- Proste i zwykłe. A kosztują mnie tyle, jakby do pałacu prowadziły! - Teresa Krawczonek z Zielonej Góry pokazuje swoje nowiutkie drzwi wejściowe do mieszkania. Zamówiła je u domokrążcy, przedstawiciela jakieś firmy spoza województwa. Tak kwieciście zachęcał. Miała zapłacić jedynie 790 zł i do tego na kredyt. Dlatego aż zatrzęsła się z nerwów, gdy przyszły papiery z banku. Czarno na białym było tam napisane, że całkowita cena wynosi ponad 1.400 zł! Okazało się, że akwizytor "zapomniał" o dodatkowych opłatach. Jak na złość były też problemy z prawidłowym montażem skrzydła.
Sprawdziliśmy - to nie jest wyjątkowy wypadek przy pracy. Okazuje się, że sprawy związane z drzwiami kupowanymi u domokrążców, należą do tych najczęściej zgłaszanych instytucjom pomagającym kupującym. Do każdej wpływa co najmniej kilka skarg w miesiącu. Dotyczą zarówno sposobu sprzedaży, jak i jakości montażu oraz samego produktu.
Rzecznicy praw konsumentów mówią: - Serce aż boli, gdy widzi się ludzi przychodzących z reklamacjami. Najczęściej są to emeryci, renciści, inwalidzi. Ufnie podchodzą do obietnic, które bywają jedynie psychologicznymi i prawnymi sztuczkami nastawionymi jedynie na sprzedaż.
- Gdy zadzwoniłam z reklamacją do szefa zakładu,… udawał wariata. Rżał mi do słuchawki jak koń! Był niegrzeczny i pełen pogardy - wspomina gorzko pani Teresa.
Również wielu innych naszych Czytelników padło ofiarą nieuczciwych przedstawicieli i firm zajmujących się tego typu stolarką. Czasami przychodzicie do nas dosłownie całymi dzielnicami, po których krążyli akwizytorzy. Scenariusz ich działania zawsze wygląda podobnie. Swoją ofertę zachwalają jako niebywałą okazję. I cena rzeczywiście bywa bardzo atrakcyjna. - Tyle, że jest podawana netto, czyli bez podatku - wyjaśnia zagadkę Ewa Mazurkiewicz, szefowa zielonogórskiej delegatury Wojewódzkiej Inspekcji Handlowej w Gorzowie Wlkp. - Tacy pośrednicy słowem nie wspominają również kupującym o kosztach kredytu. I stąd ich zdziwienie, gdy przychodzi do domu pismo z banku.
Umowy są jednak ważne, bo podpisane. - W majestacie prawa i trudno prawnie zmienić tę najczęściej beznadziejną już sytuację - ostrzega Jarosław Jankowski, powiatowy rzecznik konsumentów z Myśliborza.
Niektórzy klienci oddają domokrążcom wszystkie faktury. Potem nie mają, gdzie sprawdzić, czy firma była z Gniezna, czy może jednak z Gdańska. - Sami pozbawiają się przewidzianej prawem możliwości rezygnacji z takiej umowy w czasie 10 dni od jej zawarcia, bo nie wiedzą, gdzie ją kierować. Bardzo często reklamacji przy takich sprzedażach też nie ma komu wysłać, bo firma-krzak - opowiada Mazurkiewicz.
Ludzie zostają w dłoni jedynie z numerem komórkowym, który np. już po tygodniu jest nieaktualny. Z powodu tej anonimowości nie da się ocenić, ile firm zajmuje się w naszym regionie tego typu nieuczciwą akwizycją. Wiadomo jednak, że jej ofiarami padają zwykle ludzie starsi. - Pamiętają czasy, gdy ceny były wszędzie takie same i nie było sensu ich sprawdzać - wyjaśnia mechanizm Halina Adamczyk, prezes federacji konsumentów w Gorzowie. - Ale dziś mamy ceny umowne i trzeba nauczyć się sprawdzać oferty. I tego, że podpisać umowę można, ale przeczytać trzeba. Inaczej nie możemy powiedzieć, że zostaliśmy oszukani.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?