Pani Irena zaprasza do siebie. Żeby pokazać jak ładnie mieszka. Domek przy ul. Wrocławskiej kupiła z mężem Zdzisławem sześć lat temu. Podwórko i wysoką skarpę za którą ciągnie się ul. Partyzantów porastały chaszcze. Jednym słowem brzydko było.
- Nie mogłam na to patrzeć - przyznaje kobieta. - Bo ja uwielbiam żyć w pięknym otoczeniu. A otoczenie musi być zrobione ze smakiem, z szykiem... Nie cierpię bałaganu. Czy to moje, czy nie moje, lubię dbać o teren wokół siebie. Lubię przy tym dziubać. To moja pasja.
Zakasali z mężem rękawy i zabrali się za porządki na podwórku.
- Na kolanach to wszystko robiliśmy - dodaje pan Zdzisław.
Rosły chaszcze, rosną kwiaty
Dziś podwórko Tobołów to piękny ogród z wysoką jodłą. Wokół rosną iglaki, skalniaki, hortensje, begonie i dalie. Jest piękna zielona trawa, a całość dekoruje drewniane koło od wozu. Jest stół, są ławy. Idealne miejsce na wypoczynek.
- Kto tu nie przyjdzie nadziwić się nie może, że choć mieszkamy przy ruchliwej ulicy, podwórko mamy jak z bajki - cieszy się pani Irena.
W zeszłym roku swój ogród zgłosiła do miejskiego konkursu na najładniejsze ogródki i balkony. I zajęła trzecie miejsce.
Ogród to także wysoka na pięć metrów skarpa. Też zadbana, z kwiatami i skalniakami. W górę prowadzą kamienne schodki, którymi można dostać się na ul. Partyzantów.
Wchodzimy. I co? I trafiamy na kolejny malutki ogródek. Z kwiatami, skalniakami, piękną zielenią. Od ulicy dzieli go metalowa siatka. Jeszcze dwa lata temu rósł tu dziki bez i chaszcze po pas. - Ludzie wyrzucali tu różne śmieci, a nawet sikali. Dzieciaki rzucały kamieniami ze skarpy na nasze podwórko - wspomina pan Zdzisław. - To był dla nas prawdziwy koszmar.
Najpierw policja, teraz strażnicy
Dwa lata temu koszmar się skończył. Tobołowie wystąpili do miasta o dzierżawę tego kawałka ziemi; w sumie 73 metry. I miasto wyraziło zgodę. Umowę spisano 11 czerwca 2007 r. Zaznaczono, że "grunt należy wykorzystać na uprawę warzyw i kwiatów na własne potrzeby, bez sadzenia drzew i krzewów owocowych".
Znów zakasali rękawy i zabrali się do roboty. Włożyli w to swoje serce, czas i pieniądze.
- Ile? Nawet nie liczyliśmy. Po prostu: zależy nam na estetyce. Miasto też na tym zyskało, bo zamiast chaszczy rosną teraz kwiaty - argumentują małżonkowie.
Ale jest ktoś, kogo ten piękny ogródek kole w oczy. Ktoś, kto nasyła na Tobołów kontrole. Rok temu w asyście policji przyjechał urzędnik z wydziału gospodarki komunalnej. - Żeby sprawdzić, czy mamy zgodę na zagospodarowanie tego kawałka - dodaje pan Zdzisław.
Dwa tygodnie temu było podobnie. Ale tym razem o dokumenty pytali strażnicy miejscy.
Rafał Grzona ze straży przyznaje: mieliśmy zgłoszenie, żeby sprawdzić tę działkę. Przyszła do nas osoba i powiedziała, że ktoś uprawia nielegalnie ziemię niedaleko garaży przy Partyzantów. Od razu wysłałem patrol. Okazało się, że wszystko jest zgodnie z prawem. A cały teren jest pięknie zadbany. Tylko pogratulować.
Tobołowie nie wiedzą, kim jest "życzliwy", który stale na nich donosi i zatruwa im życie.
- Ja myślę, że to jakiś zazdrośnik - podejrzewa pan Zdzisław.
- I do tego tajemniczy złośliwiec przyrody - dodaje pani Irena.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?