Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie życie w Nowej Wiosce

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Genowefa Karpowicz to nestorka wsi, ma 99 lat. Chciałaby doczekać śmierci w Nowej Wiosce. Jeśli jednak kopalnia wymusi, wyjedzie. Już się z tym pogodziła.
Genowefa Karpowicz to nestorka wsi, ma 99 lat. Chciałaby doczekać śmierci w Nowej Wiosce. Jeśli jednak kopalnia wymusi, wyjedzie. Już się z tym pogodziła. Michał Szczęch
Stoi tu blaszany sklep i drewniany krzyż. Pola po horyzont... Dla jednych budowa kopalni jest furtką, którą można stąd uciec do "lepszego" świata. Inni zapuścili tu korzenie, nie chcą wyjeżdżać.

Rano autobus wiezie dzieci do szkoły, popołudniami odwozi. Więcej autobusów nie jeździ. Dostać się okazją? Zapomnij, niewielu wpada przejazdem. - Bez samochodu - twierdzą mieszkańcy - trudno więc egzystować.

Jeśli ktoś obcy zawita, to przeważnie do miejscowego uzdrowiciela. Zdaniem Krystyny Nowickiej ten uzdrowiciel "może i ma moc, a może jej nie ma". Faktem jest, że kiedyś położył nad nią ręce, a ona twierdzi, że poczuła ciepło. A zdaniem Ireny Karpowicz to zabobony, nic więcej.

Życie w Nowej Wiosce

Krystyna Nowicka wyjdzie sobie na ogród. Posadzi kartofle. Wyplewi. Zajrzy do kur. Błogi tu spokój. Człowiek odetchnie wśród drzew.

Życie w Nowej Wiosce kiedyś a dziś?
- Ooo... - komentuje Nowicka. - Kiedyś co dom to gospodarstwo. Na drogach sznur krów. Każde pole zbożem obsiane. Koniem się to zboże kosiło. I każdy miał czas dla drugiego człowieka.
Teraz? - Nie jest źle. Ale człowiek nie ma czasu zagadać do nikogo. Ludzie już z ziemi tak nie żyją, jak dawniej.
Jeden sąsiad Krystyny Nowickiej co prawda ma byki. - Ale te byki to trzyma raczej dla rozrywki.
Kolejny sąsiad, strażak, ma trochę hektarów. To wszystko.

- Wioska urokliwa, domy ładne, bo stoją w rządku, a nie tak porozwalane - ocenia Nowicka. Stała też kiedyś we wsi remiza. 10 lat będzie, jak rozebrali. Teraz tu tylko te domy, 25 numerów. Jeden nieaktualny, bo cegły poszły kiedyś do Warszawy na odbudowę stolicy. Dwa domy puste, właściciele umarli. Śmierć, jak zawitała do Nowej Wioski w kwietniu zeszłego roku, tak prawie rok nie chciała stąd odejść. Zabrała wtedy siedem osób.

Część ludzi tu biedna, część bogatsza. Bywa, że są dwie emerytury w jednym domu, coś się do tego dorobi i można związać koniec z końcem. Ale miejscowa młodzież dobrej pracy nie znajdzie. Najmłodszy syn Krystyny Nowickiej jeszcze w szkole. Marcin skończył technikum samochodowe, Łukasz liceum informatyczne, później szkołę policealną. I co? Piła i do lasu.

- Człowiek się wyuczył, a teraz jest, co jest. Przecież nie będzie siedział i czekał, aż ktoś coś da.
Córka Nowickiej była w gminie przez półtora roku na stażu. - Może zostawią - myślała. Nie zostawili.

- Żeby jak najtaniej, żeby tylko przeżyć - zdaniem Krystyny Nowickiej każdy człowiek dzisiaj tak patrzy. Brakuje pieniędzy? Niedobrze. Za dużo? - Taki, który ma pieniądze w większych ilościach, zaraz z góry spogląda na innych. Bo pieniądz tylko zmienia człowieka.
Ale ludzie mają dziś w Nowej Wiosce większe zmartwienie: - Przyjdzie kopalnia i powiedzą, że mamy stąd się wynosić? - Nowicka się niepokoi.

Chcemy wyjechać

Pobliski Gubin rozłożony na łopatki. Firmy upadły.

- Niech kopalnia da gwarancję na piśmie, niech uczciwie wycenią nasze domy, można się przecież dogadać - Irena Karpowicz czeka. Dowie się, na czym stoi? Pierwsza wtedy spakuje walizki. Wyjedzie i zacznie od nowa. Ma emeryturę, więc o przyszłość jest już spokojna. Nieduże mieszkanie w mieście - dla jednych klatka, dla niej spełnione marzenie i ucieczka z klatki, jaką jest dzisiaj Nowa Wioska. - Tylu ludzi tu żyje bez sensu. Bez celu. Bez perspektyw. Aby tylko dzień minął.
Tam? - W aglomeracji człowiekowi po prostu łatwiej, o pracę, o wszystko. I bliżej do ludzi.

Tu? - Jak nie ma pracy, pozostaje runo leśne. I sentyment. Nic więcej.
Kopalnia, zdaniem Ireny Karpowicz, może odmienić ten los.
Do ewentualnego wyjazdu przekonała już nawet swoją 99-letnią mamę Genowefę.

Siedzi pewnego razu pani Irena z mamą na werandzie w drewnie z niebieskimi akcentami i taką toczą dyskusję:
- Wielu tu ludzi, co nie pracują, bo nie chcą - to pani Genowefa, na temat bezrobocia. - Żeby im dali nie wiadomo jakie prace, żeby płacili nie wiadomo jakie pieniądze. I tak nic nie będą robić. Nawet kopalnia tu nie pomoże.
Irena Karpowicz myślami wraca do przeszłości: - Kiedyś wstawało się o trzeciej rano i do gospodarstwa. Człowiek się uczył, a po szkole do pracy. Było ciężko, ale jakoś tak normalniej. Teraz tylko, aby zysk i nic więcej.

Pani Genowefa nie może pojąć, że dziś za wszystko człowiek ma płacić. - Dadzą podwyżki parę gorszy i nawet od tego podatek. Zmiłujcie się!
- Ale mamuś, tak zawsze było - to Irena Karpowicz. - Kasa napędza świat, niestety. Tak jest wszędzie.

Pani Genowefa przeżyła dużo, w tym dwie wojny światowe. Emerytury garstka, bo za trudne życie i za urodzone dzieci emerytura się nie należy. - A dziś kobieta tylko dziecko urodzi i jej za to dają pieniądze - pani Genowefa również tego nie może zrozumieć. - Mamuś, świat się zmienia - tłumaczy Irena Karpowicz. - Nie możemy stać w miejscu. Przecież nas jest mało w kraju. Muszą płacić, żeby się ludzie rodzili.
A kopalnia? Po co kopalnia? Zdaniem Ireny Karpowicz może to być furtka do lepszego życia.

Paliwo za kanki mleka

Idę wioską, a ludzie się patrzą. Jedni biorą za urzędnika, co zbiera pieniądze za wodę. Inni za geodetę, bo tych ostatnio tu sporo. Ponoć przyciąga ich perspektywa wydobywania węgla.
A Dorota Szczechowiak widzi mnie i myśli "Świadek Jehowy". Bo tych, jej zdaniem, kręci się tutaj najwięcej. Żeby miała jakieś obiekcje? - Kiedyś było strasznie. Ludzie pełni sprzeciwu. Teraz już więcej akceptacji.
Człowiek dostosować się może do wszystkiego. Do kopalni też?

Pergole, nie pergole, bramy ogrodowe. Słowem - co się nawinie. Tak dorabia Dorota Szczechowiak. Ona potrafi się dostosować do warunków. I śmieje się, że rytm życiu w Nowej Wiosce wyznaczają autobusy. Jedzie rano, znaczy, że pora na śniadanie. Wraca? Pora na obiad. Do tego człowiek się dostosowuje, bo po prostu musi.
- Te autobusy to jest dla mnie nie do pomyślenia - Dorota Szczechowiak, właścicielka dwóch krów i dwóch kóz, jednej jałówki i trzech koni nie potrafi mimo wszystko pojąć, że tak ich mało.

Uciec od tego wszystkiego? Pozwolić się wysiedlić? - Na inną wioskę może bym i się przeniosła, ale nie do miasta. Kocham wioskę i las - Dorotę Szczechowiak nie przeraża nawet ciężkie życie rolnika. Ile siana wrzuci do stodoły, tyle musi przenieść do obory, a później do obornika. - Ale teraz krowy zaczynają czuć trawę. W maju ruszą na łąki i będzie lżej...

Dobrze się żyje w Nowej Wiosce? - Nie to, co było kiedyś - pani Dorota wzdycha za dawnymi biesiadami, na które schodziła się cała okolica. - Dzisiaj jeden drugiemu zazdrości. Ktoś zrobi byle ognisko, za dużo dymu i sąsiad zaraz straż wezwie. A jak dojdzie do kłótni, to sąsiedzi potrafią się latami nie odzywać.

Co jeszcze drażni? - Z cenami my tu, pod Gubinem, mamy przerąbane, bo ustawione pod Niemca - Dorota Szczechowiak przywołuje pierwszy lepszy przykład, ot choćby ceny benzyny. - Jak byłam młodsza, za litr mleka był litr paliwa. Teraz muszę za litr benzyny oddać sześć litrów mleka! Ładna kalkulacja...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska