- Czy urzędnicy czekają aż będziemy padać jak muchy? - denerwuje się proszący o anonimowość mieszkaniec budynku przy ul. Brzozowej w Nowej Soli. - Przecież od kilkunastu lat leży tutaj trucizna. Ten, który to zrobił jeździ mercedesami, prawnicy nic mu nie zrobią, a urzędnicy zamiast przysłać spychacze uprawiają spychologię. Toksyczna hałda na terenach byłego Dozametu to grubo ponad 30 tys. ton odpadów.
Zimą są twarde jak kamień, ale latem zmieniają się w gęstą, płynną maź, która rozlewa się po okolicy, „pożerając” kolejne zarośla. Hałda porusza się bardzo wolno, ale jeszcze wolniej mielą urzędnicze młyny. Bowiem w tym roku minie 12 lat, odkąd nowosolanie siedzą na ekologicznej bombie. Pewne bowiem w tej historii jest tylko jedno. Hałda truje. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez WIOŚ, który w najbliższych dniach ma dodatkowo zbadać wody gruntowe na terenach sąsiadujących odpadami ogródków działkowych... Cóż, idzie wiosna.
A miała to być - cytując - interesująca inwestycja. W roku 2000 firma Pol-Eko-Tech wnioskowała o pozwolenia na przetwarzanie odpadów niebezpiecznych. Dokumenty udało się skompletować we wrześniu następnego roku, a w marcu 2002 firma poszerzyła swoją działalność o kolejne odpady. W tym samym czasie mieszkańcy ul. Brzozowej, skąd do hałdy najbliżej, zaczęli skarżyć się w magistracie, na dolatujący z byłego Dozametu smród. Kontrola przeprowadzona przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska jednoznacznie wykazała, że Pol-Eko-Tech łamie wszelkie przepisy. Odpady ropopochodne leżały na gołej ziemi i pod gołym niebem.
Choć WIOŚ sugerował cofnięcie firmie pozwoleń, urząd wojewódzki wydawał kolejne, tym razem na wytwarzanie odpadów. I jakby tego było mało, urzędnicy twierdzili, że wszystko odbywać się będzie w... Zielonej Górze, pod adresem firmy. Mieszkańcy odpowiedzieli odwołaniami i petycjami, które wojewoda ignorował. Pisma trafiły więc do Ministerstwa Środowiska, ale urzędnicy w Warszawie również nie znaleźli powodu, dla którego mieliby cofać pozwolenia dla Pol-Eko-Techu.
Hałda odpadów wciąż rosła. W lutym 2005 wojewoda cofnął firmie wszystkie pozwolenia, oprócz tego na wytwarzanie odpadów. Firma odwołała się do ministerstwa, ale bezskutecznie. A hałda rosła, bo wojewoda i WIOŚ o decyzji w Warszawie dowiedzieli się po kilku miesiącach. Gdy wojewoda nakazał usunięcie odpadów właściciele firmy zniknęli. Nikt nie odbierał poczty, telefony milczały...
W 2008 roku przesunięto niektóre kompetencje urzędników. I problem hałdy spadł na barki marszałka. Później sąd zadecydował, że usunąć hałdę powinien starosta nowosolski... A urzędnicy mają związane ręce, bo... nie mogą uprzątnąć czegoś, co leży na terenie prywatnym. Tymczasem próby wyegzekwowania nawet drobnych kar od właścicieli spółki nie przynoszą rezultatu, nie wspominając już o przymuszeniu kogokolwiek do usunięcia hałdy. Przeszkadza też jedna z decyzji wojewody, która nie została cofnięta. A dziś, gdy kompetencje w sprawie przeszły na starostę, zahaczając po drodze o marszałka, nie wiadomo, kto mógłby ją uchylić.
Za usunięcie odpadów, na których ktoś zbił majątek, zapłaci budżet państwa, czyli my wszyscy. Jednak do dziś nie wiadomo nawet, o jaką kwotę należałoby wnioskować do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Mowa jest o 8 - 80 mln zł. Tymczasem w promieniach pierwszego, lutowego słońca hałdę już czujemy...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?