Antoni Homa zginął kilka kilometrów od domu. Poniósł śmierć na miejscu. Sam dojazd do miejsca w lesie, w którym pracował, zajmował piętnaście minut. Teren był tak trudny, że zespół ratowników karetki musiał dowozić na miejsce terenowy samochód straży pożarnej. Ratownicy nie mogli już nic zrobić...
- Straciłam jedynego syna- mówi zrozpaczona Franciszka Homa, mama zmarłego mężczyzny. - To musiała być potworna śmierć. Jak zobaczyłam pogotowie na sygnale, coś zakłuło w dołku. Od razu pomyślałam, że właśnie ktoś umiera. Pomyślałam o Antku: „żeby tylko nie chodziło o niego!”. Już wtedy zaczęłam się bać. Serce matki czuje takie rzeczy.
O jeden wypadek za dużo
Tragiczny wypadek, do którego doszło w poniedziałkowe przedpołudnie, w kompleksie leśnym w pobliżu Straszowa badają też kontrolerzy Inspekcji Pracy w Zielonej Górze (...)
Więcej o sprawie przeczytasz w czwartkowym, papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Przeczytaj też:Skandal na pogrzebie. Pijani pracownicy podczas pochówku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?