Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła w domu? Dlaczego nie!

Leszek Kalinowski 68 324 88 43 [email protected]
Rodzinka Wojtachów w komplecie, czyli mama Magda, tata Łukasz i dzieci: Zosia, Jakub i Filip
Rodzinka Wojtachów w komplecie, czyli mama Magda, tata Łukasz i dzieci: Zosia, Jakub i Filip Mariusz Kapała
Oni nie biegają codziennie do szkoły, nie mają dzwonków, lekcji. Ba, nawet ocen. Nie siedzą w ławkach. Uczą ich rodzice. W domu. A wszystko to zgodnie z prawem.

- Jak to nauka w domu? Dzieci nie chodzą do szkoły? Eeee, to jakieś fanaberie. Dziwactwa - pomyślał Łukasz Wojtacha, nauczyciel, którego wysłano na warsztaty do Koła. Tam spotkał małżeństwo z Warszawy, które swojego syna nie posyłało do szkoły, lecz uczyło w domu. Pedagog z Sulechowa nie miał przekonania do innego sposobu spełniania obowiązku szkolnego. Ale temat go zainteresował. Razem z żoną Magdą, anglistką, zaczęli szukać w internecie informacji. Okazało się, że w USA edukacja domowa jest popularna. A wyniki, jakie osiągają dzieci uczone w domu, są porównywalne z tymi, uzyskiwanymi przez uczniów szkół prywatnych. Podobnie było z przygotowaniem do życia w społeczeństwie.

Pan Łukasz był na studiach podyplomowych z socjoterapii. Pracę dyplomową napisał z… edukacji domowej.
- Nasz syn Kuba miał wtedy 5,5 roku. Zabraliśmy go z przedszkola i postanowiliśmy, że spróbujemy sami go uczyć. Jeśli eksperyment się nie powiedzie, poślemy go do pierwszej klasy do szkoły - opowiada tato. - Okazało się jednak, że dajemy radę, że syn jest zadowolony.

I tak już zostało. Dziś rodzinka mieszka na os. Śląskim w Zielonej Górze. I ma sześcioletnie doświadczenie w edukacji domowej. Kuba formalnie jest w IV klasie. Ale na lekcje do szkoły nie chodzi. Wstaje później niż jego rówieśnicy. Każdy dzień jest dla niego inny. Czasem to dwie godziny polskiego, czasem pół godziny matematyki. Mama i tato robią wszystko, by nie tylko Kuba, ale i młodsza Zosia, dobrze przyswoili sobie podstawę programową.

- Ale nie trzymamy się ściśle podręczników. Wykorzystujemy książki, które nasze dzieci chcą czytać. Np. Kuba interesował się przyrodą, robakami, pająkami. Kupiliśmy mu encyklopedię o tej tematyce i to na niej - a nie z elementarza - uczył się czytać - podkreśla M. Wojtacha.
W domu zauważyć można pełno pomocy dydaktycznych. Duży globus, na ścianach rozwieszone mapy, własnoręcznie zrobione makiety, edukacyjne programy komputerowe, wystawy prac…

- Wyznajemy filozofię Charlotty Mason, która propagowała naukę przez żywe książki. Dziecko bierze tę, która je zainteresuje, a my wykorzystujemy ją do przekazania wiedzy z historii, geografii i innych przedmiotów - zauważa pani Magda.
Teraz właśnie czyta 600-stronicową powieść ,,Osadnicy z Katanu", powstałą na podstawie strategicznej gry o Wikingach.
Zosia, jak to dziewczynka, ma inne zainteresowania. Lubi też inne kolory. W inny więc sposób poznaje świat. Przy pomocy mamy i taty.

- Staramy się jednak, by dzieci były jak najbardziej samodzielnie. Ucząc się angielskiego i francuskiego, jak najczęściej sięgały do słowników - zauważają rodzice. - Najbardziej zależy nam na wykształceniu w nich określonych cech osobowości. By były kreatywne, radziły sobie ze stresem, były czułe na krzywdę ludzką, a niesienie pomocy innym sprawiało im satysfakcję. Bo braki w wiedzy można łatwiej nadrobić, niż np. 20-latka nauczyć odpowiedzialności.

Rodzice zdają sobie sprawę, że im wyższy poziom edukacji, tym większe mogą pojawić się problemy. Ale i na to mają sposób. Skoro im samym nie wystarczy kwalifikacji i umiejętności, poproszą specjalistów o pomoc w nauce.

- To działa jak umowa barterowa. Koleżanka ma kłopoty wychowawcze z synem, pomagam jej je rozwiązać, a ona naszemu dziecku udziela korepetycji z matematyki - wyjaśnia Ł. Wojtacha.

Podobnie z muzyką. Rodzice nie byli w stanie zapewnić im edukacji na odpowiednim poziomie, więc Kuba i Zosia chodzą popołudniami na zajęcia do szkoły muzycznej. Od września pięcioletni Filip także oficjalnie zostanie wciągnięty na listę dzieci edukowanych domowo.

Jakie trzeba spełnić warunki, by pójść w ślady państwa Wojtachów? Najpierw należy postarać się o opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej (nie musi być ona pozytywna). Z nią trzeba udać się do szkoły (nie musi to być rejonowa, publiczna, dwa lata temu zniesiono ten wymóg). Tu rodzice z dyrekcją zawierają umowę. I raz na rok dzieci zdają egzaminy. Takie same jak ci uczniowie, którzy z różnych przyczyn nie zostali klasyfikowani.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska