Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szokujące znalezisko w Żarach. Odkryli zwłoki mężczyzny po czterech latach (nowe fakty)

Janczo Todorow
Mieszkanie, w którym znaleziono zwłoki mężczyzny jest zamknięte na kłódkę i zaplombowane przez policję.
Mieszkanie, w którym znaleziono zwłoki mężczyzny jest zamknięte na kłódkę i zaplombowane przez policję. fot. Janczo Todorow
We wtorek dwie panie z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej poszły przejąć mieszkanie lokatora, który od dłuższego czasu nie płacił czynszu. Kiedy weszły do środka doznały szoku - na podłodze w kuchni leżały zmumifikowane zwłoki starszego mężczyzny.

Sekcja zwłok mężczyzny wykazała, że zmarł cztery lata temu.

Zdzisław G. miał 70 lat, według relacji sąsiadów chorował na serce. Mieszkał na poddaszu przedwojennej kamienicy przy ul. Lotników 6, w pobliżu targowiska miejskiego. Od czasu do czasu odwiedzały go kobiety, czasami wyjeżdżał. Poszła plotka, że wyjechał do jakiejś przyjaciółki, dlatego mało, kto go widzi. Ale już cztery lata temu sąsiedzi nabrali podejrzenia, że gdzieś się zapodział i wezwali strażaków. Ci zajrzeli przez okna do mieszkania, ale niczego niepokojącego nie zobaczyli. Kiedy mężczyzna zaczął zalegać z czynszem za lokal komunalny, wszczęte zostało postępowanie administracyjne, z zamiarem wyeksmitowania dłużnika. Lokator nie odbierał licznej korespondencji, skrzynka pocztowa była zapchana listami urzędowymi. W końcu Zakład Gospodarki Mieszkaniowej otrzymał zgodę miasta na przejęcie lokalu. Administratorki mało nie zemdlały na widok denata, zdążyły jednak wezwać policję i karetkę pogotowia.

Dziś nie udało nam się ustalić ile dokładnie zalegał Zdzisław G. wobec administracji mieszkaniowej. - Zasoby komunalne przejęliśmy od Pekomu w maju 2007 roku - stwierdza Edward Skobelski, prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. - Już na czasów naszego administrowania dług nieżyjącego lokatora urósł do 2 tys. zł. Ile pieniędzy był winien Pekomowi, tego nie wiemy. Rozpoczęliśmy postępowanie windykacyjne.

Lokator nie odbierał korespondencji, nie reagował na wezwania. Wszczęto procedurę wypowiedzenia umowy najmu, lokatora wezwano do zdania lokalu. Kiedy i to nie pomogło, zwrócono się do urzędu miejskiego w celu przygotowania procedury eksmisyjnej. W ratuszu zapadła decyzja o przejęcie lokalu przez administrację bez zastosowania eksmisji. We wtorek dwie panie z ZGM wybrały się mieszkania przy Lotników 6. Kiedy otworzyły drzwi i weszły do środku, doznały szoku - mężczyzna leżał martwy na podłodze w kuchni. Zwłoki wyglądały jak zmumifikowane. - Nigdy nie zapomnę tego widoku, nie jestem w stanie o tym mówić - wzdycha jedna z administratorek.

Strażacy zaglądali

Wezwano policję i pogotowie. Zwłoki zabezpieczono do sekcji. - Wykazała, że śmierć mężczyzny nastąpiła cztery lata temu. Te stwierdzenia lekarzy dobrze korespondują z innymi faktami - brat nieżyjącego zeznał, że widział go ostatnio w czerwcu 2005 roku, również wokół denata leżały gazety sprzed czterech lat - wyjaśnia Kazimierz Rubaszewski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

- Działaliśmy w ramach prawa i w ramach upoważnienia, jakiego mamy od burmistrza miasta - zaznacza E. Skobelski. - A w ramach tego upoważnienia nie mamy prawa wchodzić do lokali komunalnych, jedynie możemy nimi administrować. Wystąpiliśmy do Centralnego Biura Adresowego przy MSWiA o sprawdzenie, czy lokator nie jest zameldowany jeszcze gdzie indziej. Kiedy przekonaliśmy, że jest zameldowany tylko przy ul. Lotników zwróciliśmy się do urzędu miejskiego jeszcze w ub. roku. Decyzja o przejęcie lokalu nadeszła dopiero pod koniec września tego roku - dodaje.

- Pamiętam, że chorował na serce, jakiś czas temu sąsiedzi wezwali strażaków. Strażacy zajrzeli przez okna, ale niczego nie zobaczyli. Poszła plotka, że wyjechał do jakiejś kobiety, więc dlatego nikt się nie zastanawiał, co z nim jest. Chociaż dziwne było to, że skrzynka pocztowa zapchana była korespondencją, której najwyraźniej nikt nie odbierał. Wydaje mi się, że strażacy powinni byli wejść do mieszkania, a nie tylko zaglądać przez okna. Wszędzie gdzie mieszkają samotne osoby, to policja albo strażacy powinna zaglądać do mieszkania, jeżeli nie dają znaku życia - uważa pani Anna, sąsiadka z parteru kamienicy, w której mieszkał Zdzisław G.

Zadzwoń, policja sprawdzi

Czy nikt nie poczuł, że w mieszkaniu na poddaszu rozkładają się zwłoki? - Niczego nie czuliśmy, może, dlatego, że na poddaszu jest przewiew - mówi pani Anna.

- Straszna historia, nie do wiary, że to mogło się zdarzyć w naszej kamienicy - mówi Zbigniew Bujakowski. - Kto by się spodziewał, że nad nami ktoś umarł i nikt o tym nie wie? Przecież nieżyjący sąsiad miał brata, który mieszka w Żarach, nigdy go tu nie widziałem. Mnie się wydaje, że policja albo strażacy powinni zaglądać do takich mieszkań, jeżeli są wątpliwości, czy lokator nie żyje. Bo inaczej gdzie indziej mogą się zdarzyć podobne historie - zaznacza.

Dzisiaj nie udało nam się skontaktować z bratem denata. - Pracuję w policji od 12 lat, nigdy jeszcze nie miałem takiego przypadku, żeby zwłoki leżały w mieszkaniu przez cztery lata - stwierdza podkom. Marek Waraksa, rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej policji w Gorzowie Wlkp. - Nie mam pojęcia, jak nikt z sąsiadów przez tyle czasu niczego nie poczuł. Dziwię się też rodzinie, która też nie zareagowała. Sprawa jest prosta - jeżeli sąsiedzi mają wątpliwości, że osoba mieszkająca samotnie potrzebuje pomocy, albo nie żyje, to bez problemu mogą zadzwonić pod numerem 997. Na pewno przyjedziemy i sprawdzimy, nigdy nie zaszkodzi.

Na naszym forum jeden z Czytelników zapytuje, gdzie mieszkał nieżyjący. - Czy na odludziu? - pyta internauta. Otóż nie, mieszkał w centrum miasta, przy bardzo ruchliwej ulicy, a w jego kamienicy mieszka kilka rodzin. Nikt niczego nie zauważył. Czy to znak naszego czasu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska