Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak pomagaliśmy Czytelnikom w 2009 roku

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
Prezenty dla 5-letniego Dominika i 18-miesięcznego Natana przysłaliście z całego województwa. Te uśmiechy to Wasza zasługa!
Prezenty dla 5-letniego Dominika i 18-miesięcznego Natana przysłaliście z całego województwa. Te uśmiechy to Wasza zasługa! fot. Mariusz Kapała
My i Wy - jesteśmy jak brygada do zadań specjalnych. Codziennie robimy cuda i wspólnie rozwiązujemy trudne sytuacje. To dlatego "Gazeta Lubuska" ma taką moc, jak żadna inna w naszym regionie. Przypominamy wybrane historie, którymi zajmowaliśmy się w 2009 roku.

Rodzina w komplecie

Gdy pierwszy raz byliśmy w marcu u Marty i Romana Świejkowskich, wraz z córeczką Oliwką mieszkali w dawnym chlewie w Raculi. Pani Marta była we wczesnej ciąży, ale już wiedzieli, że w takich warunkach lokalowych nadzór socjalny nie pozwoli im wychowywać dzieci. Że będą musieli oddać - i noworodka, i Oliwkę.

- Nigdy jeszcze nie miałam podopiecznych tak pracowitych i tak kochających swoje dziecko - powiedziała kurator sądowa Świejkowskich, która zwróciła się do nas z prośbą o odmianę losu rodziny. Na własne oczy przekonaliśmy się, że rzeczywiście są ciepłymi, serdecznymi ludźmi, którym warto pomóc. I tak właśnie zrobiliśmy. Wy podarowaliście m.in. pieniądze, żywność, wózek, nawilżacz powietrza. A potem gmina przekazała mieszkanie!

- W ogóle nie spodziewaliśmy się, że kogoś zainteresujemy. A stało się tak, że lepiej być nie może! - mówił nam szczęśliwy pan Roman. - Dostałem stałą pracę. Dwa miesiące temu urodziła nam się kolejna córeczka, piękna i zdrowa. Jest dobrze.

Urządzone mieszkanie

O tym, jak wielkie i gorące są serca naszych Czytelników, przekonała się także Małgorzata Szczygłowska z Brodów. Potrzebowaliście zaledwie kilku dni, by kompletnie umeblować mieszkanie tej samotnej matki z dwojgiem malutkich dzieci. W lokalu od gminy brakowało dosłownie wszystkiego. 3-letnia Klaudia i 9-miesięczna Wiktoria nie miały nawet własnego łóżeczka...

Błyskawicznie zaoferowaliście rodzinie nie tylko meble, ale też ubranka, jedzenie, pieniądze. Już dzień po naszym artykule do Brodów osobiście pojechała pani Aneta z Zielonej Góry. Zawiozła mnóstwo darów i lodówkę. A to był dopiero początek całej akcji, którą pilotował dział łączności z Czytelnikami "GL". Panowie Grzegorz i Bartek z Zielonej Góry samochodem dostawczym transportowali do Brodów meble kuchenne, zabawki, a nawet przetwory domowe.

Tym sposobem wyposażyliśmy pani Małgorzacie cały dom! Była tak zaskoczona, że nawet nie wiedziała, jak dziękować wszystkim, którzy pomogli. Wszystko, co ofiarowaliście, naprawdę bardzo się przydało.

Nie ma góry śmieci

Po naszej interwencji administratorzy budynków na Starym Mieście w Głogowie musieli posprzątać podwórko między kolorowymi kamienicami. Na początku roku z prośbą o pomoc zwrócili się do nas mieszkańcy - ci, którzy nie brudzą i chcą mieć porządek.

Niestety, niektórzy ich sąsiedzi oszczędzali w ten sposób, że nie mieli umów i nie płacili za wywóz śmieci. Podrzucali je tam, gdzie się dało. W tym przypadku na podwórko między nowymi kamienicami. Aż urosła góra brudu. Nikt nie poczuwał się do sprzątania. Firma czyszcząca miasto zabiera tylko odpadki ze śmietników i kubłów, a nie z trawników. Urzędnicy rozkładali ręce.

O skandalicznej sytuacji w centrum Głogowa napisaliśmy kilka artykułów i zgłosiliśmy sprawę policjantom. Badali ją kilka tygodni. W końcu dotarli do odpowiedzialnych za bałagan. Kilku administratorów budynków zostało ukaranych. Zlecili sprzątnięcie śmieci i zapłacili za to. Od tamtej pory na trawniku jest już czysto.

Proces w sprawie kota

W styczniu pracownicy Tesco w Głogowie poinformowali nas o szefie ochrony, który znęca się nad zwierzętami. Opisali konkretny przypadek, gdy Marian S. po 22.00 strzelał do kota chodzącego po obiekcie. Ranne i półżywe zwierzę wyrzucił do zbiornika na odpadki. Zdarzenie zarejestrowały kamery minitoringu.
O sprawie napisaliśmy kilka artykułów i powiadomiliśmy policję.

Reakcja była szybka. Funkcjonariusze zabezpieczyli nagrania, przesłuchali pracowników sklepu i szefa ochrony. Marian S. usłyszał zarzuty znęcania się nad zwierzętami, ze szczególnym okrucieństwem. Aby uciszyć bardzo głośną sprawę, dyrekcja Tesco przeniosła mężczyznę do sklepu w Lublinie, gdzie także pracuje jako ochroniarz.

W końcu doszło do procesu. Sąd skazał Mariana S. na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu. Mężczyzna odwołał się od wyroku. Ze względów formalnych proces ruszył od nowa.

Chora jest w domu opieki

Po nagłośnieniu w "GL" sprawy 70-letniej kobiety, chorej na Alzheimera, w kilka dni znalazło się dla niej miejsce w Domu Pomocy Społecznej w Tursku. Zaczęło się od sygnału dziennikarza obywatelskiego. Na portalu www.mmgorzow.pl tak opisał dramat kobiety: "Ona żyje w ciemnościach. Syn dwa lata temu zamknął ją w mieszkaniu. Raz dziennie przynosi jej jedzenie. I to jest jedyny kontakt tej pani z człowiekiem. Przez to po nocach wyje jak wilk".

Zajęliśmy się sprawą. Sąsiedzi potwierdzili szokujące informacje, że kobieta od kilku lat w ogóle nie opuszczała domu. Ale syn zaprzeczył, że to on ją więzi. - Ona nie chce wychodzić. Nie ma z nią już żadnego kontaktu - mówił nam.

Przyznał, że od dwóch lat stara się o miejsce dla matki w domu opieki społecznej, ale trzeba czekać, aż zwolni się miejsce. Kobieta była siódma w kolejce, ale niespełna tydzień po naszej pierwszej publikacji znalazło się dla niej miejsce. Już w sierpniu była pod opieką lekarzy, terapeutów i fizjoterapeutów.

Dziewczyna uczy się w liceum

Karolina z Gorzowa skończyła gimnazjum z wyróżnieniem. Egzamin gimnazjalny też poszedł jej dobrze. Złożyła dokumenty do II LO, bo tam chciała się dalej uczyć. Ale podczas ogłoszenia wyników naboru okazało się, że zabrakło jej trzech punktów i nie będzie chodziła do tej szkoły. Z kolei w IV LO, gdzie teoretycznie miała być przyjęta, nie było jej w systemie ani w spisie przyszłych uczniów.

Mama dziewczyny Monika Piaskowska interweniowała w obu placówkach. Usłyszała jednak, że trzeba czekać, aż będzie wiadomo, czy zwolni się miejsce. Karolina była załamana. Nawet z mamą przestała rozmawiać. Nie chciała już słyszeć o żadnym liceum.

Interweniowaliśmy w wydziale edukacji urzędu miasta, który odpowiada za nabór. Już po kilku godzinach było po problemie! Karolina została przyjęta do II LO, na które zdecydowała się jako na szkołę pierwszego wyboru. Był to bonus w ramach przeprosin, jak to określił naczelnik wydziału.

Pożar strawił wszystko

Tuż przed Wielkanocą rodzinny dom Izy z Gorzowa zniszczył pożar. W ogniu zginęli jej rodzice. - Zostaliśmy z bratem sami. Jest ciężko - mówiła nam ciuchutko, gdy odwiedziliśmy ją niedługo po tej tragedii. Budynek nie nadawał się do mieszkania.

Postanowiliśmy pomóc. Po tekście "Bez dobrych ludzi nie damy rady" znalazło się kilka osób, które zgłosiły się do pomocy. Nasz artykuł chwycił za serce Ryszarda Bączkowskiego, który jest elektrykiem i ma specjalistyczną firmę. - Wymienił nam za darmo całą instalację. Robocizna, materiały... Wszystkim się zajął - mówiła nam wzruszona Iza. Jej historia ujęła także prezesa wydawnictwa Gofin. Niedługo po publikacji firma obiecała rodzeństwu pomoc finansową i dotrzymała słowa. Przelała na konto pieniądze, które pozwoliły ruszyć z budowlanymi robotami.

- Powoli wychodzimy na prostą, choć remont trwa - mówi gorzowianka. Podkreślając rolę jeszcze jednej osoby - radnej Grażyny Wojciechowskiej.

Wspaniały Dzień Dziecka

Rowerek, ogromna torba plus dwie mniejsze - z grającym misiem i wypchane po brzegi słodyczami... Na ich widok 5-letni Dominik i 18-miesięczny Natan z Zielonej Góry aż pootwierali buzie. Natan usiłował zjeść lizaka... razem z papierkiem. Pośmialiśmy się. Ale gdyby nie Wasze prezenty, ci chłopcy mieliby bardzo smutny dzień dziecka. Ich samotna mama Aleksandra Budzyńska ledwo wiąże koniec z końcem. Nie miałaby pieniędzy na kupno żadnej zabawki, choćby najmniejszej. To właśnie dlatego wysłała do nas - na skrzynkę Akcja Redakcja - wzruszający list. Z pytaniem, czy jakiś Czytelnik "GL" podaruje jej synkom z okazji święta używane zabawki bądź rzeczy...

Już tego samego dnia zaczęliście przynosić do nas prezenty dla chłopców. Wśród darczyńców byli też ich niewiele starsi koledzy, jak Gracjan, Radek, Kuba, Hania... Jak 10-letni Kuba, który oddał swoje klocki, czerwone autko i książeczki.

Zebraliśmy całą górę prezentów. Dosłownie z całego województwa! Z Zielonej Góry, Nietkowa, Sulechowa, Gorzowa, Międzyrzecza, ze Słubic... Trafila się też i pralka.

Klepisko to już wspomnienie

Po naszym sygnale burmistrz Strzelec Krajeńskich Tadeusz Feder zrobił dla dzieci i młodzieży z os. Królów Polski i Piastowa boiska do piłki nożnej. Ta fajna sprawa zaczęła się od przypadku. Reporter "GL" odwiedzał osiedle i przy okazji zagadnął chłopaków, którzy kopali piłkę na polu, a gole wbijali między szkolne plecaki.

- Wystarczyłaby nam równa murawa, normalne bramki i jakaś ławka. Nawet nie chcemy tu nie wiadomo jakiego boiska - powiedzieli: Bartek Woźniak, Marian Stojkowski, Krystian Woźniak, Antoni Świrepo, Filip Skokowski i Adam Wiśniewski. Skontaktowaliśmy się z burmistrzem i po miesiącu młodzi piłkarze cieszyli się z boiska.

Podobnie było podczas wizyty naszego reportera w Piastowie koło Strzelec. Miejscowe dzieciaki: Damian Wojtaszak, Kacper Wysocki, Wiktoria Ryba, Weronika Wojtaszak, Arek Malinowski i Karol Denkowski też bardzo chciały, aby coś zrobiono z ich boiskiem, które tak naprawdę było klepiskiem. Po naszym sygnale burmistrz ponownie stanął na wysokości zadania i po miesiącu była już porządna murawa.

Dziękuję z całego serca

Po naszej interwencji Marianna Mazurkiewicz z miejscowości Ogardy dostała od firmy ubezpieczeniowej Compensa 7 tys. zł odszkodowania za śmierć syna i list z przeprosinami. Sprawę poruszyliśmy 16 listopada w tekście "Skandal: matka musi walczyć o odszkodowanie za śmierć syna".

Kobieta zwróciła się do nas z prośbą o pomoc. Nie mogła już przywrócić życia 14-letniemu Bartłomiejowi, ale chciała chociaż postawić mu pomnik. Compensa nie zamierzała jednak wypłacić odszkodowania za śmierć syna, który zginął 10 sierpnia w wypadku drogowym. Prawdopodobnie rower chłopca przechylił się na samochód. Compensa przekonywała, że musi poczekać do końca postępowania prokuratorskiego. Z kolei radca rzecznika ubezpieczonych Aleksander Daszewski mówił, że kobieta powinna dostać pieniądze 30 dni od dostarczenia dokumentów (zrobiła to 2 września). Ostatecznie firma przyznała się do pomyłki.
- Z całego serca dziękuję "Gazecie Lubuskiej". Gdyby nie wy, w życiu nie uzyskałabym odszkodowania - mówi pani Marianna.

Wszystko dla Adama

Adamowi z Sienna pod Ośnem Lubuskim nerki odmówiły posłuszeństwa ponad 10 lat temu. Przed dwoma laty miał pierwszy przeszczep, ale został odrzucony. - Jak Adaś miał się chronić przed infekcjami w domu bez wody, łazienki, z wychodkiem na dworze bez szamba? - pytała jego koleżanka Kasia Bogdanowicz.

Na szczęście, chłopak dostał kolejną szansę i 11 maja wszczepiono mu nerkę po raz drugi. Ale tym razem jego przyjaciele, m.in. Paweł Żurakowski, zawalczyli o to, by Adam wrócił do porządnego lokalu. Chodzili do różnych urzędów, prosząc o pomoc w zrobieniu łazienki, lecz nic nie wskórali. Dlatego przyszli do nas.
Odzew po publikacji był wzruszający. Jeden z Czytelników, właściciel hurtowni, obiecał pełne wyposażenie łazienki. Inni chcieli dać pieniądze, wspierać w remoncie. Przedstawiciel Caritasu pomógł w założeniu konta. Losem chłopca przejął się też burmistrz Stanisław Kozłowski. Powiedział, że o problemie dowiedział się z gazety. Po przeszło tygodniu znów do nas zadzwonił. Z informacją, że ma dla Adama kawalerkę z toaletą i miejscem na łazienkę!

Uwolniona od kredytu

Daniela Wróblewska ze Słubic wzięła z Eurobanku 10 tys. zł na pięć lat. Chciała odnowić mieszkanie i mieć trochę grosza na czarną godzinę. Potem doszła jednak do wniosku, że nie stać jej na tę pożyczkę.
- Nie wiem, co mnie zamroczyło. Chyba te piękne reklamy w telewizji, bo przecież wiedziałam, że trzeba będzie co miesiąc płacić 380 złotych, a to połowa emerytury - mówiła nam. Poszła do banku oddać kredyt. Ale usłyszała, że albo będzie go spłacała zgodnie z umową, albo odda 23 tys. zł! Wszystko przez to, że przekroczyła 10-dniowy termin, kiedy mogła zwrócić kredyt bez konsekwencji.

Skontaktowaliśmy się z rzeczniczką Euro Banku Aliną Stahl. Obiecała, że sprawdzi, co można zrobić. Odpowiedź spowodowała, że pani Daniela wreszcie się uśmiechnęła. Euro Bank - w drodze wyjątku - poszedł kobiecie na rękę i zrezygnował z należnych mu roszczeń. Chociaż racja była po jego stronie. - Dostałam od "Gazety Lubuskiej" najpiękniejszy prezent - dziękowała nam szczęśliwa pani Danuta.

Pomogliśmy chorej Małgosi

W sierpniu do naszej redakcji zadzwonił Czytelnik. Opowiedział o tragicznej sytuacji, w jakiej znaleźli się: Dawid Sierkierski i Iwona Pigla. Rodzice Małgosi, która urodziła się z łamliwością kości. Młodym rodzicom zaczęło brakować pieniędzy na leczenie córeczki, z którą musieli jeździć do specjalistycznych klinik w całej Polsce. Oboje nie mieli wtedy pracy ani własnego kąta.

Gdy o tym napisaliśmy, ruszyła lawina pomocy. Przez kilka tygodni dostawaliśmy od Czytelników ubranka, środki do pielęgnacji, zabawki dla Małgosi. Pomoc w wyjeździe na turnus rehabilitacyjny zadeklarowała kobieta, której dziecko też choruje na wrodzoną łamliwość kości (założyła stowarzyszenie). Przedsiębiorca ze Słubic Wiesław Polechoński dał pracę panu Dawidowi. Czytelnicy słali pieniądze, obiecali dowozić Małgosię na rehabilitację do Szczecina. Dzięki finansowej akcji pracowników starostwa w Słubicach, kupiono nierefundowaną przez NFZ szczepionkę dla dziewczynki.
- Nie możemy w to uwierzyć - mówili wzruszeni rodzice.

Ratowaliśmy konie idące na rzeź

W Wojnowie ulokowała się wrocławska fundacja Centaurus, kierowana przez Ewę Mastyk. Co rusz zwracała się do redakcji "GL" z prośbą o pomoc w ratowaniu koni idących na rzeź lub o znalezienie nowych właścicieli dla udręczonych wierzchowców.

Nigdy nie odmawialiśmy. Apelowaliśmy. Podawaliśmy numer konta. I oczywiście pisaliśmy, np. o klaczy Dianie, którą fundacja chciała odkupić od właściciela i przekazać do hipoterapii. Wskazywaliśmy też konie, które potrzebują nowych opiekunów. - To Mefik, właściwie Mefistofeles. Wspaniały koń. Praca z nim to ogromna przyjemność - prezentował zwierzę Krzysztof Skałecki, człowiek fundacji Centaurus w Wojnowie.

Takich akcji mieliśmy na koncie sporo. Wspieraliśmy również tzw. adopcję koni, polegającą na przejęciu zwierząt przez zainteresowanych, ale pod kontrolą fundacji. Tym sposobem rodzina Górnych ze Starego Jaromierza zaopiekowała się Majką.

Fabianek wygrał z rakiem

Do redakcji "GL" zwróciła się o pomoc Katarzyna Waszkowiak, mama 16-miesięcznego wówczas Fabianka i czterech starszych córek. Gdy pojechaliśmy do ich domu w Trzebiechowie, aż nie chciało się wierzyć, że ten radosny, wciąż uśmiechnięty dzieciak zachorował na wyjątkowo złośliwy typ raka. Pełna nazwa choroby brzmi: neuroblastoma śródpiersia z przerzutami do wątroby i tkanki podskórnej.
Decyzja była oczywista: "GL" uruchamia akcję pomocy dla sympatycznego chłopca i jego rodziny. W krótkim czasie po opublikowaniu pierwszego artykułu do działu łączności nadeszła fura praktycznych prezentów (głównie żywnościowych, ale także sprzęt agd). Podaliśmy numer konta, na które można było wpłacać złotówki, żeby pomagać w leczeniu maluszka (ostatnio dowiedzieliśmy się, że wpłynęły spore pieniądze).

Ale największą rewelacją okazała się wypowiedź Agnieszki Brożyny, lekarki prowadzącej Fabiana w Centrum Zdrowia Dziecka. - Fabianek jest wyleczony! - powiedziała pediatra onkolog.

Odszkodowanie za nogę

Zygmunt Czwojdrak ze Zbąszynka jechał rowerem przez miasto i potrącił go tir. Helikopterem trafił do szpitala, gdzie długo i dzielnie walczył o życie. Udało mu się przeżyć, ale w wypadku stracił nogę. Wolsztyński punkt obsługi klienta PZU Życie, gdzie był ubezpieczony, zdecydował, że poniesiony uszczerbek na zdrowiu jest w wysokości... 2 procent! Nie chciało nam się wierzyć, ale to okazało się najprawdziwszą prawdą.

Postanowiliśmy zawalczyć o wyższe odszkodowanie za utraconą nogę. Po opisanych przez nas "przebojach" pana Zygmunta z PZU Życie w redakcji rozdzwoniły się telefony. Forum internetowe aż się zagrzało od mocnych słów Czytelników pod adresem takiego ubezpieczyciela. Wiele firm windykacyjnych chciało wesprzeć pana Zygmunta w walce.

Na szczęście, udało się nam wspólnie wygrać. Mieszkaniec kolejarskiego miasta jest dziś w lepszym humorze. Ubezpieczyciel znacznie podniósł wartość odszkodowania - do 69 procent! Choć w przeliczeniu na realne pieniądze nie jest to, niestety, porażająca kwota, ale i tyle się przyda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska