Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Kudelski - gorzowianin, który był na dachu świata

(roch), Stefan Cieśla 0 95 722 57 72 [email protected]
Tadeusz Kudelski ( z lewej) z Ryszardem Pawłowskim na szczycie Mount Everestu. Zdjęcie zrobił Jacek Masełko z Kanady. W wyprawie uczestniczyli jeszcze Barbara Batko z Warszawy i Witold Szylderowicz z Zielonej Góry, którzy nie weszli na szczyt.
Tadeusz Kudelski ( z lewej) z Ryszardem Pawłowskim na szczycie Mount Everestu. Zdjęcie zrobił Jacek Masełko z Kanady. W wyprawie uczestniczyli jeszcze Barbara Batko z Warszawy i Witold Szylderowicz z Zielonej Góry, którzy nie weszli na szczyt.
W poniedziałek minęło dziesięć lat od zdobycia Mount Everestu przez Tadeusza Kudelskiego. W AWF-ie można obejrzeć wystawę przypominającą jego postać.

Tadeusz Kudelski był jedynym gorzowianinem, który wspiął się na dach świata, czyli Mount Everest (8.850 m n.p.m.). Wchodził w towarzystwie Romana Pawłowskiego, ale nigdy nie zszedł do bazy. Zaginął w drodze powrotnej.

W 10. rocznicę tych wydarzeń w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej przy ul. Estkowskiego przyjaciele i rodzina urządzili wystawę jego przedmiotów, które przyjechały z Himalajów. Można tu zobaczyć koszulkę z wyprawy, kapelusz himalaisty, plecak, z którym wszedł na Mount Everest. Jest również dziennik z wyprawy, portfelik z chińskimi banknotami i kartka do żony wysłana z Tybetu. Jest także książka o nim, którą napisał Zbigniew Szafkowski.

Wystawę otworzyli żona Ewa Kudelska, zaprzyjaźniony z himalaistą Janusz Dreczka i dziekan zamiejscowego wydziału dr hab. Tomasz Jurek, himalaista był bowiem absolwentem tej uczelni. Wyprawa na Mount Everest była jego pierwszą w najwyższe góry. Należał za to do bardzo znanych andynistów, właśnie w Andach dokonał kilkunastu spektakularnych wejść.

Wystawa w przy ul. Estkowskiego czynna będzie przez miesiąc.

Archiwalna rozmowa z żoną Tadeusza Kudelskiego, przeprowadzona w 2003 roku

- Gdy pojawisz się w drzwiach nie rzucę ci się ze szczęścia na szyję, tylko spytam, gdzie tak długo byłeś, dlaczego zostawiłeś mnie i synów? Czy wiesz, że twoja matka umarła z tęsknoty za tobą?

Po powrocie z wyprawy odwiedził mnie Ryszard Pawłowski. Chciałam dowiedzieć się od niego jak najwięcej o waszym wejściu na szczyt i o tym, co stało się potem. To była bardzo trudna rozmowa, bo on mówił z jakąś rezerwą, ogólnikami, jakby udzielał wywiadu. Powtarzał, że każdy szedł na własny rachunek, że schodziliście oddzielnie i mieliście się spotkać w czwartym obozie. Mówił, że jeszcze dobę czekał na ciebie z Jackiem Masełko, abyś doszedł do nich. Wiem, że byli wycieńczeni, ale gdyby tak naprawdę chcieli dać ci szansę, to po odpoczynku mogliby choć rozejrzeć się, czy nie jesteś gdzieś w pobliżu.

Kilka dni później poszła w stronę szczytu wyprawa Tybetańczyków. Trwała krótko, nie znaleziono śladu po tobie. To była taka rutynowa akcja, aby mieć podstawę do wystawienia aktu zgonu. Nasza ambasada w Pekinie nie interesowała się poszukiwaniami. Akt zgonu dostałam dopiero kilka miesięcy później i dosyć przypadkowo od Barbary Batko.

Pawłowski przywiózł mi twoje rzeczy osobiste. To był taki mały plecaczek z drobiazgami. A przecież pojechałeś na wyprawę z czterema wielkimi plecakami ubrań i sprzętu. Po Wandzie Rutkiewicz przywieziono do kraju kilkanaście beczek ze sprzętem. Miałeś opłacony powrotny bilet samolotowy i na ten bilet mógł nadać bagaż. Odpowiedział mi opryskliwie, że nie mógł przecież przywozić twoich brudnych skarpetek.

Dałam Pawłowskiemu tablicę pamiątkową z twoim nazwiskiem, aby zaniósł ją podczas następnej wyprawy na symboliczny cmentarzyk zaginionych w bazie pod Mount Everestem. Nigdy nie dowiedziałam się, czy tablica tam trafiła. Zniechęciło mnie to zupełnie do gór i wypraw, do całego tego świata, który był twoim życiem. Przestałam czytać i oglądać reportaże o wyprawach himalaistów. To wszystko stało się dla mnie obce, nieprzyjazne, obciążone wspomnieniami.
Akt zgonu był mi potrzebny tylko do tego, aby syn mógł otrzymać rentę po tobie. To nie jest dla mnie żaden dowód, że zginąłeś. Nie wierzę w to, synowie i nikt z naszych przyjaciół też w to nie wierzy. Jesteś taki silny, sprawny, masz instynkt, jakiś siódmy zmysł, który chronił cię zawsze przed brawurą, podpowiadał na ile możesz sobie pozwolić.

Znam cię dobrze, jesteśmy małżeństwem od 26 lat. Nie miałam żadnego wpływu na ciebie, nigdy nie mówiłam, że zabraniam ci chodzić w góry, bo i tak byś zrobił swoje. Wchodziłeś coraz wyżej, zawsze się bałam, ale zwalczałam to w sobie. Gdy wyjeżdżałeś starałam się nie myśleć co ci może grozić, robiłam remont albo przestawiałam w mieszkaniu meble. Everest nie miał być ukoronowaniem twojej wspinaczki, to nie miała być ostatnia wyprawa, za wszelką cenę. Planowałeś następne wyprawy, do Meksyku i na kolejne szczyty twoich ukochanych Andów.

Zupełnie przypadkowo udało mi się zdobyć wielki głaz, przypominający wierzchołek Mount Everestu. Ustawiłam go na cmentarzu w Lubnie, twojej rodzinnej wsi. Wszyscy tego potrzebowaliśmy, aby mieć takie miejsce spotkań w gronie rodziny i przyjaciół. Rozmawiamy tam z Tobą i o Tobie. Tak miało być, nigdy nie wyobrażałam sobie czegoś innego.

Ten głaz niczego we mnie nie zamknął, nie sprawia, że pogodziłam się z twoją nieobecnością. Jest ona dla mnie jak coś urwanego w życiu, czego ja nie przyjmuję do wiadomości. Nie potrafię nazwać tych sprzeczności, które są we mnie, nie potrafię ich uporządkować. Moje życie nigdy już nie będzie uporządkowane, nie stanie się tak, że odetnę raz na zawsze naszą przeszłość i zacznę wszystko od nowa.

Wierzę że nie zginąłeś, ale wciąż zadaję sobie pytanie gdzie jesteś, dlaczego się nie odzywasz. Nie jest tak, że czekam z całych sił na ciebie i będę szczęśliwa, gdy wrócisz. To zburzy moje uczucia do ciebie i wyobrażenia o ukochanym mężu i dobrym ojcu. Ten obraz runie gdy się okaże, że przez te lata byłeś gdzieś w świecie, wyrządzając mnie, synom i mamie tak wielką krzywdę. Wiesz dobrze, jak matka cię kochała. Byłeś jej oczkiem w głowie, dumą, najcenniejszą wartością. Gdy nie wróciłeś mama rozchorowała się i już się nie podniosła. Umarła z tęsknoty za tobą.

Tadeusza Kudelskiego z Gorzowa Wlkp. ostatni raz widziano żywego 18 maja 1999 r. na szczycie Mount Everestu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska