Tego nie powiedziałam. Po prostu ZNP od 108 lat pilnuje przestrzegania przepisów dotyczących nauczycieli i pracowników oświaty.
- Związek zawodowy nie jest przypadkiem schronieniem dla słabego pracownika? Aby pracodawca mógł go zwolnić, musi konsultować się z kierownictwem organizacji. A jeśli na dodatek pracownik jest szefem związku w zakładzie, jest właściwie nie do ruszenia…
- Związek musi chronić interesów zbiorowych, dbać o całą grupę zawodową u danego pracodawcy. Może zdarzyć się, że do ZNP trafią osoby, które w ten sposób będą szukały jakiejś ochrony przed zwolnieniem czy też nie zawsze będą to wzory do naśladowania. Z taką sytuacją mamy jednak do czynienia także w urzędach czy kierownictwach partii. Czarne owce są wszędzie.
- No i dzięki związkom nie można ich się pozbyć. A uczniów i pracy coraz mniej. Może więc pedagodzy w czasie niżu powinni pomyśleć o przekwalifikowaniu? Taki pomysł podsunęła na naszych łamach wiceprezydent Alina Nowak, "niepraktykująca" już, ale jednak nauczycielka. Mówiła wówczas o sklepie z kosmetykami…
- Nie sądzę, by moja wiedza i umiejętności okazały się przydatne na stanowisku ekspedientki w sklepie, chociaż bardzo lubię dobre kosmetyki. Elastyczny pracownik oświaty nie tak powinien być pojmowany. Nauczyciele kształcą się całe życie i - aby nie pozostać bez zatrudnienia - są gotowi wykorzystać swoją wiedzę w pracy z osobami dorosłymi, rodzinami wymagającymi wsparcia, w opiece społecznej i kulturze.
- A czyich interesów broni ZNP, przeciwstawiając się przenosinom Zespołu Szkół Ogrodniczych do Zespołu Szkół Budowlanych? Nauczycieli, pracowników administracji czy uczniów?
- Jako związek nie zgadzamy się z przyjętą przez władze miasta strategią oświatową…
- Tak dla zasady, by sprzeciwić się władzy?
- Nie, zgłaszaliśmy swoje uwagi, które nie zostały uwzględnione. Jako pedagodzy o dużym doświadczeniu inaczej postrzegamy rolę placówek oświatowych, nauczyciela i ucznia. Samorząd opracowując strategię oświatową, patrzy przede wszystkim - niestety - przez pryzmat ekonomii. A jest to przecież dziedzina niedochodowa i wrażliwa na pochopne decyzje. Konsekwencje mogą być takie, jak w przypadku niegdysiejszej likwidacji przedszkoli. Owszem, zyskaliśmy korzyści ekonomiczne, ale były one pozorne, bo teraz nam tych placówek brakowało.
- Mówi pani, że do ZNP należą nauczyciele o dużym doświadczeniu, ale przecież i we władzach miasta takich nie brakuje. Można powiedzieć nawet, że Gorzowem rządzą pedagodzy - prezydent, dwoje wiceprezydentów, przewodniczący i wiceprzewodniczący rady miasta, spora część radnych… Czyżby wchodząc do budynku urzędu miasta, jakiegoś amoku dostawali i zaczynali działać na szkodę oświaty?
- W tym miejscu doskonale pasuje powiedzenie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I to jest przykre, że nie każdy pamięta, skąd się wywodzi. Wśród radnych są przecież i były kurator, i obecny wicekurator oświaty.
- To chyba należy się cieszyć?
- Raczej nie mamy powodów do zachwytu. Zaczęli działać w partiach politycznych, klubach - są różne powiązania. Najważniejszy jest interes partyjny.
- Wróćmy zatem do interesu Ogrodnika: to szkoła na peryferiach, niekorzystnie skomunikowana z centrum, osiągająca - zdaniem kuratorium - słabe wyniki nauczania, w walącym się budynku, z malejącym naborem. Może przenosiny są ratunkiem dla prowadzonych tam kierunków?
- Do Budowlanki, gdzie praktyki odbywałyby się na boisku?
- Słyszałem o opcji wykorzystania młodzieży do opieki nad terenami zielonymi w mieście…
- Ale to nie jest Ochotniczy Hufiec Pracy! My mamy przygotować fachowca - architekta terenów zielonych, rolnika, a nie pracownika, który zajmuje się przede wszystkim koszeniem i grabieniem trawy.
- Magistrat podaje, że zainteresowanie kierunkami Ogrodnika jest znikome. Może okazać się, że w szkole mamy więcej pracowników niż uczniów…
- Oczywiście, że są chętni. Informacje o słabym naborze nie są prawdziwe, poza tym można go też sztucznie ograniczyć. Wystarczy nie wyrazić zgody na powołanie kolejnych klas. Proszę sprawdzić, ilu jest zarejestrowanych bezrobotnych z grona absolwentów "ogrodnika". Nie ma takich. Proszę zapytać w Różankach, w zakładzie pana Mularskiego - tam mogą zatrudnić nawet 40 absolwentów tej szkoły. Budynek - jak wiele obiektów oświatowych - wymaga remontu. A dlaczego? Bo od lat nie przekazywano pieniędzy na remont. Sądzę, że koncepcja przeniesienia tej szkoły zapadła dużo wcześniej.
- Ale nikt nie likwiduje kierunków, one mają być w Budowlance…
- Panie redaktorze, nazwijmy rzecz po imieniu…
- Być może parę osób straci etaty, ale kierunki pozostaną…
- A jak pan widzi kształcenie ogrodników w Budowlance? Przy Okrzei możemy uczyć np. mechaników samochodowych, bo jest wspaniała stacja diagnostyczna. A potrzebna jest szklarnia, przyda się pole z maszynami rolniczymi. Koncepcja urzędników doskonale pokazuje, że w Gorzowie nie robimy nic, by rozwijać szkolnictwo zawodowe. Wręcz przeciwnie: dążymy do jego degradacji.
- Coraz głośniej mówi się o koncepcji utworzenia kilku klas gimnazjum przy I, II i IV LO. Magistrat mówi, że chce w ten sposób zadbać o zdolnych uczniów…
- Nie rozumiem, skąd bierze się pomysł utworzenia trzech nowych gimnazjów przy najlepszych gorzowskich liceach, kiedy władze miasta każdą likwidację placówki tłumaczą niżem demograficznym. Z tego powodu z jednej strony zniknie Gimnazjum nr 4, a z drugiej powstaną trzy nowe szkoły. Zatem mamy ten niż czy go nie mamy? Poza tym jest to skrajny przykład segregacji młodzieży, niedopuszczalny w demokratycznym kraju. Takiego cuda jeszcze w mieście nie było. Może jeszcze postawimy mury obronne, założymy druty kolczaste i oddzielimy jednych od drugich? Sztuką jest pracować z uczniem zdolnym i niezdolnym w obecnie istniejących gimnazjach.
- Obawia się pani, że jedyne gimnazja nieprzypisane do liceów, czyli "siódemka" z Estkowskiego i "dziewiątka" z Zamenhofa, nie przeżyją konkurencji z nowymi szkołami?
- Tak właśnie będzie. Choć Gimnazjum nr 7 w ciągu ostatnich dwóch lat bardzo poprawiło swoje wyniki, mimo że pracuje z różną młodzieżą. Szkoła udowodniła, że można. A tymczasem 200 metrów dalej powstanie konkurencyjne gimnazjum.
- Nie widzi pani tu żadnej korzyści dla uczniów?
- Być może dla jednostek. A publiczna oświata ma służyć jedynie jednostkom czy wyrównywać szanse? Nie można stygmatyzować jednych, a wyróżniać drugich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?