Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza śmierć Łukasza z Mielca. "Pomóżcie go pochować" - prosi rodzina

Anna Janik
35-letni Łukasz Czekański mieszkał na os. Rzochów w Mielcu.
35-letni Łukasz Czekański mieszkał na os. Rzochów w Mielcu. Archiwum rodzinne
35-letni Łukasz z Mielca wyjechał za granicę i zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Rodzina nie ma pieniędzy, żeby sprowadzić jego ciało do Polski.

Łukasz Czekański z Mielca do pracy na normandzką wyspę Jersey wyjechał z kolegą na początku stycznia. Zatrudnienie znalazł na tamtejszej farmie.

- Był zadowolony, mówił, że dostała mu się lżejsza praca, bo przydzielili go do sortowania ziemniaków - opowiada Beata Jemioło, siostra 35-latka. - Był zdrowy, na nic nie chorował, nic mu nie dolegało. Owszem, 10 lat temu miał tętniaka mózgu, ale po chorobie nie było śladu. Normalnie żył i pracował - podkreśla.

Nagła i tajemnicza śmierć

Tyle że 17 stycznia, w niedzielę, Łukasz po raz pierwszy od początku pobytu za granicą nie zadzwonił do rodziny.

Zaniepokojeni bliscy skontaktowali się z jego znajomym, który potwierdził, że Łukasz wyszedł do budki telefonicznej, ale nie wrócił. Jego ciało policja znalazła następnego dnia - w morzu. Portfel i dokumenty leżały na plaży. Do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę stało się tamtego wieczoru, a policja nie wyklucza udziału osób trzecich. Na razie koroner przeprowadził sekcję zwłok, ale polski konsulat jeszcze nie zna jej wyników. Pobrano też próbki do badań toksykologicznych, choć rodzina nie wierzy, że ten z natury spokojny chłopak mógł być odurzony.

- On był wrogiem używek. Nie pił, nie palił, nie wspominając o narkotykach. Wszyscy w okolicy go lubili, bo był pomocny, grzeczny - zaznacza pani Beata. - Nie wiem, czy źle się poczuł i zasłabł, czy faktycznie padł ofiarą przestępstwa. Na pewno nie poszedł się kąpać, bo znaleziono go w ubraniu - załamuje ręce.

Rodzina jest zdruzgotana

Rodzina jest załamana z powodu nagłej śmierci bliskiego. Z tym faktem nie może pogodzić się 10-letnia córeczka Łukasza Czekańskiego, która była bardzo związana z ojcem. Problemy ze zdrowiem zaczął mieć także jego ojciec.

- On na początku nie mógł uwierzyć. Kiedy policjant przyszedł do domu, żeby przekazać nam, że stała się tragedia, nie dopuszczał do siebie takiej myśli - wzdycha Beata Jemioło.- Tym bardziej nie ma mowy o tym, by ciało Łukasza zostało tam. Ojciec by tego nie przeżył. Jakimś sposobem musimy je sprowadzić do Polski - dodaje.

Bo rodziny nie stać na sprowadzenie zwłok do Polski. Koszt takiej operacji wynosi ok. 18 tys. zł. Dlatego o pomoc poprosiła Parafię Rzymskokatolicką pw. św. Marka Ewangelisty w Mielcu. Zbiórkę zorganizował tam ks. proboszcz.

Prosimy o pomoc
Rodzina apeluje też do wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcieliby pomóc. Pieniądze można wpłacać na konto Beaty Jemioło: Bank Pekao SA, 86 12 40 26 56 11 11 00 00 38 00 37 52.

- Będziemy ogromnie wdzięczni za każdą wpłaconą złotówkę. Wiem, że pieniądze cały czas wpływają z rejonów, na które podzielona jest nasza parafia - mówi Beata Jemioło. - Nie znam konkretnej kwoty, ale kto tylko może dzieli się z nami swoim groszem. W imieniu całej rodziny serdecznie za to dziękujemy - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tajemnicza śmierć Łukasza z Mielca. "Pomóżcie go pochować" - prosi rodzina - Nowiny

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska