Termin porodu minął w poniedziałek. W środę 22-letnia mieszkanka Toporowa pojechała do ginekologa w Świebodzinie. Ten skierował ją do szpitala. - Mówił, że to początek akcji porodowej i żeby natychmiast iść do szpitala - opowiada. - Od razu nie mogłam. Synek był w przedszkolu w Toporowie i nie miał go kto odebrać. Wsiadłam więc znów w pociąg i wróciłam do domu.
Tam i z powrotem
- Po południu pojechaliśmy jednak do Świebodzina - relacjonuje Joachim Ogaza, ojciec dziecka. - Pani w Izbie Przyjęć spytała, czy Monika ma skurcze (nie miała) i gdzieś dzwoniła. Potem przekazała nam, żeby iść do domu, a w szpitalu stawić się w czwartek rano...
Wrócili pociągiem o 20.06.
Wczoraj pani Monika już nie poszła na dworzec. - Czy ciężarna powinna tak w kółko pociągiem jeździć? - pyta. Poza tym bilet w jedną stronę kosztuje 4,60 zł, oboje z mężem są bezrobotni. - A gdyby nas znów nie przyjęli?
Rodzice dziecka największy żal mają o to, że nikt nie zbadał pani Moniki. Tylko z góry ktoś orzekł zaocznie, że wszystko jest w porządku.
Taka jest procedura
- Procedura jest taka: jeśli nie ma czynności skurczowych oraz innych objawów porodu, a od jego terminu upłynęło powyżej 7 dni, lekarz kieruje do szpitala. Wcześniej czeka się na rozwiązanie naturalne - mówi ordynator oddziału ginekologii i położnictwa świebodzińskiego szpitala, Leszek Pawlak. - W tym przypadku lekarz skierował do nas pacjentkę wcześniej. Co nie oznacza jednak wskazania do natychmiastowego przyjęcia. A planowe przyjęcia odbywają się rano.
Czy to normalne, że odsyła się ze szpitala skierowaną tam ciężarną kobietę bez jej zbadania? - Nie było potrzeby badań, nic takiego się nie działo - odparł ordynator.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?