Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taaaka ryba: Dla tego karpia zabrakło skali na wadze. Ważył ponad 22,5 kg!

Paweł Wańczko 68 324 88 80 [email protected]
Przemysław Jurgiewicz z karpiem swojego życia. Rzepinianin zapewnia, że ma już godnego następcę, którym jest 8-letni syn Michał, również zapalony wędkarz.
Przemysław Jurgiewicz z karpiem swojego życia. Rzepinianin zapewnia, że ma już godnego następcę, którym jest 8-letni syn Michał, również zapalony wędkarz. fot. ARCHIWUM RODZINNE
Przemysław Jurgiewicz z Rzepina poświęcił tydzień urlopu, aby zapolować na karpia. Jego wytrwałość została nagrodzona. Z jeziora Rzepsko wyciągnął olbrzyma o wadze ponad 22 kilogramów!

Przemysław Jurkiewicz wędkarstwem zajmuje się od najmłodszych lat. Już jako mały chłopiec chodził na ryby nad kanał Odry w Słubicach. Tam łowił głównie płotki, uklejki oraz szczupaki. Potem pochłonęła go nauka. Najpierw szkoła średnia, studia, a potem praca spowodowały, że wędkarstwo zeszło na dalszy plan. Dopiero, gdy przeprowadził się do Rzepina, skąd pochodzi jego żona i teściowie, odrodziła się w nim stara pasja. To za sprawą teścia, zapalonego moczykija, ponownie zaczął łowić ryby. Kupił pierwsze wędki i tak się zaczęło. Przez pierwsze kilka lat głównie spinningował i łowił z gruntu. Największy ryby jakie udało mu się wtedy złowić to: szczupak o wadze 5,1 kg, 6,5-kilogramowy karp oraz pstrąg tęczowy 2,91 kg. Tak było aż do wiosny br.

Czytaj też: Halibuta giganta ważącego 196 kilogramów złowił mieszkaniec Krosna Odrzańskiego

Od dwóch lat pan Przemek jest pochłonięty wędkarstwem karpiowym. W maju specjalnie zaplanował sobie urlop zasiadkę karpiową. - Wspomnę, że jeszcze zimą, na pięknym jeziorze Rzepsko, koło Rzepina, zbudowałem z teściem kładkę. Zresztą nie przypadkowo, bowiem w jej okolicy często obserwowałem spławiające się karpie - wyjaśnia nasz dzisiejszy bohater. - Zakupiłem dwie specjalistyczne karpiówki z kołowrotkami i całym osprzętem. Moim cichym marzeniem było upolowanie karpia powyżej 10 kilogramów - dodaje.

Podczas urlopu nęcił łowisko przez dwa tygodnie, co dwa dni. Sypał do wody kulki rybne i waniliowe. Potem po kilka godzin dziennie od świtu siedział z wędką na tym miejscu. Ale bezskutecznie. W końcu jednak jego wytrwałość została nagrodzona. - To było 15 maja, przedostatni dzień urlopu. Ten dzień na długo pozostanie w mojej pamięci. Było zimo, 7 stopni C, pochmurno, deszczowo i wietrznie. Na łowisku pojawiłem się skoro świt, około 4.30. Rozłożyłem wędki, tripody, uzbroiłem zestawy i około 5.00 zacząłem wędkować. Zanęciłem jeszcze łowisko 30 kulkami - opowiada pan Przemek.

Czytaj też: Taaaka ryba. Ten karp ważył ponad 16 kg

Na jednym haczyku założył kulkę rybną, na drugim kukurydzę na włosie. Panowała kompletna cisza. Padał tylko deszcz, a na jeziorze pojawiły się fale. - Nawet nie rozłożyłem krzesełka. Byłem zrezygnowany. Wpatrywałem się tylko w nieruchome sygnalizatory brań, które milczały już od tygodnia - wspomina. - O 6.15 przypomniało mi się, że w samochodzie mam jeszcze sypką zanętę i kukurydzę. Z nudów pomyślałem sobie: może zrobię kule i wrzucę je do wody. Zacząłem więc rozrabiać zanętę w wiadrze, nie interesując się wędkami. W pewnym momencie, podczas mieszania w wiadrze, usłyszałem pisk sygnalizatora. Podniosłem głowę i zauważyłem, jak wędka z kulką proteinową prawie skacze na tripodzie. Szybko chwyciłem za kij i zaciąłem w kierunku zaczepów, by ryba uciekała w drugą stronę. Zestaw bowiem był zarzucony blisko powalonego drzewa - wyjaśnia rzepinianin.

Zaczęła się walka. Drugą wędkę musiał odłożyć na bok i przestawić tripod przymocowany do kładki, aby można było spokojnie się po niej poruszać. - Jedną ręką trzymałem wędkę z uciekającą rybą, a drugą odwiązywałem tripod. Na moje szczęcie ryba poszła w kierunku środka jeziora, więc miałam nad nią pełna kontrolę. Wiedziałem, że nie jest to mały okaz, ponieważ wędka była mocno wygięta, a kołowrotek z minimalnym luzem aż się gotował. Ryba wybierała plecionkę i co chwilę murowała do dna - opowiada pan Przemek.

Po około 20 min. walki zdobycz znalazła się po prawej stronie kładki. - Gdy ją zobaczyłem, byłem w szoku. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, jaki okaz ma na haku. Ryba była jeszcze na tyle silna, że próbowała ucieczki w pobliskie trzciny. Dokręciłem więc hamulec i z trudem udało mi się ją stamtąd odciągnąć. Wtedy jak na złość skierowała się pod kładkę. Jeszcze raz dokręciłem hamulec na do oporu, stanąłem okrakiem na brzegu i z wielkim trudem wyciągnąłem ją spod desek - wspomina wędkarz.

Ryba odzyskała wolność

Ale na tym nie koniec. Ryba próbowała jeszcze raz ucieczki w głąb jeziora. - Po kolejnych pięciu minutach walki zauważyłem, jak około10-15 metrów ode mnie wykłada się bokiem na wodzie. Jeszcze chwila pompowania i okaz wylądował w podbieraku. Na oko dawałem jej 20 kilo. Pech chciał, że nie zabrałem ze sobą wagi. Włożyłem ją więc do worka karpiowego i szybko zadzwoniłem do domu po żonę i teścia. Gdy przyjechali okazało się, że na 20-kilowej wadze zabrakło skali. Natychmiast zadzwoniliśmy po kolegów z Koła, którzy przywieźli wagę do 25 kilogramów. Ważyliśmy karpia dwa razy, z workiem, a potem sam worek. Okazało się, że ten śliczny lustrzeń miał dokładnie 22,54 kilo i 95 centymetrów długości - zapewnia pan Przemek, który dodaje, że w tym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem. Tego dnia spełniło się jego największe wędkarskie marzenie. Okaz ten bez wątpienia kwalifikuje się do złotego medalu.

Potem wędkarz zrobił sobie jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć, nakręcił krótki filmik, ryba dostała buziaka i wróciła do jeziora.

Sprzęt na jaki okaz został złowiony to: wędka spro up grader o dł. 3,6 m, 3 lbs, kołowrotek spro big pit LCS 855, plecionka 0,17 berkley, przypon i haczyk TB.

Na koniec pan Przemek dodaje, że 24 lipca i 11 sierpnia udało mu się złapać jeszcze dwa karpie sazany o wadze 7,2 kg. A jego cichym marzeniem jest złowienie amura, którego w tym jeziorze nie brakuje. Jak twierdzi pływają tu okazy powyżej 20 kg.

CZEKAMY NA WASZE ZGŁOSZENIA

Zachęcamy wszystkich wędkarzy do przysyłania do nas zdjęć ze złowionymi przez siebie rybami. Wszystkie okazy, bez względu na wielkość, pokażemy na łamach "GL". Czekamy na fotki z opisem: jaka to ryba, ile ważyła, ile mierzyła, na jaką wzięła przynętę, jaką techniką była złowiona, jak długo trwał hol oraz kiedy i gdzie to się wydarzyło. Prosimy też o napisanie kilku słów o sobie i o swojej pasji wędkarskiej.
Nasz adres: "Gazeta Lubuska", al. Niepodległości 25, 65-042 Zielona Góra, z dopiskiem "Taaaka ryba". Swoje trofea można także zgłaszać pocztą elektroniczną na adres:[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska