Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemny smak Ostatniej Wieczerzy

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Bogumił Hoder podczas pracy nad "Ostatnią wieczerzą”.
Bogumił Hoder podczas pracy nad "Ostatnią wieczerzą”. Angelika Hoder, www.hoderart.com
Czy Święty Graal był jedynie kamiennym kielichem? Czy Jan podczas Ostatniej Wieczerzy miał około 12 lat, a na stole płonęły dwa kaganki? Próbę odpowiedzi na te i inne pytania namalował Bogumił Hoder.

Tym razem, aby uruchomić wyobraźnię, nie trzeba zamykać oczu, ale je szeroko otworzyć. I... Znajdziemy się w wieczerniku domu Nikodema w Jerozolimie. Jest wigilia męczeńskiej śmierci Chrystusa. Właśnie przed chwilą przebrzmiały słowa Jezusa: "Ten, który ze mną rękę zanurza w misie, on mnie zdradzi...". Uczestnicy Ostatniej Wieczerzy zamarli. Judasz z dłonią z chlebem zawieszoną nad misą z gęstym sosem... Trudno dziś nawet spekulować, czy obecni, czyli apostołowie, pojęli znaczenie wydarzenia, w którym uczestniczyli. Obchodzili przecież, jak co roku, jedno z najważniejszych żydowskich świąt - paschę, które upamiętniało ucieczkę z Egiptu. Tej właśnie wieczerzy Chrystus nadał nowe znaczenie i uczynił... najsłynniejszym posiłkiem w dziejach świata.

Tym razem jednak to wszystko dzieje się w pracowni w Koźli pod Zieloną Górą. "Ostatnia wieczerza" natychmiast zwraca uwagę wśród innych płócien, które wyszły spod pędzla Bogumiła Hodera. Nie, nie tylko wielkością...

- Tak, to było wyzwanie - przyznaje skromnie artysta. - Jestem raczej typem naukowca, i to nie tylko dlatego, że studiowałem astrofizykę. Po prostu najbardziej interesuje mnie świat i człowiek.

- Czego można się dowiedzieć z takiego religijnego obrazu o człowieku?
- Każdy z apostołów reprezentuje określone ludzkie cechy i tak naprawdę wszyscy oni są w jakimś stopniu nami.
- Czy dlatego w centrum wydarzeń jest Judasz?

Malował, rysował, odkąd pamięta. Zawsze. W rodzinnym domu Hoderów każdy ma jakąś pasję. Koronki mamy oszołamiają nie mniej niż wspaniałe wino ojca zajmującego się sporą winnicą "Cosel". Poskręcane gałęzie drzewa genealogicznego sięgają Kossaka, a żona, tutaj pan Bogumił nie bez dumy błyska świeżutką obrączką, jest fotografikiem.

- A artystyczni idole?
- Bardzo długa lista nazwisk, a raczej galeria obrazów. Mistrzowie renesansu, Caravaggio i Botticelli, który jako pierwszy zaczął malować portret psychologiczny.
- Jednak gdy patrzymy na pańskie obrazy, więcej w nich Beksińskigo, szczypta Siudmaka...
- Może o tym nie mówmy. Maluję jakieś 20 lat i myślę, że może za kolejne 20 będę miał prawo mówić o swoim stylu. Pewnie go jeszcze do końca nie... wymyśliłem.

Na internetowej stronie malarza można przeczytać, że maluje poezję. A on natychmiast mówi o poezji śpiewanej, nie tylko dlatego, że muzyka go inspiruje. Poezja śpiewana to znakomity tekst plus bardzo sprawnie uzupełniająca go muzyka. On chciałby, aby ktoś powiedział o jego malarstwie, że to myśl, słowo, poezja, które uzupełnia sprawny warsztat malarski. Kiepska technika obraża odbiorcę, widza. Dlaczego zdobywa nagrody w świecie, nawet w Rzymie, a w Zielonej Górze nie może się przebić? Może dlatego, że mu na takiej popularności nie zależy, a może... nie lubi, mimo rodzinnego interesu, malować kiści winogron.

- Tyle tutaj wzniosłych słów, ale "Ostatnia wieczerza" namalowana została na specjalne zamówienie inicjatora pomysłu, fundatora.

- Cóż, swoją "Ostatnią wieczerzę", oczywiście przy zachowaniu wszelkich proporcji, Leonardo da Vinci namalował na zamówienie księcia Ludovico Sforzy. Mógłbym także powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem artysty przymierającego głodem w jakiejś suterenie. To powraca piękna idea klasycznego duetu - artysty i fundatora, w której każda osoba jest w równym stopniu znacząca. Gdy Krzysztof Romankiewicz do mnie przyszedł, pokazał, ile studiów poświęcił Ostatniej Wieczerzy, naprawdę zapaliłem się do tego pomysłu. I to nie tylko dlatego, że skala była sporym wyzwaniem. Tutaj obudziła się moja natura naukowca i chęć odpowiedzenia na pytanie: Jak to naprawdę było? I to moje uwielbienie dla portretu psychologicznego. Ale wiedziałem, że nie chcę na siłę udowadniać, że jestem nowoczesny, nie chcę ubierać Judasza w garnitur polityka czy biznesmena. Chcę namalować Ostatnią Wieczerzę.

- Dlaczego Ostatnia Wieczerza? - odpowiada pytaniem na pytanie Romankiewicz, były wojskowy, starosta zielonogórski, a obecnie restaurator. - To jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach ludzkości, którego piętno nosimy wszyscy. Stąd chciałem się o nim dowiedzieć jak najwięcej. I pomyślałem, że można część przynajmniej tych ustaleń przelać nie tylko na papier, ale także na płótno. Wybór autora nie był przypadkowy. Pan Bogumił jest po ciekawym sukcesie na wystawie w Rzymie i znałem jego prace, w których czuć przesadną nawet perfekcję. I w trakcie rozmowy poczułem, że ten temat go zafrapował. A z efektu naszej współpracy jestem zadowolony. Generalnie obraz przedstawia to, o czym piszę, aby się o tym przekonać, zapraszam do muzeum na jego... premierę.

I zaczęło się. W pewnym momencie już bał się, że utonie w morzu szczegółów. Co powinno znaleźć się na stole? Wino, maca, gorzkie zioła, zielenina, oliwki, sos (charoset), kozie mleko, ser, winogrona (a jednak). To wszystko na kamiennym stole zestawionym z czterech mniejszych.

- O, tak to wygląda według tego albumu pokazującego znaleziska archeologiczne z tamtej epoki i okolicy - pokazuje natychmiast odpowiednie fotografie. - A tutaj, na tym stole, popularny wówczas ornament przypominający sinusoidę. Albo te sandały - i natychmiast oglądamy kolejne znalezisko. Tak, w takich sandałach chodzono w czasach Chrystusa.

Nic tutaj nie jest przypadkowe. Każdy z apostołów odziany jest w szaty, które odpowiadają jego stanowi i statusowi majątkowemu. Mimo że twarze należą do konkretnych osób, mieszkańców Zielonej Góry, Sulechowa, Świebodzina, Żar, mają wyraźnie semickie rysy, tak jak powinni wyglądać ówcześni mieszkańcy Jerozolimy i okolic. Możemy czuć się zaskoczeni. Podczas tej wersji wieczerzy Jan jest mniej więcej 12-letnim chłopcem. Jednak skoro swoją ewangelię napisał przecież około roku 105... Zresztą wbrew tradycji pokazującej uczestników ostatniej wieczerzy jako sędziwych mędrców, tutaj widzimy ludzi młodych, najwyżej rówieśników Jezusa. Nawet to, że na stole płoną dwa kaganki, nie jest przypadkowe.

- Wiele osób mówiło mi, że niepotrzebnie komplikuję sobie życie, że przecież jedno źródło światła pozwoli stworzyć większe kontrasty, obraz będzie bardziej dramatyczny - tłumaczy Hoder. - Jednak jak mogłem tak malować, skoro na paschalnym stole musiały stać co najmniej dwa kaganki. Chciałem skończyć z wieloma stereotypami. Nie ma w tej scenie piętna krzyża, bo skąd miałby być ten krzyż. Chrystus jeszcze żyje i jest tutaj raczej wojownikiem niż męczennikiem. A kielich, czyli Graal, jest więcej niż skromnym, kamiennym naczyniem.

Spojrzeniem ogarniamy jedną sekundę ostatniej wieczerzy Jezusa. Uczestnicy pół siedzą, pół leżą na sofach. Ucztowali z pewnością właśnie tak, na sposób rzymski. Na szatach narzucone modlitewne tality, niektórzy mają je nawet jeszcze na głowie, inni położyli je obok siebie... Za nimi w mroku otwiera się czarna czeluść korytarza, może klatki schodowej. Stamtąd przyszli. Dokąd zmierza akcja tej sceny? Czy Judasz zamoczy ten swój kawałek chleba w sosie?

Wiemy, że za chwilę Judasz wyjdzie, Jezus wygłosi swoją pożegnalną mowę, apostołowie będą przez chwilę się spierać o pierwszeństwo i wreszcie wszyscy pójdą ku Górze Oliwnej... I to już koniec? Nie, to nie koniec.

- Czy widzicie to czerwone światło, które odbija się od fałd udrapowanych tkanin? - pyta Hoder. - Ono także ma znaczenie. Ostatnia wieczerza, ten stół stanowi jakby granicę między tym co było, przyszło z tego mrocznego korytarza, a nami, którzy jesteśmy w tym współczesnym świecie. To światło bije od nas. A może od paschalnego baranka, który piecze się na ogniu mniej więcej w miejscu, gdzie my stoimy. Który miał przypomnieć o ofierze paschalnego baranka.
A ten Judasz? Po chwili już wiemy, że wcale nie on jest najważniejszy. Może najistotniejsza jest wymiana spojrzeń między dociekliwym Filipem a oddanym całkowicie Chrystusowi Szymonem. A być może punkt, w którym nasz wzrok napotyka spojrzenie Tomasza, tego "niewiernego", stojącego po drugiej stronie stołu, który zdaje się spoglądać właśnie na nas...
I prawie słyszymy: "Ten, który ze mną rękę zanurza w misie, on mnie zdradzi...".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska