Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szóstka dzieciaków w altanie. To ofiary czadu

Dariusz Chajewski [email protected] 68 324 88 79
Mattox / sxc.hu
To miała być czadowa impreza na działkach. Niestety była. Szóstka nastolatków zmarła w wyniku zaczadzenia w altanie. Winny był tlenek węgla. Czy tylko? Dlaczego 12-latkowie pili alkohol?

Gdy zapytaliśmy Jana Wojtasika, byłego prokuratora okręgowego w Zielonej Górze i nowosolskiego rejonowego o sprawę, która najbardziej utkwiła mu w pamięci, nie wymienił żadnego ze spektakularnych zabójstw, ani porachunków nowosolskich gangów...

- To był rok 1986, Nowy Rok... - wspomina Wojtasik. - Nigdy nie zapomnę widoku ciał szóstki nastolatków, dzieci jeszcze, na stołach w nowosolskim prosektorium. To był naprawdę wstrząs, obraz jak z horroru. Cała szóstka mieszkała przy jednej ulicy, przy Hutniczej. To była grupa przyjaciół, jedno rodzeństwo. Wprawdzie zabił ich czad, ale to nie znaczy, że nie było winnych...

Czułam się winna

Ulica Hutnicza w ciągu tego ćwierćwiecza niewiele się zmieniła. Te same szare kamienice, którym trudno przyznać, że są secesyjne, wiekowe bramy, pośniegowe błocko... Tylko okna plastikowe i domofony przy frontowych drzwiach.

- Wtedy zmarła siostra mojego kolegi - opowiada sprzedawczyni ze sklepu na rogu. - Miałam wtedy dziewięć lat i pewnie tylko dlatego nie brałam udziału w tej sylwestrowej zabawie. Teraz coraz rzadziej mówi się o tamtych wydarzeniach. Ludzie wyprowadzają się, zapominają.

To samo mówi pan Krzysztof. Wśród ofiar była siostra jego mamy.
- Często przy rodzinnym stole do tego wracamy, pewnie, że się wspomina - dodaje. - Zresztą jako dzieciakowi, nastolatkowi opowiadano tę historię ku przestrodze. Chociaż nie wszyscy wyciągają z niej wnioski. W krótkim czasie na naszej ulicy było kilka wypadków z czadem...

Matka jednej z ofiar zamyka przed nami drzwi. Nie chce rozmawiać. Bo i po co. Pytamy kobietę przechodzącą przez ulicę. Czy pamięta?

- Jak mogę zapomnieć, przecież tam było moje dziecko? - na jej twarzy pojawia się grymas gniewu. - Dlaczego nie zostawicie tego w spokoju? Przez tyle lat zastanawiam się, czy to była moja wina. Ale co mogłam zrobić? Nic. Nic, nie mogłam.

Dowód na citrolemonie

Od czego się zaczęło? Jak powie większość od Stefana G. Mężczyzny już dorosłego, który jednak najlepiej czuł się wśród dzieciaków. Jak komentują sąsiedzi trzymał się ich bo sam jakby nie do końca dorósł.

- Nie wiem, dziś może i dokładniej sprawdzalibyśmy go pod kątem pedofilii, ale wtedy jeszcze nie byliśmy tak wyczuleni - dodaje Wojtasik. - Jednak też i nie było jakichś wyraźnych przesłanek, aby na to zwrócić uwagę. Mężczyzna był raczej infantylny niż z gruntu zły.

Stefek, bo tak o nim mówili wszyscy, postanowił zorganizować przyjęcie sylwestrowe. Wpadła do niego grupa dzieciaków, miały od 12 do 15 lat. Pili tanie wino. I wszyscy poczuli się tak dorośle. Później padło sakramentalne pytanie, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem. Postanowili imprezę przedłużyć - na działkach. Altanka, miejsce spotkania, znajdowała się w ostatnim kompleksie ogródków, nad Odrą. Był alkohol. Menu można poznać jeszcze dziś czytając listę dowodów w sprawie. Ślady daktyloskopijne zbierano ze słoików, opakowania masła roślinnego, butelki likieru jabłkowego, opakowania rurek z kremem i butelki napoju citrolemon...

Spotkali się na cmentarzu

Gdy przyjechała na miejsce ekipa ratunkowa pięcioro dzieci już nie żyło, szóste zmarło w drodze do szpitala. Kto je zabił? Bezpośrednio czad. Altankę dzieciaki ogrzewały piecykiem tzw. kozą. Zabrakło im wiedzy i doświadczenia. Podchmielone zasnęły... Odratowano jedną dziewczynę, jej kolega ocalał, gdyż opuścił wcześniej przyjęcie.

- Stąd to staranne badanie linii papilarnych, gdyż chcieliśmy ustalić, czy z dzieciakami był ktoś dorosły - tłumaczy Wojtasik. - Jednak tego nie udało się stwierdzić. Udało się zidentyfikować wszystkie ślady, ale żaden nie należał do Stefana G. Sprawdzaliśmy także, czy w organizmach ofiar były ślady substancji odurzających. W Nowej Soli to był wówczas problem. I wiemy, że na tej imprezie narkotyków nie było.

Mężczyzna - Stefek G. - został aresztowany i oskarżony o rozpijanie młodzieży, ale nie do końca oskarżeniu udało się dowieść jego winy...

Ulica Hutnicza biegnie tuż obok cmentarza.
- Mimo zakazów często ganiały jeszcze za pędraków na cmentarzu, bawiły się - mówi starsza kobieta. - I tak jakby się umówiły, spotkały się tutaj. Pewnie, wiadomo, wszyscy tutaj się spotkamy, ale te dzieciaki mogły żyć. Powinny żyć. Głupia śmierć.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska