Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie gary, że opadają kopary. Jak ugotować emeryta

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Ofiarami są najczęściej starsi ludzie
Ofiarami są najczęściej starsi ludzie sxc.hu
Najpierw miła gadka, później wspólne pieczenie ciasta, przygotowywanie bigosu czy smażenia kurczaka, a potem… polowanie na jeleni. Ofiarami są najczęściej starsi ludzie, którzy z takich spotkań wychodzą z garnkami za tysiące złotych.

Przeczytaj też: Uwaga na nieuczciwych sprzedawców aut! "Wyklejanka" to oszustwo (wideo)

Historię gorzowianek Wandy i Ireny opisaliśmy w ,,GL" przed miesiącem. Wcześniej podobne dramaty przedstawiały media w całej Polsce. Przypomnijmy: Czytelniczki poszły na spotkanie promocyjne jednej z firm, a wyszły z garnkami za 5,5 tys. zł i 3,6 tys. zł. Oczywiście nikt ich do niczego nie zmuszał. Same podpisały umowy.
- Jak mogłyście tak się dać zrobić?! - nie mogłem zrozumieć ich naiwności.
- Straciłyśmy głowę. Ten człowiek tak pięknie czarował! - odpowiadały załamane ratami na lata.
A ja nie dowierzałem, że można dać się wrobić w kupno drogich garów. Aż… do tej pory. Bo osobiście wziąłem udział w takim spotkaniu.

Zaczęło się od telefonu. Pani (ewidentnie dzwoniła ,,na ślepo", bo nie znała moich danych) poinformowała mnie, że mam szansę na wyjątkowe spędzenie sobotniego przedpołudnia. - Jadł pan bigos na karmelu? Nie? No to będzie okazja - zachęcała anonimowo ankieterka. Wzięła ode mnie wszystkie dane i trzy razy przypomniała datę, godzinę i miejsce spotkania. Potem dzwoniła jeszcze cztery razy (!). Ostatni raz na dzień przed "imprezą". Musiałem dwa razy powtórzyć nazwę hotelu i godzinę spotkania. Dodatkowym wabikiem była niespodzianka: każdy gość miał dostać wyciskarkę do soków wartą 125 zł, a dla par prezentem był robot kuchenny za 550 zł. Za darmo! No to idę!
Sobota, chwila po 10.00. Na sali 40 osób, jestem najmłodszy. Średnia wieku to na oko 70 lat. Widzę panią o kulach, ze cztery małżeństwa, sami emeryci i renciści. I ja. A do tego sześcioro młodych ludzi, którzy poprowadzą imprezę.

Wodzirejem jest pan Bartosz. Jednak prawdziwymi gwiazdami są garnki "trzeciej generacji" (co prowadzący powtórzy jeszcze w sumie kilkanaście razy). Stoją na stole i błyszczą. - A gdzie te ciasto obiecywane?! - wyrywa się panu Henrykowi z pierwszego rzędu (bo ciasto faktycznie było obiecywane). Skoro mu się wyrywa, to zostaje poproszony o pomoc: miesza ciasto i wlewa je do garnka "który jest jak piekarnik, a nawet lepszy" - o czym zapewnia pan Bartosz. Pieczenie trwa kwadrans. I to pomimo instrukcji z opakowania ciasta, że powinno trwać 40 minut. Ale po kwadransie nie ma jedzenia! Bo na głębokiej patelni przyrządzimy jeszcze udka kurczaka! Tym razem z widowni do pomocy pan Bartosz wybiera… mnie! Układam udka na rozgrzanej patelni. Po sześciu minutach przewracam na drugą stronę. Gdy później patelnia znika z palnika, jedna z pomocnic pana Bartosza kroi kurczaka i ciasto na kawałki. Nikt poza mną nie widzi, że kurczak jest… niedosmażony. Owszem, z zewnątrz skórka ładnie zarumieniona, ale środek surowy. Dlatego nie dostajemy do skosztowania całych udek, ale kawałeczki mięsa. Wyłącznie z ,,góry", gdzie się zdążyło spiec.

Przeczytaj też: Fikcyjny mandat. Nowa metoda oszustów
W tym czasie pan Bartosz robi show. Smaży mleko, by udowodnić, że przypalenie nie zniszczy powłoki patelni, roztapia cukier na karmel, przekonuje, że każdy z nas zużywa do smażenia szklanki oleju dziennie. Na początku nieufni ludzie zaczynają bić brawa, są pod wrażeniem. Do tego nagle na sali odnajduje się… para ludzi, która ma już te garnki! Zachwalają, cmokają, opowiadają, jak zmieniły ich życie. A pan Bartosz straszy. Że zwyczajne patelnie ,,to gówno", które trzeba wymieniać co roku, a jeśli ich nie wymienimy, to ,,smażymy na aluminium" co jest niezdrowe. A potem zręcznie żongluje słowami: rak, odżywianie, śmierć, gotowanie, zdrowie, nowotwór, rodzina, oszczędność, wygoda, rak... Oczywiście receptą na wszystko są garnki, które prezentuje.

Publika zostaje sprytnie wciągnięta w tę grę. Każdy z gości ma bowiem przy sobie niewielki świstek, na którym ma wypisać dane i telefon do czterech znajomych osób (wpisuję dziennikarzy z ,,GL" - wybaczcie!). Prowadzący zbiera te karteczki tylko od tych, którzy publicznie zadeklarują, że są zainteresowani garnkami. I to spośród nich ma być losowany upominek - ten rzekomo obiecany każdemu za samo przyjście!

Potem na głos pan Bartosz wyczytuje nazwiska osób zaproszonych do rozmów o zakupie. Jestem w tej grupie, bo - oczywiście - zgłosiłem się w pierwszej turze. Trafiam na rozmowę właśnie z prowadzącym.
Udaję chętnego na patelnię i garnek do gotowania na parze. Na dzień dobry pan Bartosz prosi więc o… dowód osobisty do spisania umowy! Przekonuje, że zapłacę niewiele, bo ,,da mi rabat" i ,,pójdzie po kosztach". Okazuje się, że ta supercena to 108 zł. Ale miesięcznie i przez dwa lata, co daje w sumie 2.590 zł. Mogę też płacić 79 zł przez trzy lata, co daje 2.844 zł. Za patelnię i garnek!

Grymaszę, więc pan Bartosz ,,zdradza tylko mi", że normalnie to sama patelnia kosztuje 1,9 tys. zł, czyli powinienem docenić upust. Ale nie doceniam. Uprzejmie dziękuję. Na moje miejsce szybko siada starsza pani. W sumie na raz obsługiwanych jest po sześć osób. Wykorzystuję chwilę i podchodzę do garnków. Próbuję zrobić im kilka zdjęć z ukrycia. Nie ma jak. A prowadzący patrzą na mnie coraz mniej przychylnym wzrokiem. Wychodzę więc ze spotkania, bez próbowania bigosu na karmelu. Ale też - na szczęście - bez garnków.
Dokładnie tak samo wyglądało spotkanie, na którym nasze Czytelniczki podpisały umowę na wielotysięczne kwoty.

Dr Piotr Klatta, który w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Gorzowie uczy m.in. komunikacji społecznej, zna te wszystkie sztuczki. - Spotkania prowadzą profesjonaliści. Do perfekcji opanowali techniki wpływu - przyznaje. Podkreśla, że podczas podobnych prezentacji nic nie jest przypadkowe. Wciąganie ludzi do gotowania ma uwiarygodnić towar, ,,przypadkowi" właściciele garnków z publiki też umacniają przekonanie, że garnki są rewelacyjne. - I one naprawdę są dobre. Ale można je znaleźć trzy razy taniej - dodaje dr Klatta. Ostrzega, że nawet sceptycznie nastawieni ludzie mogą dać się skusić na zakup. Bo słyszą wykład o zdrowiu, przestrogi przed rakiem, a proste, dostają od miłego pana szybkie rozwiązanie: garnki! - Dlatego jeśli nie chcemy ryzykować, po prostu omijajmy takie prezentacje i nie dajmy się wciągać w dyskusje - radzi nasz ekspert. A już na pewno nie podpisujmy żadnych umów! Bo będziemy mieć problem jak pani Wanda i Irena…

Co z ich problemem? Z pomocą rzecznika konsumentów z Gorzowa Andrzeja Wawrzyńskiego wysmarowały pisma, dzięki którym mają szansę na wyplątanie się z interesu (niedawno jedna z nich dostała pismo, w którym firma godzi się na to, ale żąda odesłania towaru). Interesu - podkreślmy - w pełni legalnego, zgodnego z prawem, ale jednak żerującego na starszych osobach, które często nie potrafią nawet przeliczyć faktycznego kosztu zakupu (ratalnie wychodzi o kilkaset złotych drożej).
Co więc robić, gdy już trafimy na podobne spotkanie? A. Wawrzyński radzi uważać, co kupujemy i co podpisujemy.
Żeby być mądrym przed szkodą.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska