Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takich ludzi spotkać coraz trudniej

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Andrzej Flugel
Andrzej Flugel Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Sport komercjalizuje się na naszych oczach. Często bohaterowie torów, bieżni, stadionów czy skoczni, zdobywcy decydujących bramek, największej liczby punktów i wspaniałych rekordów stają się niedostępni i patrzą z góry na wielbiących ich kibiców.

Wtedy wspominamy dawnych mistrzów. Zawodników, którzy przez lata byli wierni swojej drużynie, nigdy nie odmówili startu, walczyli zawsze do końca i na maksa, często z kontuzją czy chorobą, dobro zespołu przedkładając nad własne słabości.

To nie wszystko. Po skończeniu zawodów byli normalni, nie szpanowali, mimo że to właśnie ich ostatnia akcja przeważyła szalę i pozwoliła wygrać ważny mecz. Do końca rozmawiali z dziennikarzami i odpowiadali na wszystkie, czasem powtarzające się pytania. Mało tego. Przybili piątkę z niemal każdym kibicem, jak trzeba, zrobili sobie wspólną fotkę, a mimo zmęczenia i chęci pójścia już do domu, pogadali o kolejnych zawodach, dalekich i bliskich planach. Oni nigdy nie odmawiali udziału w akacjach charytatywnych, w meczu i zbiórce na szczytny cel, jak trzeba, przyszli na spotkanie czy nudną akademię albo odwiedzili chore dzieci w szpitalu.

Ale przecież tej popularności nie byłoby bez mistrzostwa w tym, co robili. Na nich zawsze można było liczyć. Nigdy nie wystąpili poniżej swojego dobrego poziomu, jeśli zaczęli zawody słabiej, można było wierzyć, że staną na głowie, żeby coś poprawić, skorygować i sprawić, żeby było lepiej. Oczywiście, jak każdemu czasem zdarzył im się słabszy występ. Jeśli już do tego doszło, to nie zwalali na okoliczności, sprzęt, złe sędziowanie, pogodę i faule rywali. Po prostu mówili jak było i nie szukali tanich usprawiedliwień. Byli dżentelmenami na torze czy boisku, ale też poza nimi. Sława, którą zdobyli, nie uderzyła im do głowy. Nie stali się celebrytami, mają normalne życie, a rodzina jest dla nich najważniejsza. Po skończeniu kariery nie burzyli swojego wizerunku czymś nieodpowiedzialnym, potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Czy mamy kogoś takiego, nie gdzieś tam w Barcelonie, Realu czy w NBA, tylko tu, u nas, na Ziemi Lubuskiej? Oczywiście! To Andrzej Huszcza. Znakomity sportowiec, zawsze skromny, mimo sukcesów i wielkiej popularności, człowiek. Kogoś takiego spotkać coraz trudniej. Wszystkiego najlepszego z okazji 60. urodzin!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska