Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Targowisko w centrum Gubina straszy. Modernizacja rynku jest możliwa? (ZDJĘCIA)

Łukasz Koleśnik
Różne spojrzenia na targowiska w Gubinie na przestrzeni lat. Jeśli ten w ostatnim czasie się nie zmieniał, to dawniej wyglądał zdecydowanie inaczej.
Różne spojrzenia na targowiska w Gubinie na przestrzeni lat. Jeśli ten w ostatnim czasie się nie zmieniał, to dawniej wyglądał zdecydowanie inaczej. Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Gubińskiej/Stefan Pilaczyński
W mieście przygranicznym działają dwa targowiska. Przemysłowe przy ul. Śląskiej oraz w centrum, przy Obrońców Pokoju. To drugie pod względem estetyki się wyróżnia. Niestety - w sensie negatywnym.

- Teraz mamy tutaj dużą galerię handlową, niedaleko fara i Gubiński Dom Kultury, trochę dalej markety i knajpy. A między nimi właśnie targowisko, kompletnie nie pasujące do reszty - opowiada pani Krystyna z Gubina.
Mieszkańcy miasta przygranicznego zauważają, że okolica powoli się zmienia, jednak jeden element jest praktycznie taki sam od wielu lat.
- Może udało się przez te lata poprawić kilka drobiazgów, ale za bardzo to nie rzuca się w oczy - mówi pan Andrzej Krzywiński.

Zdania gubinian są podzielone. Niektórzy mówią, żeby „zaorać” targowisko, bo niepotrzebne i tak są w mieście dwa. Inni protestują. - Latem targowisko żyje, wtedy można tu zakupić świeże warzywa i owoce - zauważa pani Bożena. - Teraz mamy taki martwy okres, w którym wiele stoisk jest zamkniętych. Targowisko to nieodłączny element naszego miasta, wielu ludzi tam pracuje, dlatego uważam, że nie powinno się go likwidować, tylko pomyśleć o jakiejś modernizacji.

Jako przykład mieszkańcy Gubina podają sąsiednie Krosno, gdzie lata temu doprowadzono do odnowienia targowiska przy ulicy Parkowej (do otwarcia doszło w 2015 roku). - Te stoiska funkcjonowały od lat 90. ubiegłego wieku - mówił wówczas burmistrz Krosna Marek Cebula. - Potrzebna była gruntowna modernizacja. I tak też się stało.
Zmieniło się tam wszystko, stragany, przejścia, powstało zadaszenie. Po „Bangladeszu”, bo tak rynek był nazywany, nie został ślad.

Odmienione targowisko w Krośnie Odrzańskim już otwarte

Modernizacja targowiska w Gubinie nie jest tematem nowym. - Co jakiś czas ta sprawa jest poruszana. Patrząc jednak na zdjęcia, to targowisko nie uległo rewolucji w ostatnich latach - mówi Stefan Pilaczyński ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej.
Również gubińscy radni zwracają uwagę na to, że wygląd miejscowego targowiska przydałoby się poprawić. - Estetyka musiałaby ulec poprawie, jednak nie jest do końca pewne czy miałoby to sens - mówi Danuta Grygorowicz. - Coraz mniej ludzi robi zakupy w mniejszych sklepach, również na targowiskach. Nie chcę jednak wyrokować, dopóki dokładnie nie zbadam tematu. Mam zaplanowane spotkanie na targowisku ze sprzedawcami.

Burmistrz Bartłomiej Bartczak przyznaje, że w najbliższym czasie szanse na przeprowadzenie zmian na targowisku są małe. - Uchwalony został ostatnio budżet na 2019 rok, w którym mamy kilka dużych zadań do realizacji, z budową hali sportowej na czele, która pochłonie ponad 10 mln zł - wyjaśnia włodarz.

Rozpoczęła się budowa nowej hali sportowej w Gubinie

Poza tym burmistrz mówi, że w ostatnich latach zainwestowano trochę pieniędzy w targowisko. - Ogrodzenie, zadaszenie, ale jeśli chodzi o stragany, to one nie są nasze, tylko prywatne, więc z nimi nic nie możemy zrobić - podkreśla i dodaje, że o połączeniu dwóch targowisk również raczej nie ma mowy. Temat był poruszany kilkukrotnie i nic z tego nie wyszło.
- Nie chcę decydować o tym, czy modernizacja targowiska będzie możliwa, czy nie - mówi. Mamy pięcioletnią kadencję, być może pojawią się możliwości dofinansowania. Zobaczymy.

Historia okiem Stanisława Pilaczyńskiego ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej:
Największy targ w historii miasta

Dwadzieścia lat temu – w roku 1990 – zaczynały się nowe czasy dla Polski. Przemiany jakie dokonywały się wówczas w kraju były aż nadto widoczne w przygranicznym Gubinie. Miasto stało się słynne z handlu. W tymże roku handlem zaczęła się trudnić się co najmniej połowa gubinian. Handlowano czym się da, gdzie się da i z kim się da. Do Gubina waliły tłumy sąsiadów zza Nysy i handlarzy. Kolejka Niemców na granicy nie miała końca. Z kieszeniami wypchanymi bogatszą od złotówki marką zachodnią, która w czerwcu wyparła enerdowską walutę*, walili na gubiński targ, by kupować prawie wszystko to po atrakcyjnych cenach.

Handel w centrum rozłożył się na wszystkich uliczkach i placach. Tu gdzie stoi dziś market Netto każdy skrawek ziemi był zajęty przez handlujących. Na placu gdzie postawiono później bank, palca nie szło wetknąć.

Pan Włodek handlował „z łóżka” brzeszczotami wykrzykując: Ain mark, ain sztik”. Interes kręcił się znakomicie. Brzeszczot kupował za 1500 złotych, sprzedawał za ponad 6 tysięcy, bo tyle wówczas kosztowała w kantorze 1 marka. Obok niego facet wydzierał się na całe gardło: „hauze byte, hause” wymachując nowiutkimi spodniami. Tłumaczę mu, że handluje domami. - Nie szkodzi – panie, jaka to różnica, hauze czy hoze, sprzedają się rewelacyjnie”. Kawałek dalej pułkownik z kapitanem sprzedawali gorące kiełbaski z wojskowej kuchni. Szły jak ciepłe bułeczki.

Bazar przyciągał nie tylko mieszkańców Guben. Nie brakowało kupujących gubinian. Najpierw tłumy jeździły do Berlina (lub na Węgry) wożąc w jedną stronę wafelki w czekoladzie, w drugą zaś tanią elektronikę. Na prowizorycznym rynku obok śledzi w folii leżały skarpetki frote, zaś na magnetowidach stały jogurty z anansem. Fortuny powstawały jak grzyby po deszczu. Jedna z pań handlujących na tym niecodziennym targu wspomina: - Wieczorem wracałam z reklamówką pełną marek. Szczypałam się nie mogąc uwierzyć, że mam tyle pieniędzy.

Po zmroku handel zamierał, a bazar rozpoczynał drugie, nocne życie. Handlujący na targowisku w dużej mierze ludzie z różnych stron Polski. Po ciężkiej pracy chcieli mieć coś więcej z życia. Rozpoczynały się nocne Polaków rozmowy w oświetlanych świeczkami namiotach, budach i przyczepach. A i zarobioną forsę trzeba było przypilnować. O kamiennym śnie można było tylko pomarzyć.

Tymczasem w kraju premier Tadeusz Mazowiecki i jego rząd starali się zdusić inflację. Na początku roku sięgała ponad 600%. Rząd wprowadził banknoty 50 i 200 tys. – Za lodówkę polar (udało mi się kupić po znajomości) zapłaciłem rano 384.300 zł. Po południu widziałem tłum walczący o tą samą lodówką już za prawie 700.000 zł – wspomina pan Stanisław. A za narożnik ze Swarzędza zapłaciłem 13.500.000 zł. Kto w mechanizmie inflacyjnym słabo orientował się, tracił z dnia na dzień. Jak wspomina pani Krysia, od ojca otrzymała pieniądze za sprzedaż konia. Na początku mogła kupić pralkę, ale czekała. W końcu wystarczyło na materacyk dla dziecka. Ot, takie to były czasy.

Wicepremier Balcerowicz musiał przyjść – tak wspomina się po latach. Dzięki jego planom inflacja zaczęła spadać. W 1994 roku wynosiła 29,5%, w 2000 r. 8,5%. Głównie za sprawą dużo wyższych cen. Np. schab w styczniu 1990 r. skoczył z 11 050 na 20 350 zł, krakowska z 11 700 na 30 400 zł, a zwyczajna 7 250 na 12 300 zł.

Ale Gubin i jego handel żyli swoim życiem. Biznes kręcił się jeszcze przez wiele lat na najwyższych obrotach. Po kilku latach funkcjonowania tego swoistego „bangladeszu” bazarowicze przenieśli się na ulicę Śląską, „spożywka” pozostała naprzeciw dworca PKS. I tak jest do dziś. Dobre interesy wielu ustawiły na całe życie, części „łatwo przyszło, łatwo poszło”, ale wszyscy wspominają tamte lata z rozrzewnieniem. To se ne wrati – powiadają.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gubin.naszemiasto.pl Nasze Miasto